wtorek, 12 stycznia 2016

Rozdział sześćdziesiąty pierwszy

Zależy nam na Waszych komentarzach!
___________

Justin's POV  
Jej! Według planu powinienem stąd wyjść za pół roku!- rzucił Patyk, albo powinienem powiedzieć Brad. Ośrodek wynajął dwa busy żebyśmy bez problemu dotarli do centrum handlowego. Brad siedział na miejscu obok mnie i ani na chwilę nie przestał gadać.  
Przytaknąłem głową w zrozumieniu, a następnie odwróciłem się w bok i zacząłem wyglądać przez okno. Uchyliłem je lekko żeby wpuścić do niewielkiej przestrzeni chociaż odrobinę świeżego powietrza. - A ty za ile wychodzisz? - zapytał, a ja miałem ochotę go udusić.  
10 miesięcy - warknąłem.  
O, stary! To ssie - zaśmiał się. Tak, masz rację. Co ty na to żeby się zamknąć?  
Tsa - odpowiedziałem krótko, próbując powstrzymać negatywne myśli.  
Brad w końcu zrozumiał, że wcale nie chcę z nim gadać i się zamknął. Na moje nieszczęście miało to miejsce w chwili, w której dojechaliśmy na miejsce. Wszyscy pacjenci siedzieli niesamowicie podnieceni. Ja za to byłem nerwowy. Co jeśli to centrum handlowe jest chujowe i nie znajdę tu ani jednego odpowiedniego pierścionka? Przysięgam, że jeśli to będzie jakieś tanie gówno to...  
Justin?- spojrzałem za siebie i zauważyłem Francescę. Rozejrzałem się dookoła, ale w busie nie było już nikogo. Wszyscy stali przed wejściem do centrum handlowego. Pokręciłem głową, a następnie wstałem z miejsca i razem z Francescą opuściliśmy pojazd.  
Pani Twain momentalnie do mnie podeszła. - Gdy tylko wejdziemy, znajdziemy jakieś miejsce, w którym będziemy się spotykać. No i przedyskutujemy porę pierwszego spotkania - uśmiechnęła się do mnie, a ja tylko przewróciłem na to oczami. Było tu naprawdę dużo dobrych sklepów. Przygryzłem wargę, przyglądając się dużemu budynkowi.  
Moja bardzo mądra matka zostawiła mi moją kartę kredytową, co oznaczało, że będę mógł wydać ile tylko mi się zamarzy. Nawet gdybym kupił całe to centrum handlowe, wcale bym tego nie odczuł. Co mogę powiedzieć? Pieniądze z narkotyków to naprawdę spoko zarobek. Dodatkowo, jeśli chciałeś się kogoś pozbyć po prostu do mnie dzwoniłeś. a ja wcale nie byłem tani. Ale ci sztywniacy byli w stanie zapłacić miliony za to żeby ich wróg zniknął i nikt nie posłał ich za to do więzienia.  
Wszedłem do budynku i zacząłem rozglądać się dookoła w poszukiwaniu Francesci. Zmarszczyłem brwi, gdy zauważyłem, że zaraz obok niej stoi Pat... Brad. - A ty tu po co?- zapytałem.  
Żeby pomóc ci i naszej kochanej pannie Hurley wybrać pierścionek zaręczynowy odpowiedział ze szczerym uśmiechem. Zacisnąłem dłonie w pięści.  
Dlaczego mu powiedziałaś?- warknąłem na Francescę, a ona przewróciła na mnie oczami.  
Zamknij się, Justin. On jest nieszkodliwy.  
Nieszkodliwy - tak. Chciany - nie - warknąłem, mierząc go wzrokiem. Próbowałem ukryć swój uśmiech gdy skulił się pod moim spojrzeniem.  
Francesca spojrzała na mnie zawiedziona. - Nie możesz chociaż przez jeden dzień być miły? Do cholery, przecież wybieramy pierścionek zaręczynowy.  
