Justin's POV:
Minęły dwa miesiące.
Jedyną formą kontaktu z Brooke były listy i okazjonalne połączenia telefoniczne
i to tylko dzięki chłopakowi z mopem na głowie.
Zostałem zdiagnozowany z
Sadystycznym Zaburzeniem Osobowości, Bipolarnością i Zaburzeniem Eksplozywnym
Przerywanym (IED). Zaburzenie Eksplozywne Przerywane (IED) to coś z czym nie
byłem zaznajomiony. Wiedziałem, że byłem sadystą, a gang ciągle wypominał mi
bipolarność. Jednak nigdy nie słyszałem o IED. Najwyraźniej dotyczyło to
powtarzających się impulsywnych, agresywnych zachowań i wybuchów złości. Często
też reagowałem nieadekwatnie do sytuacji. Choroba ta sprawia też, że jest się
bardzo zaborczym zarówno w stosunku do rzeczy jak i do ludzi. Jesteś w stanie
użyć przemocy, żeby tylko ich obronić.
Mimo że nienawidziłem
tego miejsca, wiedzieli co mi dolega i jak mi pomóc. Brałem wiele różnych leków
i przeszedłem kilka różnych typów psychoterapii. Często się wściekałem. Podobno
było to normalne. Leki miały pogłębić chorobę, żeby dobrać odpowiednią terapię.
Pozostałe lekarstwa, które brałem miały zrelaksować mój umysł i sprawić, że
czułem się dziwnie spokojny.
Pielęgniarki i terapeuci
byli... mili. Znosili moje wybuchy i nie oceniali mojego zachowania w
stosunku do nich, a szczerze mówiąc byłem dla nich dupkiem.
- Wypierdalaj stąd, zanim
cię kurwa uduszę gołymi rękami - warknąłem do Francesci, mojej 'pielęgniarki'.
Przewróciła oczami.
- Co ci mówiliśmy o
traktowaniu innych ludzi, Justin?
- Nie pamiętam, kurwa.
Czy ja jestem jakimś jebanym komputerem? - sapnąłem.
- To było niecałe dwa dni
temu.
- Tak, i to zajmie mi
mniej niż dwie sekundy, żebyś leżała na tej obleśnej podłodze, wykrwawiając
się. Serio, kto w ogóle zaprojektował to miejsce, Helen Keller? - wyplułem.
Francesca posłała mi ostrzegawcze spojrzenie.
Przeklinając pod nosem,
usiadłem z powrotem na łóżku.
- Jak było na terapii? -
spytała.
- Nie twój interes, kurwa
- Francesca mi nie przeszkadzała. Była uprzejma i normalna, ale byłem dzisiaj w
chujowym nastroju. Ten kutas nie mógł mnie odwiedzić, bo jechał w delegację do
Atlanty, więc nie mogłem z nią porozmawiać przez telefon ani wysłać jej listu.
Już go napisałem, ale powiedział Dr. Piekarskiemu, że nie przyjedzie.
Dr. Piekarski zazwyczaj
też nam pomagał, ale w związku z jego 'heroicznym' czynem (pomoc Brooke
w szpitalu) rząd nagrodził jego i jego żonę wakacjami na Hawajach. Ciągle mnie
przepraszał, ale wcale nie byłem zły. Nikt inny nie mógł nam pomóc, ponieważ
jej rodzice próbowali trzymać ją jak najdalej od kogokolwiek, kto był ze mną powiązany
nawet w najmniejszym stopniu.
Na szczęście Brooke i
jedna z jej koleżanek przeprowadziły się do mieszkania bliżej NYU (Uniwersytet
Nowojorski). Dziekan bardzo się cieszył, że będzie się tam uczyła. Kto nie
chciałby mieć na swojej uczelni dziewczyny, o której porwaniu pisały wszystkie
gazety.
W listach często mówiła,
że podoba jej się na kampusie, że jest na dobrej drodze do zdobycia magistra w
biznesie. Mówiłem, żeby wybrała coś, co nie wymaga dużo nauki, ale odmówiła.
Wciąż miałem swój gang i miliony dolarów, więc nie musiała zarabiać. Ale jak
zawsze mnie zignorowała i opowiadała o różnych technikach, których się uczyła.
Mówiła jak bardzo mnie kocha i za mną tęskni, a ja bardzo tego potrzebowałem.
To, że odzyskiwała pamięć było najlepszą wiadomością, jaką otrzymałem.
Tęskniłem za jej piękną twarzą, drobnym ciałem przyciśniętym do mojego.
Chciałem znowu trzymać w ramionach mojego kotka.
Mało spałem, czułem się
tu zbyt samotny. Byłem przyzwyczajony do bliskości Brooke i nie mogłem zasnąć,
przytulając jedną z tych gównianych poduszek.
- Justin? - Francesca
wytrąciła mnie z zamyślenia.
- Proszę, po prostu wyjdź
- machnąłem na nią ręką. Tylko Francesca wiedziała o Brooke. Niekoniecznie jej
ufałem, ale była cholernie wścibska i zdołała wedrzeć się do mojego życia
osobistego.
- Gdybyś nie był dzisiaj
tak niemiły, to może pozwoliłabym ci do niej zadzwonić - wzruszyła ramionami, a
ja natychmiast zerwałem się z łóżka i ruszyłem w jej stronę. Uklęknąłem przed
nią i złożyłem ręce jak do modlitwy.
- Proszę, proszę, proszę,
proszę. Przepraszam, już nigdy nie będę dupkiem. - To było kłamstwo, już
tyle razy je powtarzałem.
Kazała mi pójść za sobą,
a ja krzyknąłem z radości. Była naiwna i nigdy nie odmawiała moim desperackim
prośbom. Znalazłem się w poczekalni i chłopak, który na mnie czekał,
natychmiast przykuł moją uwagę.
