wtorek, 19 stycznia 2016

Rozdział sześćdziesiąt dwa, pt I

Brooke’s POV:

-         Nie mogę uwierzyć, że wyszedłeś. Impreza się rozkręciła! – Christine krzyczała, gdy przewracałam jajecznicę na drugą stronę. Wywinęłam oczami, odwracając się od niej i chwytając talerze.
Na szczęście nie była na mnie zła, że zostawiłam ją z Jonem; nie mieli nic przeciwko zamówieniu taksówki.
-         Cieszę się, że się dobrze bawiliście – uśmiechnęłam się sarkastycznie.
-         O tak! Jedno z łóżek w tym domu było wodne! Wiesz, jakie to dobre podczas seks-
-         Okej, rozumiem – machnęłam na nią ręką. Christine była bardzo małostkowa i nie przeszkadzało jej rozmawianie o jej intymnych sprawach. Zaśmiała się i poklepała po ramieniu.
-         Nie martw się, Brooke. Jak Justin wróci, opowiesz mi o waszym dzikim seksie.
-         Zdajesz sobie sprawę jaki będzie napalony? – zaśmiałam się, nakładając jedzenie na trzy talerze. Tak, Jon dalej tu był.
-         Proszę cię… Tylko dlatego, że jest kryminalistą, nie znaczy że nie jest kurewsko gorący. Plus, powiedziałaś mi o tych wszystkich klapsach. Ja bym była w skowronkach. – Wachlowała się, a ja zabawnie wywróciłam oczami, zakładając następnie nogę na nogę.
-         Wiedziałam! Jesteś strasznie napalona! – powiedziała, wskazując na moje nogi.
-         Zamknij się, nie jestem – uciszyłam ją.
Dziewczyna pokręciła głową, chichocząc. Chwyciła nasze talerze i położyła na naszym małym stoliku.
-         Nie ma mowy, żebyście tu spali w nocy, kiedy on wróci. Myślisz, że to co ja i Jon robimy jest złe? Cholera, będziecie się pieprzyć całą noc, boję się o twoją waginę.
Zaśmiałam się głośny, zakrywając buzię.
-         O mój Boże, Christie.
Słodko tylko wzruszyła ramionami i wróciła do posiłku. Jon w końcu zwlókł się na dół z oszołomionym wzrokiem. Potarł twarz swoimi ogromnymi dłońmi, po czym spojrzał się na stół.
-         Cholera, dziękuję, Brooke. – Usiadł, by zjeść śniadanie.


Ostatniej nocy razem z Davem jeździliśmy w kółko, rozmawiając o Justinie i jak wszyscy za nim tęsknią. Zaskakująco, poczułam się lepiej przez to, że inni też go wspierają. Wiele razy, gdy wracałam do domu, zastanawiałam się, czy nie zadzwonić do Tylera. Chciałam się dowiedzieć, czemu nie jest zaangażowany w gang tak mocno, jak powinien być.
-         Brooke – powiedział wolno Justin. – Nie wchodź na ladę, spadniesz.
-         Nie spadnę – machnęłam ręką, wdrapując się na ladę, by dosięgnąć najwyższej półki. Westchnął.
-         Booke – powtórzył się. Zignorowałam go, rozciągając się. Jęknęłam z irytacji, próbując stanąć na palcach, by dosięgnąć małego pudełka z kminkiem. Koniuszkiem palców przesunęłam pudełeczko, przyciągając je do siebie. Pudełko nagle spadło, a kminek wysypał mi się prosto do oczu. Zawahałam się, tracąc równowagę. Stałam już tylko na prawej noce, czując, że spadam, ale zanim dotknęłam podłogę, Justin oplótł mnie w talii i złapał.
-         A nie mówiłem?
-         Przepraszam – oplotłam jego szyję i zaczęłam całować.
-         Mówiłem, żebyś nie stawała tu, bo spadniesz. A ty się nie posłuchałaś i zgadnij. Mogłaś upaść, a ja nigdy bym sobie tego nie wybaczył – wymamrotał.
-         To jakiś metr. – Wywróciłam oczami, przez co dał mi ostrzegający wzrok. – Ale wiedziałam, że mnie złapiesz. – Przygryzłam jego ucho, powodując że jęknął.
-         Co mam z tobą zrobić kocie? – zapytał, przewracając oczami.
-         Wybaczyć mi? – Uśmiechnęłam się. Justin zachichotał i zaczął mnie podrzucać do góry i na dół.
-         Ale z ciebie bachor.
Włożyłam dłonie w jego kawowe włosy; zaczął się kręcić w kółko, dalej trzymając mnie mocno. Nie marnując czas, przycisnęłam swoje wargi do jego. Jeździłam palcami po jego szyi, kochał to.
-         Wiem, co robisz – jęknął do moich ust.
-         Co robię? – Udawałam głupią, delikatnie przeciągając paznokciami po jego skórze.
-         Próbujesz odwrócić moją uwagę, ale dalej jestem na ciebie zły. – Narzekał, ale przybliżył swoje usta do moich. Uśmiechnęłam się.
Przygryzłam jego dolną wargę.
-         Nigdy nie pozwoliłbyś mi upaść, Justin.
Mogłam mówić o spadaniu z lady, ale oboje wiedzieliśmy głębszy sens mojej wypowiedzi.