Zignorowałem ją i zacząłem iść w kierunku sklepu jubilerskiego. Nie przejmowałem się tym, że powinienem znaleźć panią Twain. Spojrzałem na nich przez ramię. - Idziecie, idioci?  
Brooke's POV  
I to jest wasze dzisiejsze zadanie, zabierajcie się do pracy!- krzyknął profesor Darabie. Podniosłam głowę do góry. Co on  właśnie powiedział? 
Odpłynęłaś?- zapytał Hayden, a ja jęknęłam.  
Co robimy? Hayden był moim partnerem na te zajęcia, był miły, ale nic nie robił.  
Wygląda na to, że zszywamy to coś - powiedział, wskazując na martwą świnię. Ponownie jęknęłam, a następnie podeszłam do wyznaczonego stanowiska. Hayden zajął miejsce obok mnie.  
Zaczęłam wykonywać zadanie, podczas gdy Hayden po prostu siedział i wgapiał się w ekran swojego telefonu. Robiłam co mogłam żeby zmusić go do pracy, ale on i tak mnie nie słuchał.  
Więc... dzisiaj wieczorem jest impreza...- zaczął mówić. Przewróciłam na niego oczami.  
Nie.  
No weź, Brooke. Nie byłaś jeszcze na żadnej imprezie organizowanej przez bractwo - marudził.  
Dokładnie o to mi chodzi - powiedziałam, nadal zszywając świnię.  
Hayden podniósł się ze swojego miejsca i wyrwał mi igłę z ręki. - Pójdziesz jeżeli zrobię ten projekt sam? 
Zmarszczyłam na niego brwi. - Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy? 
Bo musisz mieć jakieś doświadczenia ze studiów - zaśmiał się.  
Wzięłam od niego igłę. - Dzięki, ale nie dziękuję. - Nigdy nie lubiłam imprez.  
Hayden jęknął, wyraźnie niezadowolony z mojej odpowiedzi, ale nie kłócił się ze mną. Zaskoczył mnie nawet, gdy zajął się drugą częścią naszego zadania - pisaniem.  
Do końca zajęć skończyłam zszywać brzuch świni, a Hayden w tym czasie napisał bardzo dobry esej.  
Jestem dumna - dokuczyłam mu, gdy przeczytałam jego wypracowanie.  
To dobrze. Przyjadę po ciebie wieczorem. Punktualnie ósma - rzucił, a następnie wstał z miejsca i skierował się w kierunku wyjścia z sali. Chwyciłam go za ramię, chcąc go powstrzymać.  
Hayden, przestań. Nie chcę tam iść.  
Dlaczego?- jęknął. - Jaka normalna nastolatka przegapiłaby okazję żeby pójść na imprezę?  
Nikt mnie tam nie zna...  
Żartujesz sobie ze mnie?- zaśmiał się głośno. - Każdy cię tam zna, Brooke. Jesteś jedną z najgorętszych lasek na tym uniwerku.  
Na moich policzkach pojawiły się rumieńce. - Zamknij się. 
Poważnie! No weź, chociaż na godzinę - błagał.  
Nie wiedziałam co zrobić. Byłam pewna, że Justin nie byłby zadowolony, że poszłam na imprezę. Ale z drugiej strony - byłam odpowiedzialna. Nie zrobiłabym niczego głupiego.  
Może - powiedziałam, a on się uśmiechnął. - Pomyślę o tym.  
Wyszedł z sali. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i już po chwili także opuściłam pomieszczenie i poszłam do mojego samochodu, a właściwie samochodu Justina.  
Miałam zamiar być posłuszna i pojechać jego Jaguarem, ale gdy tylko zobaczyłam Ferrari stojące w rogu - po prostu nie mogłam powiedzieć nie. Wrzuciłam swoją torbę na tylne siedzenie, a następnie zajęłam miejsce za kierownicą. Westchnęłam z ulgą, gdy poczułam miękkość siedzenia.  