- Chłopak z baru! -
uśmiechnąłem się, dając mu krótki uścisk. - Kopę lat!
Nikomu nie sprawiało
radości odwiedzanie mnie tutaj i wcale ich za to nie winiłem. To miejsce było
straszne i nawet jeśli Brooke mogłaby mnie odwiedzić, to nie jestem pewien czy
bym jej na to pozwolił. Ludzie tutaj byli przerażający, schizofrenicy mamrotali
do siebie i każdego dnia próbowali się zabić, a połowa pacjentów uważała, że
nie są szaleni.
Zostałem zaatakowany dwa
razy, raz przez trzydziestoletniego kolesia, który myślał, że jestem jego
bratem, czy coś. Przewróciłem go i przycisnąłem do podłogi, żeby nie mógł
dźgnąć mnie jednym z widelców ze stołówki. Za drugim razem była to dziewczyna,
która próbowała mnie zgwałcić. Cholernie pojebana dziwka wyważyła drzwi od
prysznica. Nawet nie wiem, na co była chora, ale na pewno była nienormalna.
Jeśli myślicie, że ja jestem
szalony, to nie chcielibyście odwiedzić tego miejsca.
Conrad uśmiechnął się do
mnie i położył mi rękę na plecach.
- Wpadłem, bo Brooke była
ostatnio w moim barze i prosiła, żebym ci to przekazał. - Wręczył mi kartkę, a
ja momentalnie rozpłynąłem się z radości.
- Zaraz wrócę! - złapałem
Francescę za ramię i zacząłem biec wzdłuż korytarza. Krzyczała na mnie i kazała
mi się zatrzymać.
W końcu dobiegłem do
swoich drzwi i cierpliwie czekałem, aż wyciągnie klucz, ale tylko zmierzyła
mnie wzrokiem.
- No otwórz -
pospieszyłem ją. Musiałem wziąć list, który napisałem do Brooke.
- Nie możesz tak po
prostu ciągnąć ludzi po korytarzu, Jus...
- Tak, tak, okej.
Przepraszam, to już nigdy się nie powtórzy - machnąłem na nią ręką. - Proszę,
otwórz drzwi.
Przeklęła parę razy pod
nosem i otworzyła drzwi. Pobiegłem do drzwi i wyciągnąłem kawałek papieru z
bezpiecznego miejsca pod poduszką.
- Dziękuję, Frankie -
użyłem przezwiska, którego nienawidziła.
- Szczerze? Zamknij się.
Zmieniam pacjentów, jesteś najgorszy - przewróciła na mnie oczami.
- Proszę cię, przecież
wiesz, że jestem jedynym normalnym tutaj. - Francesca zawsze powtarzała, jak
bardzo uwielbiała mieć mnie za swojego pacjenta. Byłem chujem, ale przynajmniej
nie próbowałem jej zabić ani nie siedziałem, planując samobójstwo. No i nie
darłem się jak pojebany, za co była wdzięczna.
Wróciliśmy do poczekalni
i dałem Conradowi mój list, następnie otworzyłem ten, który dostałem od Brooke.
Cześć Justin,
Beznadziejnie, że
Harry wyjeżdża na jakiś czas. Wygląda na to, że będę musiała poświęcić trochę
czasu Conradowi.
Więc, mam nowego
partnera na zajęciach i jest NAJGORSZY!!!!!!! Wcale nie pracuje, więc jestem
zmuszona naprawiać tę złamaną kość zupełnie sama.
Zaśmiałem się cicho z jej
narzekania.
Kupiłyśmy z Christine
nową sofę do naszego salonu. Jest skórzana. Musiałam się o to wykłócać, bo
wiem, że lubisz skórzane kanapy i kiedy przyjdziesz zobaczyć nasze mieszkanie,
chcę żebyś je pokochał. Telewizor nie jest tak duży jak Twój, ale wiem, że Ci
się spodoba.
Zmarszczyłem brwi, gdy to
przeczytałem. W momencie, w którym się stąd uwolnię wprowadzamy się do mojego
domu. Nie chcę już słyszeć o tym gównianym mieszkaniu, które powinno być
chwilowe.
Naprawdę za Tobą
tęsknię. Moje łóżko jest zawsze zimne i nienawidzę przytulać poduszek. Zawsze
spadają z łóżka i nie przyciągają mnie do swojej ciepłej klatki piersiowej.
Mówiąc o klatce piersiowej, mam nadzieję, że nadal pakujesz. Nie chcę żebyś
wrócił stamtąd sflaczały.
Nawet nie miała pojęcia,
że byłem umięśniony bardziej niż kiedykolwiek. Miałem dużo wolnego czasu.
Większość pacjentów spędzała ten czas na siedzeniu w swoim pokoju albo na ringu
bokserskim. Tak bardzo jak kochałem boks tak nie chciałem mierzyć się z jednym
z tych wariatów i wolałem ćwiczyć na siłowni. Mieli każde urządzenie, które
mogłem sobie wyobrazić i trochę się od tego uzależniłem. Ciągle wyciskałem i przysięgam,
że moje ramiona są dwa razy większe. Nie wspominając o tym, że mój kaloryfer
jest twardszy niż cegła.
Tęsknię za Twoją
twarzą, głosem, włosami. Tęsknię za wszystkim co jest z Tobą związane. Minęły
tylko dwa miesiące, ale przysięgam, że mam wrażenie, że minął conajmniej rok.
Proszę, nie zrób niczego głupiego, przez co mogliby Cię tam zatrzymać. Staraj
się, rób coś dobrego, no nie wiem, zbieraj śmieci czy coś. Spraw, żeby
wypuścili Cię wcześniej, bo wiesz, że zawsze będę na Ciebie czekała, Justin.
Bolało mnie serce i
czułem, że łzy napływają mi do oczy. Też za tobą tęsknię, kotku.