-         Brooke! – gwałtowny głos Christine sprawił, że wyrwałam się z zamyśleń. Zamknęłam oczy, zanim odwróciłam się do niej. – Idziemy teraz?
Pokiwałam głową, opuszczając mieszkanie. Jon miał dzisiaj wieczorem lekcje, więc miałam podwieźć tylko Christine. Odstawiłabym Justina Ferrari dzisiaj, już pachniało perfumami Christine, wiec Justin by się dowiedział.

Justin’s POV:
Jęknąłem głośno, biorąc dużego kęsa BigMac’a. Smak tych z McDonald’s jest najlepszy na świecie. No może pomijając Brooke.
Francesca zaśmiała się ze mnie głośno.
-         Jesteś dziwny.
Zignorowałem ją, kontynuując jedzenie. Gapiłem się przed siebie i widziałem przed sobą ogromny parking. Był dość pusty. Strasznie mnie korciło, żeby wybiec i pójść prosto do Brooke.
Brad i Francesca rozmawiali beze mnie, widziałem panią Twain, która siedziała samą z boku i jadła sałatkę z domu. Trochę było mi jej szkoda – bo była samotna – ale potem sobie przypominam jaką była suką i mi przechodzi. Siedziałem z pustą tacą i przyglądałem się ludziom.
-         Idę to zwymiotować – pomachałem do nich.
Podszedłem do śmietnika i wyrzuciłem śmieci. Rozejrzałem się, zanim szybko wyszedłem z gastronomicznego obszaru galerii. Podbiegłem kawałek, kierując się do sklepu z biżuterią.
-         Ej, stary! – zawołałem mężczyznę z pokoju socjalnego.
Na początku widziałem tylko głowę, ale gdy mnie usłyszał, pokazał się calutki.
-         Jak mogę panu pomóc, panie Bieber?
-         Potrzebuję przysługi, naprawdę dużej przysługi. – Mężczyzna gapił się na mnie.
-         Cóż, o co chodzi?
Miałem ogromną nadzieję, że jego syn dobrze na niego wpłynie, ale w końcu sam otworzyłem buzię.
-         Mogę wziąć twój samochód?
Jego oczy się powiększyły i zmarszczył brwi. Kurwa.
-         Po co?
-         Znasz dziewczynę, której kupuję pierścionek. Ja chcę-  - Zatrzymałem się, by wziąć głęboki oddech. – Ja chcę się bardzo z nią spotkać.
Mężczyzna nic nie mówił przez dłuższą chwilę. Starałem się nie kaszleć, ale z każdą mijającą sekundą czułem się, jakby mi kazano połykać gulę utkniętą w moim gardle.
-         Możesz, ale tylko na godzinę i załatw, żeby twoi ludzie przetrzymali trochę terapeutów.
DZIĘKUJĘ BOGU.
Gościu wyciąga kluczyki, a ja chwytam je momentalnie. Kołyszę nimi delikatnie, pomimo tego że są do jakiejś gównianej Hondy.
-         Dziękuję, dziękuję, dziękuję.
Następnie wręczył mi sweter i okulary, które przyniósł z zaplecza; musiały być jego syna. Potrząsnął głową i spojrzał na dół.
-         Mój syn nigdy mi w to nie uwierzy.
Taaa, możecie o mnie plotkować, podczas gdy ja będę widzieć moją kicię.
Wybiegłem ze sklepu, kierując się do jedzeniowej sekcji.

-         Musicie mnie kryć – pokazałem Francesce klucze do samochodu i jej oczy się zaświeciły.
-         Popieprzyło cię? – szepnęła. Wywinąłem oczami.
-         Nie bądź taką suką. Wychodzę na godzinę, po prostu rozpraszaj panią Twain.
Nie dając jej ani sekundy na odpowiedź, wyczołgałem się spod stołu. Gdy przez kwiatka zauważyłem wszystkich terapeutów, moje serce zaczęło mocno walić. Jeśli zostanę na tym złapany, kto wie, co będzie ze mną dalej.
Gdy w końcu wyszedłem, poczułem świeże powietrze. Czułem się taki wolny. Nie obchodziło mnie to, że miałem wrócić za godzinę, chciałem tylko udawać, że wypuścili mnie z tej piekielnej dziury. Wziąłem głęboki wdech.
Po drodze przewijałem się przez mnóstwo uliczek Nowego Jorku. Całe życie mieszkałem w tym mieście, więc byłem dobrze rozeznany. Potrafiłem nazwać nawet najmniejszą uliczkę.
Kampus nowojorskiego uniwersytetu był prosty i nudny. Gdybym mógł o tym decydować, wysłałbym Brooke do Princeton, tam gdzie chodziła moja mama. Wiedziałem, że Brooke miała weterynarię jako ostatni semestr, bo powiedziała to w liście, więc stanąłem przed je klasą. Okna samochodu nie były przyciemniane, więc założyłem kaptur i okulary, które dostałem od gościa.
Dwadzieścia minut później mnóstwo osób wychodziło z budynku. Zmrużyłem oczy, szukając mojej ulubionej figury. Nie wyszła jako jedna z pierwszych, ale po chwili zobaczyłem jej długie blond włosy. Automatycznie poczułem motylki w brzuchu na sam jej widok. Wyglądała przepięknie. Wychodziła koło jakiegoś chłopaka, miał krótkie brązowe włosy, które opadały na czoło. W moim brzuchu znowu zaczęło się coś dziać, ale tym razem nie były to pozytywne uczucia.
Podeszli do mnie, a ja szybko schowałem się w samochodzie. Gdy minęli mój samochód, otworzyłem drzwi, wychylając się odrobinę. Brooke podeszła do mojego czerwonego Ferrari.
Chłopak zaśmiał się z czegoś, co powiedziała Brooke, a we mnie się już gotowało. Wypróbowałem wszystkich technik ze terapii, ale w realnym życiu one ssą.
Ręka Brooke spoczęła na rączce samochodu, ale chłopak położył swoją na niej. Moja krew zaczęła się we mnie gotować, gdy ją dotykał. Przytrzymałem kaptur, by nie spadł i otworzyłem drzwi, wysiadając z samochodu.
____________________________
Tłumaczenie: @FolllowMeJB
WSTAWIAMY POŁOWĘ TEGO ROZDZIAŁU, PONIEWAŻ KOŃCZĄ NAM SIĘ ROZDZIAŁY, A AUTORKA NIE WSTAWIA NOWYCH. 
Pomimo tego mamy nadzieję, że Wam się podoba rozdział.
Do następnej! 

2 komentarze:

  1. Już chce kolejną połowę tego rozdziału,jestem ciekawa jak zareaguje Brooke na widok Justina,do następnego 😁😘

    OdpowiedzUsuń
  2. teraz będą najciekawsze momenty i nie ma rozdziałów??? jestem załamana...

    OdpowiedzUsuń