Nowe auto?- podskoczyłam w miejscu, gdy usłyszałam głos dochodzący z boku samochodu. Hayden stał niedaleko, a na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.  
To nie moje. 
Skąd do cholery znasz kogoś kto może sobie pozwolić na taki samochód?- powiedział, dłonią przejeżdżając po masce samochodu. Hayden nie wiedział nic o moim życiu i nie miałam zamiaru tego zmieniać.  
Pokręcił głową. - Naprawdę jesteś kimś wyjątkowym, co nie?  
Podwieźć cię?- westchnęłam, gdy zauważyłam, że wcale nie ma zamiaru mnie zostawić.  
Uśmiechnął się pod nosem. - Jak słodko - rzucił i szybko obszedł samochód, a następnie zajął miejsce pasażera.  
Gdy wyjeżdżałam z parkingu, Hayden pogłośnił muzykę i otworzył okna na oścież. - To jest kurwa niesamowite! Nie mogę uwierzyć, że masz Ferrari.  
Mówiłam ci, że nie jest moje - powiedziałam, zatrzymując się na czerwonym świetle.  
Zaśmiał się. - A twój „przyjaciel" tak po prostu pozwala ci nim jeździć? Ta, jasne.  
Zignorowałam jego wypowiedź i zapytałam o adres. Westchnął. ale w końcu mi go podał. W drodze do jego akademika rozmawialiśmy o szkole, wymarzonej pracy i ogólnie o przyszłości.  
Dzięki za podwiezienie - powiedział z uśmiechem.  
Zaśmiałam się. - Nie ma problemu, Hayden.  
Lepiej żebym cię dzisiaj zobaczył na imprezie Spencera!- krzyknął. Machnęłam na niego ręką i wyjechałam z parkingu. Może jeśli Christine i Jon wybiorą się na imprezę to pójdę z nimi? Ale z drugiej strony - wcale nie miałam na to ochoty.  
Justin's POV 
Tanie gówno - warknąłem, gdy Francesca pokazała mi pierścionek z niewielkim kamieniem. Gówno.  
Zmarszczyła brwi. - To kosztuje pięć tysięcy dolarów.  
No mówię, że to tanie gówno - powtórzyłem, przyglądając się pierścionkom w innej gablocie. Nic nie zwróciło mojej uwagi. Nic nie błyszczało wystarczająco mocno. Nic nie miało wystarczającej ilości karatów. Nic nie było warte znalezienia się na palcu mojego kotka.  
Brad machnął ręką abym podszedł do wystawy, przy której stał i wskazał na jeden z pierścionków.  
Ten jest ładny.  
Był ładny. Miał duży diament, który błyszczał w świetle. Po jego bokach były dwa mniejsze kamyczki, a malutkie diamenciki były rozmieszczone dookoła całego pierścionka. - Ile kosztuje?  
Um, dwadzieścia tysięcy.  
Przewróciłem oczami. Dlaczego wszystkie pierścionki tu były tak tanie? Gdzie znajdę pierścionki kosztujące miliony dolarów, które celebryci kupują swoim żonom? Chciałem dać Brooke najpiękniejszy pierścionek na świecie.  
Podszedł do nas pracownik sklepu. - Mogę wam jakoś pomóc?  
Ile kosztuje najdroższy pierścionek w waszym sklepie?- Jeśli powie, że czterdzieści tysięcy to chyba stąd wyjdę.  
Zaprowadziła mnie do innej gabloty. - Ten tutaj kosztuje sto tysięcy. - Był okropny, nienawidziłem kolorowych kamieni na pierścionkach zaręczynowych.  
Nawet nie zareagowałem na jej wypowiedź, po prostu pociągnąłem Francescę za rękę i wyciągnąłem z tego chujowego sklepu. - Justin!- krzyknęła, wyrywając swój nadgarstek z mojego uścisku. - Widziałam, że przyglądałeś się pierścionkowi, który wybrał Brad. Wiem, że ci się podobał.  