Postaram się przestać
płakać i skończyć ten list. Przykro mi, że nie mogę nikomu o Tobie powiedzieć.
Wiem, że jak tylko wyjdziesz z ośrodka, nie będziesz miał więcej problemów z
prawem, ale ludzie pomyśleliby, że jestem szalona, gdybym im o Tobie
powiedziała. Christine mnie wspiera, ale wiem, że jest sceptyczna. Chciałabym,
żeby każdy widział, jak bardzo się zmieniłeś i jak wspaniały jesteś. Tak bardzo
Cię kocham, Justin. Nigdy o tym nie zapominaj.
Mam nadzieję, że
ludzie z tego ośrodka Ci pomagają, mimo że poradziłbyś sobie bez nich. Trzymaj
się i pisz do mnie kiedy tylko możesz. Zadzwoń kiedy będziesz mógł.
Kocham Cię.
- Brooke
Pociągnąłem nosem i
schowałem kartkę do kieszeni mojej bluzy. Sięgnąłem po list, który znajdował
się w rękach Conrada, a następnie chwyciłem długopis z biurka. Dopisałem kilka
zdań w odpowiedzi na jej słowa i oddałem mu kartkę papieru.
Conrad raz jeszcze
poklepał mnie po ramieniu.
- Nie martw się, szybko
zleci.
Wytarłem nos
- Ta, jasne.
Porozmawialiśmy chwilę o
zwykłych sprawach i Conrad pokazał mi zdjęcie Ferrari, które ode mnie dostał.
Uśmiechnąłem się.
Francesca się odezwała
- Justin, jeśli chcesz
zadzwonić to musisz to zrobić teraz.
Przytaknąłem, zdając
sobie z tego sprawę. Przytuliłem Conrada i upewniłem się, że mój list był
umieszczony bezpiecznie w kieszeni jego spodni.
- Proszę, nie zapominaj o
mnie - wyszeptałem, a Conrad zgodził się odwiedzać tak często jak to będzie
możliwe.
Tyler nadal mnie nie
odwiedził i to strasznie mnie wkurwiało. Widziałem ten prześmiewczy uśmiech na
jego twarzy, kiedy mnie tu umieścili i nadal nie wiem, co on oznaczał.
Zadzwoniłbym do niego, ale to by znaczyło zmarnowanie na niego rozmowy
telefonicznej, którą mógłbym przeprowadzić z Brooke.
Patrzyłem, jak Conrad
wychodzi, a następnie ze zniecierpliwieniem podszedłem do telefonu, gdzie
czekała na mnie Francesca. Wybrałem numer, który znałem na pamięć i czekałem,
żeby usłyszeć ten piękny głos.
- Justin! - pisnęła
szczęśliwa, co sprawiło, że zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się szeroko.
- Cześć, kotku. Jak się
masz tego pięknego wieczoru? - zażartowałem i usłyszałem jej śmiech, przez co
poczułem motylki w brzuchu.
- W sumie, naprawdę
dobrze. Ja i Christine mamy zamiar obejrzeć film.
Film. Nie oglądałem telewizji od wieków.
- To świetnie, kochanie.
Jak się czujesz?
Usłyszałem, jak cicho
westchnęła.
- Zmęczona, samotna.
- Wiem, księżniczko. Ale
trzymasz się dla mnie, prawda? - spytałem delikatnym głosem.
Nie odpowiedziała.
- No co ty - mruknąłem. -
Kotku, wiem, że jest ciężko, jest cholernie ciężko, ale jeśli jedno z nas się
załamie to koniec. I zdecydowanie nie pozwolę, żebyś to była ty. - Musiałem być
tym silnym w związku nawet jeśli w środku umierałem. Nigdy nie pokazałem Brooke
jak smutny byłem. To mogłoby ją zniszczyć.
- Wiem, Justin. Ale to
trudne.
- Oczywiście, że jest
trudne - zgodziłem się z nią. - Wiesz co ci powiem? Nadal masz klucz do mojego
domu, prawda?
- Tak.
- Spędź tam noc,
kochanie. Posiedź trochę z Delgato, Tankiem, Killerem i Chainem, na pewno za
tobą tęsknią. - Członkowie mojego gangu zajmowali się nimi na przemian, ale
byłem pewien, że psy tęskniły za mną i Brooke.
- No nie wiem, pomyślę o
tym - westchnęła.
- Pościel pewnie jeszcze
pachnie mną-ą - zanuciłem z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Usłyszałem, że
westchnęła.
- Może.
- No weź. Muszę znać odpowiedź, żeby wiedzieć gdzie
będziesz. - To, że byłem zamknięty w ośrodku nie znaczyło, że miałem się o nią
nie martwić.
- Nie wiem jeszcze,
Justin.
- Zdecyduj teraz -
ponaglałem ją. Nie miałem zamiaru się rozłączać. Musiałem wiedzieć, gdzie moje
kochanie spędzi noc.
- Dobra - poddała się. -
Będę dzisiaj spała u ciebie.
Uśmiechnąłem się.
- Moja dziewczynka.
Nie mam pojęcia, jak
długo rozmawialiśmy, ale uśmiech ani na sekundę nie zniknął z mojej twarzy.
Brooke śmiała się z wydarzeń w ośrodku, które jej opisywałem, a ja pękałem z
dumy, gdy słyszałem te o uniwersytecie. Nie za bardzo skupiałem się na
historiach, moją uwagę przykuwał ton jej głosu. Był taki delikatny i spokojny.
- Christine na mnie
krzyczy. Chyba muszę już iść - Brooke westchnęła, a na mojej twarzy pojawił się
grymas.
- No weź, rozmawiamy
dopiero z godzinę...
- Justin, rozmawiamy już
od trzech godzin - zachichotała.
Jęknąłem niezadowolony.
- Jeszcze kilka minut,
proszę.
- Okej, ale ty będziesz
mówił. Przysięgam, że wysiądą mi struny głosowe - zaśmiała się, a ja do niej
dołączyłem.
- Dobrze, kotku. Pierwszą
rzeczą, którą zrobimy jak już stąd wyjdę będzie pójście do McDonalds. Żarcie
tutaj jest straszne. Wiem, że ciągle na to narzekam, ale mówię serio. To jak
jedzenie ziemi.
- Nie może być tak źle -
zaśmiała się.
- Uwierz mi, jest -
jęknąłem. - Wolałbym smakować ciebie - powiedziałem, przygryzając wargę.
- Justin!- zganiła mnie,
a ja się zaśmiałem. - Okej, a teraz naprawdę muszę już kończyć.
Westchnąłem.
- Dobrze, kochanie.
Kocham cię i bardzo za tobą tęsknię.
- Ja też cię ko...- zanim
mogła skończyć coś nas rozłączyło. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem za siebie.
Zobaczyłem właściciela ośrodka, który zakończył moją rozmowę z Brooke. Wyglądał
na wściekłego.
- To nie jest twój czas
na rozmowy telefoniczne. Kto do cholery pozwolić ci wyjść z pokoju? - warknął.
Zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu Francesci, ale nigdzie jej nie było.
Pan Donald i ja mieliśmy
specyficzną relację, nie nienawidził mnie, a ja go tolerowałem. Byłem dla niego
niemiły, ale on ze mną żartował. Nie widziałem go tak wściekłego odkąd
zagroziłem jednemu z pacjentów, który nie chciał mi oddać swojej dodatkowej
butelki szamponu.
- Ja, um, po prostu
trochę się rozgadałem - skłamałem, ale on mi nie uwierzył.
- Twoja kolejna rozmowa
jest zaplanowana dopiero na piątek, Bieber. Gdzie jest panna Hurley? - Hurley
to nazwisko Francesci.
- Nie wiem, pozwoliła mi
zadzwonić - przyznałem. Czułem się źle, że ją sprzedałem, ale hej, każdy dba o
siebie.
- Wiesz, że nie możesz
dzwonić, gdy tylko masz na to ochotę, Bieber. Zabieram twój przywilej
korzystania z telefonu na miesiąc - pokręcił głową, zapisując coś w notesie.
- Co? - krzyknąłem. - Nie
może pan tego zrobić.
- Oczywiście, że mogę. To
jest poważne, Bieber. Skąd mam wiedzieć, że nie dzwonisz, żeby
zaplanować swoją ucieczkę?- sprawdzał.
- Dzwonię do mojej
dziewczyny, przyszłej żony, kurwa - warknąłem, zaciskając dłoń wokół słuchawki
telefonu.
- Justin - westchnął. -
Życie będzie inne, gdy stąd wyjdziesz.
Uniosłem brwi w
zdziwieniu.
- Co to ma, kurwa,
znaczyć?
Pan Donald wziął głęboki
oddech.
- Mówię tylko, że nie
wiesz co przyniesie los. Może ona przestanie na ciebie czekać.
- Nic o nas nie wiesz.
Zaśmiał się.
- Wiem o tym, ale po
prostu próbuję dać ci radę...
- Nie potrzebuję twoich
pieprzonych rad - przerwałem mu, odkładając słuchawkę. Jak on może zakazywać mi
używania telefonu. To gówno i nie zgodzę się na to.
Drzwi mojego pokoju były
zamknięte, ale nie miałem zamiaru czekać w poczekalni, jak jebany idiota, więc
kopnąłem w nie, co spowodowało, że ludzie zaczęli się na mnie gapić.
- Ej, Bieber! - mój 'sąsiad'
zawołał do mnie. Uniosłem brew, jakby dając mu znać, że go słucham.
- Może mnie tego
nauczysz? - uśmiechnął się pod nosem. Spojrzałem z przymrużonymi oczami na
chudego chłopaka.
- Najpierw musiałbyś mieć
jakieś mięśnie - przewróciłem oczami. Wszystkich tu nienawidziłem. W ciągu tych
dwóch miesięcy z nikim się nie zaprzyjaźniłem i dzisiaj też nie miałem zamiaru
tego robić.
Wszedłem do swojego
pokoju. Na moje nieszczęście chudy chłopak wszedł zaraz za mną.
- Co cię tak wkurwiło?
- Zrób jeszcze krok, a
nigdy więcej nie staniesz na nogach - ostrzegłem, a on się zaśmiał. Dlaczego on
się kurwa śmieje?
Rozejrzał się po moim
pokoju, mimo że nie było tu nic do oglądania. Białe ściany bez żadnego plakatu,
zdjęcia czy czegokolwiek. Miałem jedno, proste, drewniane biurko, takie samo
jak w każdym innym pokoju. Można było poprosić o specjalny kolor koca, ale ja
wolałem spać w białej pościeli.
- Żadnych dekoracji? -
dokuczył, przesuwając dłonią po blacie biurka.
- Jestem tu tylko na rok,
to byłaby strata czasu.
Zaśmiał się.
- Nikt nigdy nie wie, ile
tu będzie.
- Cóż, ja wiem. Już jest
ze mną lepiej i nie spędzę tu ani dnia więcej, niż te planowane trzysta
sześćdziesiąt pięć. - Po prostu chciałem żeby ten chłopak wyszedł z mojego
pokoju, czy to tak dużo?
- Nigdy nie wypuszczają
pacjentów wtedy kiedy mają ich wypuścić.
- Jesteś naprawdę
wkurwiający - przewróciłem oczami. Zaśmiał się, ale nie widziałem w tym nic
śmiesznego.
- Jesteś niemiły.
- Jestem tu od dwóch
miesięcy i dopiero to zauważyłeś? - sapnąłem.