I co z tego? Nie zamiaru zamiaru kupić jej pierścionka za dwadzieścia tysięcy. Kurwa, jestem Justinem Bieberem, mógłbym kupić wieżę CN jeśli miałbym na to ochotę. - byłem wściekły. Francesca z każdym moim przekleństwem coraz bardziej marszczyła brwi.  
Ten sklep - powiedziała wskazując palcem na inny sklep jubilerski - robi pierścionki na zamówienie. Wybierasz co ci się podoba i odbierasz kiedy jest gotowe.  
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, spojrzałem jeszcze raz na wskazany sklep, a następnie pobiegłem w jego kierunku.  
Mogę panu w czymś pomóc?- zapytał mężczyzna stojący za ladą. Wyglądał na zaskoczonego. Pewnie myślał, że nikt dzisiaj nie odwiedzi jego sklepu. To znaczy, czego mógłby szukać w sklepie jak ten mężczyzna ubrany w kombinezon?  
Tak, możesz.  
Uśmiechnął się. - Czego pan szuka? 
Chciałbym zamówić pierścionek.   
Był nastawiony bardzo sceptycznie. - Okej, um, czy ona jest terapeutką?- zapytał, spoglądając na Francescę. Posłałem mu spojrzenie w stylu „dlaczego cię to obchodzi", ale przytaknąłem. Pokazał gestem dłoni, że ma do niego podejść. - Czy moglibyśmy porozmawiać chwilę na osobności?- zapytał ze sztucznym uśmiechem. Odwróciłem się od nich, ale wytężyłem słuch.  
Czy on jest stabilny psychicznie?- zapytał sprzedawca. Prychnąłem pod nosem.  
Tak, dlaczego?  
Czasami ludzie chorzy psychicznie myślą, że mają żony czy dziewczyny, ale tak nie jest. One istnieją w ich głowach, ale nie w rzeczywistości, albo nawet nie zdają sobie sprawy z istnienia swoich „partnerów". - wyjaśnił szybko. Odwróciłem się w ich stronę. 
Moja dziewczyna jest kurwa prawdziwa!- warknąłem. Francesca spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym, że mam się zamknąć.  
Proszę pana, Justin nie ma problemów ze zrozumieniem rzeczywistości, a dziewczyna, dla której kupuje pierścionek istnieje naprawdę - wytłumaczyła z miłym uśmiechem.  
Justin Bieber?- źrenice mężczyzny momentalnie się poszerzyły. Jęknąłem pod nosem. Teraz na pewno nie sprzeda mi pierścionka. - Mój syn uważa cię za swojego idola!  
Musiałem dwa razy zastanowić się nad jego słowami. - Co?- Francesca wyglądała na totalnie przerażoną, a na mojej twarzy pojawił się grymas.  
Jakkolwiek to brzmi - on cię uwielbiał. Myślał, że jesteś najciekawszą osobą na świecie. Wiedział o tobie wszystko, każdy krok, każde zabójstwo. Oszalał, gdy dowiedział się, że wzięli cię do ośrodka. Nie mógł uwierzyć, że cię złapali - zaśmiał się lekko, a ja zmarszczyłem brwi.  
Nie złapali mnie.  
On to wie. Ale nie ważne. Mogę zrobić ci zdjęcie? Zawsze chciał się dowiedzieć jak wyglądasz. Szczerze mówiąc, nigdy bym nie pomyślał, że wyglądasz właśnie tak - wyciągnął z kieszeni swojego iPhone'a 5S. Niezręcznie uśmiechnąłem się do zdjęcia.  
Spojrzałem w bok. Co do kurwy? Dlaczego jakiś dzieciak miałby uważać mnie za swojego idola? Musiał być jakiś pojebany, jeszcze bardziej niż ja.  
Mężczyzna w końcu przestał zachowywać się dziwnie. - Okej, więc mówiłeś, że chcesz zamówić pierścionek?  
Przyglądałem się biżuterii leżącej w gablocie. - Tak.  
Jakie są twoje ograniczenia finansowe?- zapytał, wyjmując notatnik spod gabloty.  
Uśmiechnąłem się pod nosem. - Nie mam ograniczeń.  
Francesca i Brad zaczęli chodzić pomiędzy gablotami i przeglądać ich zawartość. - Ten wyglądałby na tobie pięknie - zaczął komplementować ją Brad. Zaczerwieniła się. Przewróciłem oczami na ich zachowanie. Dzieciaki.  
Ponownie zwróciłem swój wzrok na mężczyznę. Zastanawiałem się dlaczego jego syn jest takim idiotą. Czy oni też byli w jakimś gangu? - Więc, panie Bieber, jaki kształt ma mieć diament? Są różne rodzaje...  
Zmarszczyłem brwi. - Kurwa, serio?  
Mężczyzna zaśmiał się. - Nie masz pojęcia dlaczego to ma znaczenie, prawda? Diament jest największą atrakcją pierścionka. Masz jakiś pomysł co do kształtu?  
Okrągły i bardzo duży.  
Dobrze, a teraz jak ma dokładniej wyglądać?. Ma mieć tylko jeden diament czy jeszcze dodatkowe kamyki dookoła?  
Jeden - przytaknąłem. Brooke nienawidziła przepychu, a zbyt duża ilość kamieni wyglądałaby okropnie. Zaznaczył sobie coś.  
Cały pierścionek w jednej kolorystyce?  
Tak, srebrny - wielokolorowe pierścionki zaręczynowe były okropne. Chciałem ślicznego srebrnego pierścionka, który wyglądałby na drogi i idealnie komponował się z bladą skórą Brooke.  
Odwrócił laptop w moją stronę. - Twórz - powiedział i wyszedł na zaplecze. Natychmiast złapałem za myszkę i zacząłem projektować idealny pierścionek dla Brooke.  
Dwadzieścia minut później Francesca położyła brodę na moim ramieniu i spojrzała na ekran komputera. - Jest piękny.  
Wiem, jestem geniuszem - uśmiechnąłem się pod nosem dodając kilka małych detali. Strasznie mi się podobał. Gdy na niego patrzyłem, przypominał mi Brooke.  
Brad przytaknął. - Jest piękny, ile karatów?  
Osiemnaście - wybrałbym więcej, ale pierścionek był już idealny.  
Sprzedawca, Georg, zapytał. - Skończył pan, panie Bieber?  
Spojrzałem na pierścionek ostatni raz i przytaknąłem. Georg odwrócił laptop w swoją stronę i uniósł brwi w zdziwieniu. - Jest pan bardzo utalentowany, panie Bieber. Ten pierścionek jest olśniewający.  
Podziękowałem mu.  
Francesca przytuliła się do mojego boku. - Cieszę się twoim szczęściem, Justin, poważnie.  
Objąłem ją ramieniem. - Dziękuję.  
Uszczypnęła mój policzek. - Gdy tylko się stąd wydostaniesz, pamiętaj, że na święta oczekuję prezentu.  
Przewróciłem oczami i ją odepchnąłem. - Chciwa suka. - zaśmiała się, a ja się wyszczerzyłem.  
Więc, panie Bieber, to będzie siedem tysięcy dwieście szesnaście dolarów. Może być?  
Oczywiście, że tak - prychnąłem. Myślałem, że to bardziej obciąży moje konto. Przytaknął i już miał zabrać laptopa na zaplecze, ale w ostatniej chwili się zatrzymał.  
Zapomniałbym zapytać. Czy na pierścionku ma być jakiś napis?  