Uśmiechnął się pod nosem
i odwrócił się w stronę drzwi.
- Do zobaczenia jutro,
Justin. - Zmarszczyłem brwi. Wszyscy tutaj nazywali mnie Bieber.
Chudy chłopak w końcu opuścił
mój pokój. Westchnąłem z ulgą. Położyłem się na łóżku i czekałem na kolejne
zajęcia z psychiatrą.
Brooke's POV:
Zmarszczyłam brwi, gdy
połączenie zostało zerwane. Schowałam telefon do kieszeni. Może czas mu się
skończył.
Wskoczyłam na kanapę obok
Christine i jej chłopaka. Zaczęli oglądać film beze mnie, ale nie przeszkadzało
mi to. Chłopak Christine był miły, ale zawsze był w naszym mieszkaniu.
Byłam prawie pewna, że już się tu wprowadził.
Przewróciłam oczami, gdy
Christine usiadła okrakiem na kolanach Jona i zaczęła go całować. Naprawdę nie
przeszkadzało mi, gdy okazywali sobie czułość, ale czułam się przez to samotna.
Christine ciągle
próbowała mnie z kimś umówić, ale zawsze odmawiałam. Nie mogłabym zrobić tego
Justinowi, niezależnie od tego jak słodki był brat Christine...
Byłam w stanie
skontaktować się z Kierą, która była bezpieczna pod opieką Shauna. Moi rodzice
próbowali wszystkiego, żeby ją znaleźć, ale Shaun upewnił się, że miejsce jej
pobytu było nieznane nikomu, nawet mi.
Nie miałam pojęcia, gdzie
się znajdowali, ale wiedziałam, że byli razem. Moi rodzice często sprawdzali,
co u mnie, zbyt często. Christine ich nienawidziła, co było zrozumiałe. Byli
wścibscy i irytujący, gdy nas odwiedzali. Zawsze pytali o szkołę, chłopaków i o
wszystko, co tylko przyszło im do głowy.
Mimo że szkoła bardzo
mnie zajmowała, zawsze potrafiłam znaleźć czas na napisanie listu do Justina. Zazwyczaj
wysyłałam jeden na tydzień i dostawałam dwa od Justina. Zawsze sprawiały, że
się uśmiechałam i tęskniłam za nim milion razy bardziej.
Biedny chłopak był
kompletnie znudzony, ale wiedziałam, że terapia mu odpowiadała. Z tygodnia na
tydzień jego listy zawierały coraz mniej narzekań i niemiłych komentarzy. Jego
negatywne podejście było zabawne, bez dwóch zdań, ale widziałam, że stawał się
coraz szczęśliwszy. Albo gdy do mnie pisał był szczęśliwszy.
Policjantów też można
było wpisać na czarną listę Christine. Byli tak wkurzający, jak moi rodzice.
Sprawdzali moje mieszkanie w poszukiwaniu śladów Justina. Zawsze pytali, czy
czuję się zagrożona albo czy boję się, że Justin będzie chciał mnie znaleźć.
Zbywałam ich i opowiadałam, jak komfortowo czuję się w tym mieszkaniu.
- Kiedy tylko Justin
Bieber wyjdzie z tego ośrodka wystąpimy o zakaz zbliżania się - moja matka
zdecydowała, przyciskając palec z perfekcyjnie pomalowanym paznokciem do biurka
oficera.
- Mamo, to nie jest
konieczne - przewróciłam oczami.
- Jakto nie? On może
chcieć cię odnaleźć!
- Jestem pewna, że
nauczył się na swoich błędach.
Policjant wciął się.
- Pani Santilli, pan
Bieber już dostał zakaz zbliżania się do pani córki na odległość mniejszą niż
jedna mila.
- Mila? - zapiszczała.
- Tylko?
- Ale, jeśli Brooke
sama się do niego zbliży, zakaz przestanie obowiązywać - policjant dokończył
tak, jakby moja matka nigdy mu nie przerwała.
Kobieta odetchnęła z
ulgą.
- W porządku, okej. To
nie tak, że Brooke chciałaby się zbliżyć do kogoś, kto zniszczył jej życie.
Wydęłam wargi, gdy
zobaczyłam, że Jon podnosi Christine i zabiera ją do niewielkiej sypialni.
Drzwi zatrzasnęły się za nimi, a ja rozłożyłam się na kanapie. Zaczęłam bawić
się końcówkami moich jasnych włosów. Chciałabym, żeby to Justin się nimi bawił.
Od czasu do czasu
odwiedzałam Pattie i Kat, a one opowiadały mi o tym, jak przebiegało leczenie
Justina. Moi rodzice nie zdawali sobie sprawy z ich istnienia, ponieważ nikt
nigdy nie podpisywał się na jego karcie pacjenta. Najwidoczniej Pattie miała
depresję i nie miała głowy do zajmowania się jakimiś papierami, a Jeremy, no
cóż, on był Jeremym.
Przez ostatnie dwa
miesiące to Harry był naszym listonoszem, ale musiał wyjechać w delegację.
Starał się o awans, więc go rozumiałam. Conrad był bardziej niż szczęśliwy, że
mógł przekazać list zamiast Harry'ego. Conrad awansował na managera w swoim
barze i zarabiał konkretną sumkę, dzięki czemu był w stanie się utrzymać, a
fakt, że Justin zapłacił za jego auto, naprawdę mu pomógł.
Uniwersytet Nowojorski
był świetny. W momencie, w którym zabrali mnie na komisariat, Walter Greenwall
zadzwonił do moich rodziców i powiedział jak bardzo mu przykro. Byłam pewna, że
kłamał. Po prostu chciał mnie na swoim uniwersytecie, żeby zaczęli o nim pisać.