Uśmiech momentalnie pojawił się na mojej twarzy. - Tak, poproszę.  
Wyciągnął długopis i notesik. - Co to miałoby być? 
- Claimed. 
Brooke's POV
Zaczęłam rozmyślać, kręcąc ostatni kosmyk włosów z tyłu mojej głowy. Christine i Jon zgodzili się dołączyć pod warunkiem, że weźmiemy samochód Justina. Wahałam się, ale w końcu na to przystałam. Jon też już wiedział o Justinie i nie widział w tym problemu.
- Miłość to miłość, - uśmiechnął się do mnie.
Zamiast się przebierać, tak jak ja, Christine siedziała na brzegu wanny i machała nogami we wszystkie strony. – Wiesz... Mam idealny top dla ciebie – szybko pobiegła do swojego pokoju i wróciła z bardzo małą koszulką.
- O nie. Na pewno nie – pokręciłam głową, ale wzięłam materiał w dłonie i zaczęłam mu się dokładniej przygiąć.
To wyglądało bardziej jak stanik i było śliczne, ale ja się nigdy tak nie ubierałam.
- No proszę, Brooke. Spójrz na siebie. Jesteś jedyną osobą jaką znam, której to będzie pasowało – zaczęła układać swoje włosy. Zakręciła tylko dwa przednie pasma, tak żeby nie opadały jej na twarz.
Zamiast się kłócić zdjęłam swój nudny t-shirt i założyłam top, który mi dała. Sięgał do połowy moich żeber i pomniejszał trochę mój biust. Christine podała mi parę jeansów z wysokim stanem.
- No, no... - obie stałyśmy naprzeciwko ogromnego lustra w pełni gotowe. – Wyglądasz przepięknie, Brooke.
Uśmiechnęłam się do niej –dziękuję, ty też.
Jon zagwizdał gdy wszedł do salonu – Christine, kochanie wyglądasz olśniewająco, - zaczerwieniła się, a Jon złapał ją za dłoń i okręcił ją lekko, po czym złączył ich usta. Zakłuło mnie w sercu.
- Cholera, jesteś pewna, że nie mogę prowadzić? – Jon uśmiechnął się pod nosem gdy wkładałam klucz do stacyjki.
Parsknęłam i przewróciłam oczami – tak. Jestem pewna.
Christine śmiała się na tylnym siedzeniu – Jon, ona nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby Justin znalazł odciski palców innego chłopaka na jego kierownicy.
Jon prychnął, ale trzymał ręce na kolanach. Wiedziałam, że bał się dotknąć czegokolwiek odkąd Christine to powiedziała. Nie winiłam go za to, nawet nie pomyślałam, że Justin mógłby coś takiego zrobić, ale nigdy nic nie wiadomo.
Podwórko domu bractwa było już totalnie zaśmiecone. Czerwone kubki leżały na trawniku i były rzucone w krzaki. Studenci stali w grupkach, śmiali się i zdawali się dobrze bawić. Czułam dudnienie basu nawet w aucie. – Idźcie, ja zaparkuje za rogiem – powiedziałam, a Christine i Jon wysiedli z samochodu. Pojechałam kawałek dalej i znalazłam wolne miejsce. Upewniłam się, że nikt mnie nie zablokuje ani nie uszkodzi cennej własności Justina.
Budynek był przepełniony, więc przeciskałam swoje drobne ciało przez tłum, starając się znaleźć znajomą twarz Haydena, Christine albo Jona.
Nagle poczułam, że ktoś brutalnie chwycił za moje ramiona i krzyknęłam z zaskoczenia. Usłyszałam wtedy znajomy śmiech. – Hayden! – krzyknęłam z uśmiechem.
- Cieszę się, że zdecydowałaś się jednak pojawić, - na jego twarzy pojawił się uśmieszek. Złapał za moje nadgarstki i zaczął nas prowadzić w stronę kuchni. Wziął czysty kubek dla mnie i wypełnił go wódką i jakimś rodzajem owocowego soku – przyszłaś tu z kimś?
Zabrałam napój z jego dłoni, - taa, z Christine i jej chłopakiem Jonem.
Przytaknął ze zrozumieniem- przyjechałaś tym cackiem?
Zajęło mi kilka sekund zrozumienie o czym on mówił. – Oh, masz na myśli moje auto? Tak.
Zaśmiał się głośno, pokazując swoje idealnie białe zęby. Jego ciemne blond włosy i niebieskie oczy działały chyb na każdą dziewczynę. Był bardzo słodki, to prawda, ale nie był Justinem.
Hayden poprowadził mnie przez pokój, przedstawiając mnie różnym ludziom, ale za kilka godzin nie będę nawet o nich pamiętała, ale jeden chłopak z postawionymi do góry blond włosami i słodkim uśmiechem przykuł moją uwagę.
- Dave? – krzyknęłam i jego wzrok po chwili spoczął na mnie. Patrzył na mnie jak na ducha, po czym podszedł bliżej i mnie uścisnął.
- Brooke? Co do cholery... - odsunął się lekko i spojrzał na Haydena i znowu na mnie.- Dlaczego tu jesteś?
- Hayden mnie zaprosił – wzruszyłam ramionami.
Dave zmierzył wzrokiem Haydena po czym przeprosił go na chwilę i odeszliśmy kawałek- Brooke, co ty tutaj robisz? Wiesz, że to nie jest miejsce którym Justin chciałby cię widzieć.
Zignorowałam go – Co ty tutaj robisz?
- Sprzedaję prochy, a teraz ty odpowiedz na moje pytanie – skrzyżował ręce na klatce piersiowej, a ja prychnęłam. W sumie sama nie wiedziałam czemu tu jestem.
- Nie wiem, chciałam się rozerwać, chyba...
Zmarszczył brwi – Jak się masz? – wzruszyłam ramionami nie patrząc mu w oczy. Westchnął i uniósł mój podbródek lekko, tak żebym na niego spojrzała. Gdy tylko mój wzrok spotkał jego jasno-niebieskie spojrzenie, nie byłam w stanie powstrzymać łez. Cicho łkałam myśląc o Justinie, - Ćśś Brooke, będzie dobrze.
- T-tęsnię za nim,- łkalam, trzymając się kurczowo jego szarej bluzy. Głaskał mnie pocieszająco po głowie i starał się nas odciągnąć od tłumu ludzi.
Poczułam kolejną dłoń na moich plecach – cholera, wszystko z nią dobrze? – usłyszałam glos Haydena. Pociągnęłam nosem i starałam się zebrać do kupy.
- Taak, po prostu ona bardzo cieszy się, że mnie widzi, co nie skarbie? – Dave powiedział, a ja natychmiast uniosłam głowę w zdziwieniu. Czy on mnie właśnie nazwał skarbem?
- Oh. Jesteście parą, czy coś? – Hayden spytał pocierając niezręcznie swój kark, po czym opuszczając rękę.
Otworzyłam usta, ale Dave się wtrącił – Tak. Nie widziałem mojej dziewczynki przez jakiś czas, tęskniła za mną. – uśmiechnął się bardzo szeroko do Haydena. – Więc jeśli byś mógł, to daj nam troche prywatności.
Hayden bardzo szybko odszedł zostawiając naszą dwójkę samą. – Co ty do diabła robisz? – spytałam nie rozumiejąc.
Sztuczny uśmiech Dave szybko zmienił się w znudzony grymas – ratuję cię przed tym chuje/
Zaśmiałam się, - Dave, on jest tylko moim partnerem na chemii.
- Proszę cię, jego oczy nie opuściły twojego tyłka nawet na chwilę.- Dave z powrotem przysunął moją głowę do swojej klatki piersiowej, gdy Hayden znowu na nas spojrzał. – Nie mówię, że nie jest miłym kolesiem, ale on chce od ciebie czegoś, czego nie możesz mu dać.