Nie miałam zbyt wielu
przyjaciół na uczelni, głównie dlatego, że wcale mi na tym nie zależało. Ludzie
tam byli niesamowicie mili, ale gdy tylko weszłam do szkoły wzniosłam mur
obronny. Gdy ludzie pytali o Justina, natychmiast się wściekałam i kończyłam
rozmowę. Chciałabym mieć Justina przy sobie, żeby mógł ich wszystkich zbyć.
Warknęłam, gdy usłyszałam
jęki pochodzące z sypialni Christine. Zagłówek jej łóżka uderzył w ścianę i to
był moment, w którym pogłośniłam telewizor. Jon był zagorzałym fetyszystą i za
każdym razem gdy uprawiali seks były to conajmniej trzy rundy. Cztery, jeśli
był to poranny seks.
Nie byłam zła, byłam
zazdrosna. Nie o Jona, ale o ich związek, tak jak wcześniej wspominałam.
Chciałam żebym to była ja z Justinem.
Podniosłam się z kanapy i
sięgnęłam po kluczyki samochodowe. Zostawiłam Christine krótki liścik, mówiący,
że przenocuję u rodziców i wyszłam z mieszkania.
Podróż do domu Justina
była spokojna. Czułam ciepło na sercu na myśl o tym, gdzie jadę. Wpatrywałam
się w las, który mijałam i uśmiechnęłam się do siebie, kręcąc głową. Boże,
byłam taka głupia.
Wjechałam na podjazd i
zaparkowałam samochód. Wpisałam kod do garażu i zajrzałam do środka, upewniając
się, że wszystkie auta Justina wciąż tam były. Uśmiechnęłam się pod nosem i
zabrałam kluczyki od Jaguara. Schowałam je do kieszeni. Zamknęłam garaż i
ruszyłam po kamiennych schodkach.
Przekręciłam klucz w
drzwiach i przywitało mnie chłodne powietrze. Żyrandol wciąż się błyszczał, a
dom nadal lśnił czystością. Pewnie jego sprzątaczka wciąż przychodziła tu raz w
tygodniu.
Natychmiast wypuściłam
psy z ich pokoju i kucnęłam, aby się z nimi przywitać. Zaczęły skomleć i lizać
mnie po twarzy. Radośnie machały ogonami.
- Też za wami tęskniłam -
wymruczałam, głaszcząc wszystkie po kolei.
Gdy skończyliśmy się
witać, psy zaczęły obwąchiwać cały dom. Tank i Chain skoczyli na kanapę i
ułożyli się tam wygodnie. Wypuściłam Killera na dwór, a Delgato nie odszedł ode
mnie ani na chwilę.
Weszłam do pokoju mojego
i Justina, a Delgato zaraz za mną. Usiadł przy drzwiach, cierpliwie czekając.
Usiadłam na skraju łóżka i zaczęłam jeździć dłońmi po delikatnej pościeli.
Położyłam głowę po prawej stronie łóżka. To była strona Justina. Powąchałam
poduszkę i gdy tylko poczułam jego zapach, zrelaksowałam się. Pachniała piżmem
i jego ulubionymi perfumami. Przypomniał mi się Justin i jego pewność siebie,
która sprawiała, że woń była milion razy seksowniejszy.
Miałam na telefonie kilka
zdjęć Justina, ale żadne z nich nie oddawało jego piękna. Jego twarz była
doskonała, bez żadnych pryszczy, wągrów ani nawet piegów. Jego włosy miały
idealny odcień jasnego brązu. Jego pełne emocji oczy w kolorze whisky. Nie
mówiąc o jego ciele. Powiedział, że w ośrodku pakuje jak szalony. Nie mogłam
się doczekać, aż zobaczę jego mięśnie.
Owinęłam się pościelą i
wtuliłam się w poduszkę Justina, wdychając jego zapach. Delgato zauważył, że
byłam gotowa zasnąć, więc położył się z nogach łóżka. Zmarszczyłam brwi.
- Chodź tutaj -
poklepałam miejsce na łóżku obok mnie. Zamachał ogonem i położył się obok mnie.
Justin's POV:
- Wstawać! Mamy dla was
niespodziankę! - usłyszałem głos z głośników i przewróciłem się na drugi bok.
Zasłoniłem twarz kocem i mocniej wtuliłem się w tą gównianą poduszkę. Budzili
nas o jebanej 5 nad ranem każdego cholernego dnia.
Ktoś wszedł do mojego
pokoju. To najprawdopodobniej był mój terapeuta albo Francesca.
- Witaj, Justin. Od
dzisiaj to ja się będę tobą zajmować - usłyszałem kobiecy głos. Zmarszczyłem
brwi, kiedy zdałem sobie sprawę, że to nie głos Francesci.
Zsunąłem kołdrę z twarzy
i spojrzałem na kobietę w średnim wieku. Była starsza od Francesci, ale nadal
była ładna. To znaczy, ładna jak na starszą kobietę. W sensie, miała dobrze
ułożone brązowe loki na głowie i wyraziste kości policzkowe. Nie była tak
piękna, jak Brooke, ale wiecie. Nie przeszkadzało mi patrzenie na nią.
- Co się stało z
Francescą? - zapytałem zachrypniętym głosem.
- Z kim?
- Panną Hurley -
poprawiłem się. Nie powinienem nazywać jej pierwszym imieniem.
- O, dostała nowego
pacjenta. W końcu była na tyle lekkomyślna, że pozwoliła ci skorzystać z
telefonu. - Kobieta przewróciłam oczami na zachowanie Francesci. Zmarszczyłem
brwi, Francesca pozwalała mi na wiele, a ja łamałem wiele zasad. Ta babka
wyglądała na surową i wcale mi się to nie podobało.
- Nie chcę nowego
opiekuna. - Nienawidziłem używać tego słowa, ale tak ich tutaj nazywano.
Nazywałem Francescę pielęgniarką, mimo że powinna być moją 'opiekunką'.
- Nie do końca masz wybór - zaśmiała się, a ja przymrużyłem
oczy.
- Nie wydaje mi się, żebyśmy
byli na ty. Możesz nazywać mnie Bieber albo pan Bieber - posłałem jej fałszywy
uśmiech - to już zależy od ciebie.
Prychnęła.
- Jesteś moim pacjentem,
mam prawo mówić do ciebie Justin.
Zamilkłem, było na to za
wcześnie. Przykryłem twarz kocem, ale chwilę później poczułem, jak został ze
mnie zerwany. Francesca nigdy by tego nie zrobiła. Zawsze cierpliwie czekała,
aż sam zwlekę się z łóżka.
- Wstawaj, Justin. I dla
twojej wiadomości jestem pani Twain. - Całkowicie zdjęła koc z mojego ciało, a
ja zacisnąłem mocno powieki.
- Naprawdę mnie to nie
obchodzi - odpowiedziałem. Miałem wylane na tę kobietę, szczególnie jeśli miała
zamiar być taką suką.
- Myślę, że spodoba ci
się dzisiejsza niespodzianka - uśmiechnęła się do mnie. Jeśli niespodzianką nie
była Brooke w moim łóżku to szczerze wątpiłem, że będzie mi się podobało.
Mimo wszystko spytałem.
- Co nią będzie?
- Zobaczysz - uśmiechnęła
się, a ja przewróciłem oczami. - Będę na korytarzu, a ty chyba powinieneś się
przebrać.
Wyszła z pomieszczenia,
zostawiając mnie samego. Chciałem Francesci z powrotem. Była taka wyluzowana i
w ogóle nie zawracała mi głowy. Ta kobieta była sztywną dziwką. I teraz, kiedy
pan Donald odebrał mi możliwość korzystania z telefonu, potrzebowałem kogoś,
kto pomoże mi dostać jakiś telefon komórkowy.
Przebrałem się w
przygotowany dla mnie beżowy stój, który każdego dnia zostawiali na wieszaku
razem z czystą parą bokserek. Spojrzałem w lustro i zauważyłem, jak potargane
były moje włosy. Westchnąłem i przejechałem przez nie kilka razy dłonią.
Zamknąłem drzwi i sięgnąłem pod łóżko po butelkę żelu do włosów, który kupiła
mi Francesca. Postawiłem włosy i schowałem butelkę z powrotem w bezpieczne
miejsce.
Otworzyłem drzwi, pani
Twain natychmiast złapała mnie za materiał ubrania i ciągnęła wzdłuż korytarza.
- Nie jestem pieprzonym
psem - wyrwałem się z jej uścisku.
- To moja praca, Justin.
- Fran- to znaczy panna
Hurley nigdy mnie nie szarpała - warknąłem.
- No cóż, to dlatego, że
panna Hurley nie jest zbyt dobra w wykonywaniu swoich obowiązków. - Pani Twain
posłała mi sztuczny uśmiech.
- Zamknij się, kurwa,
pewnie w ogóle jej nie znasz - broniłem Francesci.
Pani Twain zignorowała
to.
- Żadnego przeklinania na
pracowników.
Zacząłem ją przedrzeźniać
pod nosem.
Doszliśmy do stołówki i
zauważyłem, że wszyscy już tam byli. Stołówka była ogromna, a wszystkie miejsca
były wypełnione pacjentami. Pan Donald i inny mężczyzna stali z przodu
pomieszczenia. Pani Twain zaciągnęła mnie na puste miejsce, na moje szczęście
było ono koło chudego chłopaka.
- Cześć, Justin! Myślisz,
że po co nas tu ściągnęli? - próbował zagadać, ale mu nie odpowiedziałem.
Wpatrywałem się w stół. - Prawda, pewnie masz rację - powiedział, a ja
prychnąłem.
- Odpierdol się, Patyku.
- Patyku? Cholera, to coś
nowego. Zapiszę to dziś wieczorem w swoim pamiętniku - zaśmiał się, a ja
zmrużyłem na niego oczy.
O co chodziło temu
dzieciakowi? Próbował ze mną żartować... To chyba było oczywiste, że nie
chciałem mieć z nim nic wspólnego.
- Słuchaj, jeśli jesteś
gejem, czy coś to ja nie jestem zainteresowany - spojrzałem na niego z
uniesionymi brwiami.
Patyk wybuchnął śmiechem.
- Nie jestem pieprzonym
gejem, koleś.
Odetchnąłem z ulgą.
- Więc dlaczego do jasnej
cholery chcesz ze mną rozmawiać?
- Jeśli jeszcze nie
zauważyłeś - ściszył ton swojego głosu - wszyscy tutaj są szaleni.
Prychnąłem.
- To oczywiste.
- Jesteś tutaj
najnormalniejszym kolesiem, nie możemy po prostu porozmawiać?
Patyk też wydawał się
normalny.
- Jestem tu od dwóch
miesięcy, dlaczego akurat teraz?
- Musiałem się upewnić,
że nie jesteś wariatem. Niektórzy ludzie są dobrzy w ukrywaniu tego - wyjaśnił.
- Z czym cię
zdiagnozowali? - zapytałem.
Patyk wywrócił oczami.
- Sadyzm.
Uniosłem głowę w
zdziwieniu
- Poważnie? Ty? Wyglądasz
jakbyś nie był w stanie skrzywdzić muchy.
- Seksualny sadyzm
- dodał.
- Co to znaczy? Jakieś
S&M (sado-maso) czy coś? Często się w to bawiłem i mam zamiar przekonać do
tego Brooke. Jak ty się tu do cholery znalazłeś?
- S&M to średni
poziom seksualnego sadyzmu. Mój jest wysoki. Zazwyczaj kończy się poważnymi
obrażeniami... albo śmiercią jeśli sprawy zajdą za daleko - zachichotał. Może
nie był do końca normalny.
- To super... -
skomentowałem. Zaśmiał się.
- Nie martw się, już jest
ze mną lepiej. To znaczy, nie zrozum mnie źle, wciąż mnie to kręci, ale nie aż
tak, żeby to robić.
Przytaknąłem głową i
właśnie wtedy swoją przemowę rozpoczął pan Donald.
- Cześć wam wszystkim!
Gratuluje, wszyscy jesteście bliscy końca swojej terapii! - Bliscy? Uważasz, że
dziesięć miesięcy to blisko? - Jako nagrodę organizujemy wam wyprawę na zakupy!
Zauważyłem, że kilka
dziewczyn pisnęło z podekscytowania, niektórzy kolesie cieszyli się razem ze
swoimi kumplami. Patyk milczał, tak jak ja.
- Wynajęliśmy małe
centrum handlowe i spędzimy tam cały dzień. Wasze rodziny wpłaciły pieniądze na
wasze konta. Zostawiły wam też wiadomości. Powiadomiliśmy ich o tym wcześniej.
Jednakże, nie spotkacie się z nimi - pan Donald wyjaśnił do mikrofonu. -
Następną niespodzianką jest to, że wasi opiekunowie nie będą śledzili każdego
waszego kroku. W końcu centrum handlowe wynajęte jest tylko dla nas. Będą na
was czekać w konkretnych miejscach, a wy musicie meldować się u nich co trzy
godziny.
Przygryzłem wargę. Teraz
jestem podekscytowany. Miałem nadzieję, że mama albo ktoś przelał mi sporo kasy
na konto.
- Przedmioty, które
nabędziecie dzisiaj mogą znaleźć się w waszych pokojach jeśli nie są
niebezpieczne. Nie będziecie mogli nosić ciuchów, dlatego zatrzymamy je aż do
waszego wyjścia z ośrodka. Przyjemnych zakupów! - uśmiechnął się i odłożył
mikrofon.
Poczułem uśmiech
formujący się na mojej twarzy i zacisnąłem pięści z ekscytacji. Dokładnie
wiedziałem, co dzisiaj kupię. Było tyle rzeczy, które chciałem.
- Eh, moja mama pewnie
wpłaciła mi na konto z dwadzieścia dolców - Patyk przewrócił oczami, a ja się
zaśmiałem.
Pani Twain podeszła do
mnie.
- Wybierzemy miejsce
spotkać, gdy tylko dotrzemy na miejsce.
Machnąłem na nią ręką,
nie przejmując się tym co mówi. Wszyscy podnieśli się ze swoich miejsc i
zaczęli zmierzać do drzwi wyjściowych. Szedłem za nimi, a Patyk za mną.
Powinienem się dowiedzieć jak ma na imię. Odwróciłem się, żeby na niego
spojrzeć, ale on był zajęty obczajaniem Francesci. Oblizał wargi. Uśmiechnąłem
się pod nosem i zacząłem przepychać się przez pacjentów, żeby się do niej
dostać.
- Bu! - szepnąłem jej do
ucha, na co odwróciła się, żeby zobaczyć moją twarz.
- Jebany idiota -
rzuciła, uderzając mnie pięścią w ramię.
- Więc jakiego psychola
ci przydzielili? - dokuczałem jej, ale wiedziała, że byłem zawiedziony tym, że
już nie była moją opiekunką.
- Dylan Gunder - wskazała
na blondyna za nią. Jego oczy były praktycznie ukryte za włosami. Przypominało
mi to mnie, gdy byłem młodszy. Ale kurwa, nie dorastał mi do pięt.
Bawił się swoimi
kciukami.
- Co z nim nie tak?
- Zaburzenie Pozorowane -
powiedziała, a ja posłałem jej
spojrzenie typu: 'myślisz, że wiem co to jest?'. Przewróciła oczami. -
To obsesja na punkcie bycia chorym. Udają chorobę, żeby zwrócić na siebie
uwagę, kłamią o tym i tak dalej.
- O, ciekawe zajęcie -
podsumowałem. - Przykro mi, że masz przeze mnie kłopoty.
Uśmiechnęła się.
- Aw, przeprosiny.
Zaśmiałem się.
- Mam też newsa dla
ciebie. Masz wielbiciela!
- Justin, jestem
zaszczycona, ale nie jesteś w moim typie.
- Nie mnie, dziwko -
pokręciłem głową. - Patyka.
- Kogo? - zmarszczyła
brwi.
Przygryzłem wnętrze
policzka i uniosłem brwi. Cholera. Jak ten dzieciak miał na imię?
- Nie wiem jak się nazywa
- wskazałem na niego. Spojrzała we wskazanym kierunku.
- Brad? - zapytała.
- Tak, tak, Brad - powtórzyłem
jego imię.
- Podobam mu się? -
zapytała, jej policzki zrobiły się różowe.
- Tak, ale zanim spytasz,
skąd to wiem, potrzebuję przysługi - uśmiechnąłem się pod nosem. Myślała, że
uda jej się wyciągnąć ze mnie informacje za darmo. Westchnęła ciężko.
- Okej. O co chodzi?
- Pomóż mi wybrać pierścionek.
_______________________
Tłumaczenie: @itsyoungannie
Myślicie, że Justin szybciej wyjdzie? Jak podoba Wam się rozdział?
Życzymy wszystkim szczęśliwego nowego roku!
Do następnej!
jest boski! kocham @arianatorka
OdpowiedzUsuńmyślałam ze z Justinem jest tam gorzej ale chyba na razie przyzwyczaił się do tego gdzie jest, mam nadzieje że jednak jak najszybciej stamtąd wyjdzie
OdpowiedzUsuńKuzwa emocje! I to ze dziewczyną go chciała zgwalcic. Bezcenne 😂😂😂
OdpowiedzUsuń