W głębi duszy wiedziałam, że Dave ma rację, wiedziałam, że nie powinnam nakręcać Haydena – Wiem, - wymruczałam cicho, a Dave się wyszczerzył.
- Co ty na to, żebyśmy stąd wyszli
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, Christine i Jon nadal nie znajdowali się w zasięgu mojego wzroku. Pewnie byliby na mnie źli, gdybym stąd wyszła, ale naprawdę mnie to nie obchodziło.
'Źle się czuję, mam nadzieję, że możecie wrócić do domu taksówką' Wysłałam im wiadomość, po czym Dave zabrał mnie z przepełnionego domu.
- Nie przyjechałeś tu autem? – spytałam Dave'a gdy szliśmy w kierunku auta Justina.
- Nie. Kumpel mnie podrzucił. – powiedział, a ja przytaknęłam ze zrozumieniem. Gdy zbliżyliśmy się do samochodu, nacisnęłam przycisk, który odblokowywał zabezpieczenia. Dave spojrzał na auto z ogromnym zaskoczeniem – Justin cię zabije.
-Czego nie widzi, to go nie zaboli – posłałam mu uśmieszek i oboje wsiedliśmy. Dave się zaśmiał i przejechał dłonią po desce rozdzielczej. Wzdrygnęłam się. Miałam nadzieję, że Justin nie zauważy tu jakichś niechcianych śladów.
Nie wiedzieliśmy gdzie chcemy jechać, więc po prostu ruszyłam z mojego miejsca parkingowego. Skręciłam w pierwszą lepszą ulicę mijając wiele domów i innych budynków.
- Rozmawiałeś ostatnio z Justinem? – spytałam Dave'a gdy wjeżdżałam na parking McDonald's.
- Nie, ostatnio z nim nie gadałem, a wiesz co jest jeszcze dziwniejsze? Tayler gdzieś zniknął. Jakby się rozpłynął w powietrzu.
To mnie szczególnie zainteresowało – Co masz na myśli? To nie on przypadkiem zajął miejsce Justina jako lidera?
Dave wzruszył ramionami, - Znaczy się... przychodzi czasem na spotkania, ale rzadko robi cokolwiek. Nie mam pojęcia co on teraz robi.
Uniosłam brwi i zgasiłam silnik. – Justin się nie ucieszy.
- Dlatego właśnie nit mu o tym nie wspominał, - zaśmiał się.
Tyler zdawał się dbać o gang. Dlaczego więc to olewał? Bawiłam się paznokciami i patrzyłam w dal. Jeśli Justin wróci i zastanie gang w totalnej rozsypce, nie przestanie na to narzekać przez bardzo długi czas.
Będąc dobrą dziewczyną, zdecydowałam się tym zająć. – No cóż... Musimy znaleźć Tyler'a.
Dave potrząsnął głową, - on jest dosłownie zaginiony w akcji. Plus, to nie jest twoja praca, Brooke. Justin nie chce żebyś się mieszała w życie gangu, wiesz o tym.
Tu nie chodzi o 'życie gangu', tu chodzi o życie Tyler'a. Mam jego numer zapisany w telefonie, zadzwonię do niego później. Gdy Justin wróci do domu, chcę żeby wszystko było na swoim miejscu.
- Poza tym, - Dave dodał. –Jestem pewien, że to nic nie znaczy. Jesteśmy pewni, że jest po stronie Justina.
Zgodziłam się z nim, żeby zakończyć ten temat i żeby nie domyślił się, że nadal mam zamiar szukać Tyler'a
- Taak, rozumiem.
________________
Tłumaczenie: @JukaPl
Piszcie, co myślicie o tym rozdziale, bo nas to motywuje!
Do wtorku :D 

4 komentarze: