wtorek, 5 stycznia 2016

Rozdział sześćdziesiąt

Justin's POV:
Minęły dwa miesiące. Jedyną formą kontaktu z Brooke były listy i okazjonalne połączenia telefoniczne i to tylko dzięki chłopakowi z mopem na głowie.
Zostałem zdiagnozowany z Sadystycznym Zaburzeniem Osobowości, Bipolarnością i Zaburzeniem Eksplozywnym Przerywanym (IED). Zaburzenie Eksplozywne Przerywane (IED) to coś z czym nie byłem zaznajomiony. Wiedziałem, że byłem sadystą, a gang ciągle wypominał mi bipolarność. Jednak nigdy nie słyszałem o IED. Najwyraźniej dotyczyło to powtarzających się impulsywnych, agresywnych zachowań i wybuchów złości. Często też reagowałem nieadekwatnie do sytuacji. Choroba ta sprawia też, że jest się bardzo zaborczym zarówno w stosunku do rzeczy jak i do ludzi. Jesteś w stanie użyć przemocy, żeby tylko ich obronić.
Mimo że nienawidziłem tego miejsca, wiedzieli co mi dolega i jak mi pomóc. Brałem wiele różnych leków i przeszedłem kilka różnych typów psychoterapii. Często się wściekałem. Podobno było to normalne. Leki miały pogłębić chorobę, żeby dobrać odpowiednią terapię. Pozostałe lekarstwa, które brałem miały zrelaksować mój umysł i sprawić, że czułem się dziwnie spokojny.
Pielęgniarki i terapeuci byli... mili. Znosili moje wybuchy i nie oceniali mojego zachowania w stosunku do nich, a szczerze mówiąc byłem dla nich dupkiem.
- Wypierdalaj stąd, zanim cię kurwa uduszę gołymi rękami - warknąłem do Francesci, mojej 'pielęgniarki'.
Przewróciła oczami.
- Co ci mówiliśmy o traktowaniu innych ludzi, Justin?
- Nie pamiętam, kurwa. Czy ja jestem jakimś jebanym komputerem? - sapnąłem.
- To było niecałe dwa dni temu.
- Tak, i to zajmie mi mniej niż dwie sekundy, żebyś leżała na tej obleśnej podłodze, wykrwawiając się. Serio, kto w ogóle zaprojektował to miejsce, Helen Keller? - wyplułem. Francesca posłała mi ostrzegawcze spojrzenie.
Przeklinając pod nosem, usiadłem z powrotem na łóżku.
- Jak było na terapii? - spytała.
- Nie twój interes, kurwa - Francesca mi nie przeszkadzała. Była uprzejma i normalna, ale byłem dzisiaj w chujowym nastroju. Ten kutas nie mógł mnie odwiedzić, bo jechał w delegację do Atlanty, więc nie mogłem z nią porozmawiać przez telefon ani wysłać jej listu. Już go napisałem, ale powiedział Dr. Piekarskiemu, że nie przyjedzie.
Dr. Piekarski zazwyczaj też nam pomagał, ale w związku z jego 'heroicznym' czynem (pomoc Brooke w szpitalu) rząd nagrodził jego i jego żonę wakacjami na Hawajach. Ciągle mnie przepraszał, ale wcale nie byłem zły. Nikt inny nie mógł nam pomóc, ponieważ jej rodzice próbowali trzymać ją jak najdalej od kogokolwiek, kto był ze mną powiązany nawet w najmniejszym stopniu.
Na szczęście Brooke i jedna z jej koleżanek przeprowadziły się do mieszkania bliżej NYU (Uniwersytet Nowojorski). Dziekan bardzo się cieszył, że będzie się tam uczyła. Kto nie chciałby mieć na swojej uczelni dziewczyny, o której porwaniu pisały wszystkie gazety.
W listach często mówiła, że podoba jej się na kampusie, że jest na dobrej drodze do zdobycia magistra w biznesie. Mówiłem, żeby wybrała coś, co nie wymaga dużo nauki, ale odmówiła. Wciąż miałem swój gang i miliony dolarów, więc nie musiała zarabiać. Ale jak zawsze mnie zignorowała i opowiadała o różnych technikach, których się uczyła. Mówiła jak bardzo mnie kocha i za mną tęskni, a ja bardzo tego potrzebowałem. To, że odzyskiwała pamięć było najlepszą wiadomością, jaką otrzymałem. Tęskniłem za jej piękną twarzą, drobnym ciałem przyciśniętym do mojego. Chciałem znowu trzymać w ramionach mojego kotka.
Mało spałem, czułem się tu zbyt samotny. Byłem przyzwyczajony do bliskości Brooke i nie mogłem zasnąć, przytulając jedną z tych gównianych poduszek.
- Justin? - Francesca wytrąciła mnie z zamyślenia.
- Proszę, po prostu wyjdź - machnąłem na nią ręką. Tylko Francesca wiedziała o Brooke. Niekoniecznie jej ufałem, ale była cholernie wścibska i zdołała wedrzeć się do mojego życia osobistego.
- Gdybyś nie był dzisiaj tak niemiły, to może pozwoliłabym ci do niej zadzwonić - wzruszyła ramionami, a ja natychmiast zerwałem się z łóżka i ruszyłem w jej stronę. Uklęknąłem przed nią i złożyłem ręce jak do modlitwy.
- Proszę, proszę, proszę, proszę. Przepraszam, już nigdy nie będę dupkiem. - To było kłamstwo, już tyle razy je powtarzałem.
Kazała mi pójść za sobą, a ja krzyknąłem z radości. Była naiwna i nigdy nie odmawiała moim desperackim prośbom. Znalazłem się w poczekalni i chłopak, który na mnie czekał, natychmiast przykuł moją uwagę.
- Chłopak z baru! - uśmiechnąłem się, dając mu krótki uścisk. - Kopę lat!
Nikomu nie sprawiało radości odwiedzanie mnie tutaj i wcale ich za to nie winiłem. To miejsce było straszne i nawet jeśli Brooke mogłaby mnie odwiedzić, to nie jestem pewien czy bym jej na to pozwolił. Ludzie tutaj byli przerażający, schizofrenicy mamrotali do siebie i każdego dnia próbowali się zabić, a połowa pacjentów uważała, że nie są szaleni.
Zostałem zaatakowany dwa razy, raz przez trzydziestoletniego kolesia, który myślał, że jestem jego bratem, czy coś. Przewróciłem go i przycisnąłem do podłogi, żeby nie mógł dźgnąć mnie jednym z widelców ze stołówki. Za drugim razem była to dziewczyna, która próbowała mnie zgwałcić. Cholernie pojebana dziwka wyważyła drzwi od prysznica. Nawet nie wiem, na co była chora, ale na pewno była nienormalna.
Jeśli myślicie, że ja jestem szalony, to nie chcielibyście odwiedzić tego miejsca.
Conrad uśmiechnął się do mnie i położył mi rękę na plecach.
- Wpadłem, bo Brooke była ostatnio w moim barze i prosiła, żebym ci to przekazał. - Wręczył mi kartkę, a ja momentalnie rozpłynąłem się z radości.
- Zaraz wrócę! - złapałem Francescę za ramię i zacząłem biec wzdłuż korytarza. Krzyczała na mnie i kazała mi się zatrzymać.
W końcu dobiegłem do swoich drzwi i cierpliwie czekałem, aż wyciągnie klucz, ale tylko zmierzyła mnie wzrokiem.
- No otwórz - pospieszyłem ją. Musiałem wziąć list, który napisałem do Brooke.
- Nie możesz tak po prostu ciągnąć ludzi po korytarzu, Jus...
- Tak, tak, okej. Przepraszam, to już nigdy się nie powtórzy - machnąłem na nią ręką. - Proszę, otwórz drzwi.
Przeklęła parę razy pod nosem i otworzyła drzwi. Pobiegłem do drzwi i wyciągnąłem kawałek papieru z bezpiecznego miejsca pod poduszką.
- Dziękuję, Frankie - użyłem przezwiska, którego nienawidziła.
- Szczerze? Zamknij się. Zmieniam pacjentów, jesteś najgorszy - przewróciła na mnie oczami.
- Proszę cię, przecież wiesz, że jestem jedynym normalnym tutaj. - Francesca zawsze powtarzała, jak bardzo uwielbiała mieć mnie za swojego pacjenta. Byłem chujem, ale przynajmniej nie próbowałem jej zabić ani nie siedziałem, planując samobójstwo. No i nie darłem się jak pojebany, za co była wdzięczna.
Wróciliśmy do poczekalni i dałem Conradowi mój list, następnie otworzyłem ten, który dostałem od Brooke.
Cześć Justin,
Beznadziejnie, że Harry wyjeżdża na jakiś czas. Wygląda na to, że będę musiała poświęcić trochę czasu Conradowi.
Więc, mam nowego partnera na zajęciach i jest NAJGORSZY!!!!!!! Wcale nie pracuje, więc jestem zmuszona naprawiać tę złamaną kość zupełnie sama.
Zaśmiałem się cicho z jej narzekania.
Kupiłyśmy z Christine nową sofę do naszego salonu. Jest skórzana. Musiałam się o to wykłócać, bo wiem, że lubisz skórzane kanapy i kiedy przyjdziesz zobaczyć nasze mieszkanie, chcę żebyś je pokochał. Telewizor nie jest tak duży jak Twój, ale wiem, że Ci się spodoba.
Zmarszczyłem brwi, gdy to przeczytałem. W momencie, w którym się stąd uwolnię wprowadzamy się do mojego domu. Nie chcę już słyszeć o tym gównianym mieszkaniu, które powinno być chwilowe.
Naprawdę za Tobą tęsknię. Moje łóżko jest zawsze zimne i nienawidzę przytulać poduszek. Zawsze spadają z łóżka i nie przyciągają mnie do swojej ciepłej klatki piersiowej. Mówiąc o klatce piersiowej, mam nadzieję, że nadal pakujesz. Nie chcę żebyś wrócił stamtąd sflaczały.
Nawet nie miała pojęcia, że byłem umięśniony bardziej niż kiedykolwiek. Miałem dużo wolnego czasu. Większość pacjentów spędzała ten czas na siedzeniu w swoim pokoju albo na ringu bokserskim. Tak bardzo jak kochałem boks tak nie chciałem mierzyć się z jednym z tych wariatów i wolałem ćwiczyć na siłowni. Mieli każde urządzenie, które mogłem sobie wyobrazić i trochę się od tego uzależniłem. Ciągle wyciskałem i przysięgam, że moje ramiona są dwa razy większe. Nie wspominając o tym, że mój kaloryfer jest twardszy niż cegła.
Tęsknię za Twoją twarzą, głosem, włosami. Tęsknię za wszystkim co jest z Tobą związane. Minęły tylko dwa miesiące, ale przysięgam, że mam wrażenie, że minął conajmniej rok. Proszę, nie zrób niczego głupiego, przez co mogliby Cię tam zatrzymać. Staraj się, rób coś dobrego, no nie wiem, zbieraj śmieci czy coś. Spraw, żeby wypuścili Cię wcześniej, bo wiesz, że zawsze będę na Ciebie czekała, Justin.
Bolało mnie serce i czułem, że łzy napływają mi do oczy. Też za tobą tęsknię, kotku.
Postaram się przestać płakać i skończyć ten list. Przykro mi, że nie mogę nikomu o Tobie powiedzieć. Wiem, że jak tylko wyjdziesz z ośrodka, nie będziesz miał więcej problemów z prawem, ale ludzie pomyśleliby, że jestem szalona, gdybym im o Tobie powiedziała. Christine mnie wspiera, ale wiem, że jest sceptyczna. Chciałabym, żeby każdy widział, jak bardzo się zmieniłeś i jak wspaniały jesteś. Tak bardzo Cię kocham, Justin. Nigdy o tym nie zapominaj.
Mam nadzieję, że ludzie z tego ośrodka Ci pomagają, mimo że poradziłbyś sobie bez nich. Trzymaj się i pisz do mnie kiedy tylko możesz. Zadzwoń kiedy będziesz mógł.
Kocham Cię.
- Brooke
Pociągnąłem nosem i schowałem kartkę do kieszeni mojej bluzy. Sięgnąłem po list, który znajdował się w rękach Conrada, a następnie chwyciłem długopis z biurka. Dopisałem kilka zdań w odpowiedzi na jej słowa i oddałem mu kartkę papieru.
Conrad raz jeszcze poklepał mnie po ramieniu.
- Nie martw się, szybko zleci.
Wytarłem nos
- Ta, jasne.
Porozmawialiśmy chwilę o zwykłych sprawach i Conrad pokazał mi zdjęcie Ferrari, które ode mnie dostał. Uśmiechnąłem się.
Francesca się odezwała
- Justin, jeśli chcesz zadzwonić to musisz to zrobić teraz.
Przytaknąłem, zdając sobie z tego sprawę. Przytuliłem Conrada i upewniłem się, że mój list był umieszczony bezpiecznie w kieszeni jego spodni.
- Proszę, nie zapominaj o mnie - wyszeptałem, a Conrad zgodził się odwiedzać tak często jak to będzie możliwe.
Tyler nadal mnie nie odwiedził i to strasznie mnie wkurwiało. Widziałem ten prześmiewczy uśmiech na jego twarzy, kiedy mnie tu umieścili i nadal nie wiem, co on oznaczał. Zadzwoniłbym do niego, ale to by znaczyło zmarnowanie na niego rozmowy telefonicznej, którą mógłbym przeprowadzić z Brooke.
Patrzyłem, jak Conrad wychodzi, a następnie ze zniecierpliwieniem podszedłem do telefonu, gdzie czekała na mnie Francesca. Wybrałem numer, który znałem na pamięć i czekałem, żeby usłyszeć ten piękny głos.
- Justin! - pisnęła szczęśliwa, co sprawiło, że zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się szeroko.
- Cześć, kotku. Jak się masz tego pięknego wieczoru? - zażartowałem i usłyszałem jej śmiech, przez co poczułem motylki w brzuchu.
- W sumie, naprawdę dobrze. Ja i Christine mamy zamiar obejrzeć film.
Film. Nie oglądałem telewizji od wieków.
- To świetnie, kochanie. Jak się czujesz?
Usłyszałem, jak cicho westchnęła.
- Zmęczona, samotna.
- Wiem, księżniczko. Ale trzymasz się dla mnie, prawda? - spytałem delikatnym głosem.
Nie odpowiedziała.
- No co ty - mruknąłem. - Kotku, wiem, że jest ciężko, jest cholernie ciężko, ale jeśli jedno z nas się załamie to koniec. I zdecydowanie nie pozwolę, żebyś to była ty. - Musiałem być tym silnym w związku nawet jeśli w środku umierałem. Nigdy nie pokazałem Brooke jak smutny byłem. To mogłoby ją zniszczyć.
- Wiem, Justin. Ale to trudne.
- Oczywiście, że jest trudne - zgodziłem się z nią. - Wiesz co ci powiem? Nadal masz klucz do mojego domu, prawda?
- Tak.
- Spędź tam noc, kochanie. Posiedź trochę z Delgato, Tankiem, Killerem i Chainem, na pewno za tobą tęsknią. - Członkowie mojego gangu zajmowali się nimi na przemian, ale byłem pewien, że psy tęskniły za mną i Brooke.
- No nie wiem, pomyślę o tym - westchnęła.
- Pościel pewnie jeszcze pachnie mną-ą - zanuciłem z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Usłyszałem, że westchnęła.
- Może.
- No weź. Muszę znać odpowiedź, żeby wiedzieć gdzie będziesz. - To, że byłem zamknięty w ośrodku nie znaczyło, że miałem się o nią nie martwić.
- Nie wiem jeszcze, Justin.
- Zdecyduj teraz - ponaglałem ją. Nie miałem zamiaru się rozłączać. Musiałem wiedzieć, gdzie moje kochanie spędzi noc.
- Dobra - poddała się. - Będę dzisiaj spała u ciebie.
Uśmiechnąłem się.
- Moja dziewczynka.
Nie mam pojęcia, jak długo rozmawialiśmy, ale uśmiech ani na sekundę nie zniknął z mojej twarzy. Brooke śmiała się z wydarzeń w ośrodku, które jej opisywałem, a ja pękałem z dumy, gdy słyszałem te o uniwersytecie. Nie za bardzo skupiałem się na historiach, moją uwagę przykuwał ton jej głosu. Był taki delikatny i spokojny.
- Christine na mnie krzyczy. Chyba muszę już iść - Brooke westchnęła, a na mojej twarzy pojawił się grymas.
- No weź, rozmawiamy dopiero z godzinę...
- Justin, rozmawiamy już od trzech godzin - zachichotała.
Jęknąłem niezadowolony.
- Jeszcze kilka minut, proszę.
- Okej, ale ty będziesz mówił. Przysięgam, że wysiądą mi struny głosowe - zaśmiała się, a ja do niej dołączyłem.
- Dobrze, kotku. Pierwszą rzeczą, którą zrobimy jak już stąd wyjdę będzie pójście do McDonalds. Żarcie tutaj jest straszne. Wiem, że ciągle na to narzekam, ale mówię serio. To jak jedzenie ziemi.
- Nie może być tak źle - zaśmiała się.
- Uwierz mi, jest - jęknąłem. - Wolałbym smakować ciebie - powiedziałem, przygryzając wargę.
- Justin!- zganiła mnie, a ja się zaśmiałem. - Okej, a teraz naprawdę muszę już kończyć.
Westchnąłem.
- Dobrze, kochanie. Kocham cię i bardzo za tobą tęsknię.
- Ja też cię ko...- zanim mogła skończyć coś nas rozłączyło. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem za siebie. Zobaczyłem właściciela ośrodka, który zakończył moją rozmowę z Brooke. Wyglądał na wściekłego.
- To nie jest twój czas na rozmowy telefoniczne. Kto do cholery pozwolić ci wyjść z pokoju? - warknął. Zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu Francesci, ale nigdzie jej nie było.
Pan Donald i ja mieliśmy specyficzną relację, nie nienawidził mnie, a ja go tolerowałem. Byłem dla niego niemiły, ale on ze mną żartował. Nie widziałem go tak wściekłego odkąd zagroziłem jednemu z pacjentów, który nie chciał mi oddać swojej dodatkowej butelki szamponu.
- Ja, um, po prostu trochę się rozgadałem - skłamałem, ale on mi nie uwierzył.
- Twoja kolejna rozmowa jest zaplanowana dopiero na piątek, Bieber. Gdzie jest panna Hurley? - Hurley to nazwisko Francesci.
- Nie wiem, pozwoliła mi zadzwonić - przyznałem. Czułem się źle, że ją sprzedałem, ale hej, każdy dba o siebie.
- Wiesz, że nie możesz dzwonić, gdy tylko masz na to ochotę, Bieber. Zabieram twój przywilej korzystania z telefonu na miesiąc - pokręcił głową, zapisując coś w notesie.
- Co? - krzyknąłem. - Nie może pan tego zrobić.
- Oczywiście, że mogę. To jest poważne, Bieber. Skąd mam wiedzieć, że nie dzwonisz, żeby zaplanować swoją ucieczkę?- sprawdzał.
- Dzwonię do mojej dziewczyny, przyszłej żony, kurwa - warknąłem, zaciskając dłoń wokół słuchawki telefonu.
- Justin - westchnął. - Życie będzie inne, gdy stąd wyjdziesz.
Uniosłem brwi w zdziwieniu.
- Co to ma, kurwa, znaczyć?
Pan Donald wziął głęboki oddech.
- Mówię tylko, że nie wiesz co przyniesie los. Może ona przestanie na ciebie czekać.
- Nic o nas nie wiesz.
Zaśmiał się.
- Wiem o tym, ale po prostu próbuję dać ci radę...
- Nie potrzebuję twoich pieprzonych rad - przerwałem mu, odkładając słuchawkę. Jak on może zakazywać mi używania telefonu. To gówno i nie zgodzę się na to.
Drzwi mojego pokoju były zamknięte, ale nie miałem zamiaru czekać w poczekalni, jak jebany idiota, więc kopnąłem w nie, co spowodowało, że ludzie zaczęli się na mnie gapić.
- Ej, Bieber! - mój 'sąsiad' zawołał do mnie. Uniosłem brew, jakby dając mu znać, że go słucham.
- Może mnie tego nauczysz? - uśmiechnął się pod nosem. Spojrzałem z przymrużonymi oczami na chudego chłopaka.
- Najpierw musiałbyś mieć jakieś mięśnie - przewróciłem oczami. Wszystkich tu nienawidziłem. W ciągu tych dwóch miesięcy z nikim się nie zaprzyjaźniłem i dzisiaj też nie miałem zamiaru tego robić.
Wszedłem do swojego pokoju. Na moje nieszczęście chudy chłopak wszedł zaraz za mną.
- Co cię tak wkurwiło?
- Zrób jeszcze krok, a nigdy więcej nie staniesz na nogach - ostrzegłem, a on się zaśmiał. Dlaczego on się kurwa śmieje?
Rozejrzał się po moim pokoju, mimo że nie było tu nic do oglądania. Białe ściany bez żadnego plakatu, zdjęcia czy czegokolwiek. Miałem jedno, proste, drewniane biurko, takie samo jak w każdym innym pokoju. Można było poprosić o specjalny kolor koca, ale ja wolałem spać w białej pościeli.
- Żadnych dekoracji? - dokuczył, przesuwając dłonią po blacie biurka.
- Jestem tu tylko na rok, to byłaby strata czasu.
Zaśmiał się.
- Nikt nigdy nie wie, ile tu będzie.
- Cóż, ja wiem. Już jest ze mną lepiej i nie spędzę tu ani dnia więcej, niż te planowane trzysta sześćdziesiąt pięć. - Po prostu chciałem żeby ten chłopak wyszedł z mojego pokoju, czy to tak dużo?
- Nigdy nie wypuszczają pacjentów wtedy kiedy mają ich wypuścić.
- Jesteś naprawdę wkurwiający - przewróciłem oczami. Zaśmiał się, ale nie widziałem w tym nic śmiesznego.
- Jesteś niemiły.
- Jestem tu od dwóch miesięcy i dopiero to zauważyłeś? - sapnąłem.
Uśmiechnął się pod nosem i odwrócił się w stronę drzwi.
- Do zobaczenia jutro, Justin. - Zmarszczyłem brwi. Wszyscy tutaj nazywali mnie Bieber.
Chudy chłopak w końcu opuścił mój pokój. Westchnąłem z ulgą. Położyłem się na łóżku i czekałem na kolejne zajęcia z psychiatrą.

Brooke's POV:
Zmarszczyłam brwi, gdy połączenie zostało zerwane. Schowałam telefon do kieszeni. Może czas mu się skończył.
Wskoczyłam na kanapę obok Christine i jej chłopaka. Zaczęli oglądać film beze mnie, ale nie przeszkadzało mi to. Chłopak Christine był miły, ale zawsze był w naszym mieszkaniu. Byłam prawie pewna, że już się tu wprowadził.
Przewróciłam oczami, gdy Christine usiadła okrakiem na kolanach Jona i zaczęła go całować. Naprawdę nie przeszkadzało mi, gdy okazywali sobie czułość, ale czułam się przez to samotna.
Christine ciągle próbowała mnie z kimś umówić, ale zawsze odmawiałam. Nie mogłabym zrobić tego Justinowi, niezależnie od tego jak słodki był brat Christine...
Byłam w stanie skontaktować się z Kierą, która była bezpieczna pod opieką Shauna. Moi rodzice próbowali wszystkiego, żeby ją znaleźć, ale Shaun upewnił się, że miejsce jej pobytu było nieznane nikomu, nawet mi.
Nie miałam pojęcia, gdzie się znajdowali, ale wiedziałam, że byli razem. Moi rodzice często sprawdzali, co u mnie, zbyt często. Christine ich nienawidziła, co było zrozumiałe. Byli wścibscy i irytujący, gdy nas odwiedzali. Zawsze pytali o szkołę, chłopaków i o wszystko, co tylko przyszło im do głowy.
Mimo że szkoła bardzo mnie zajmowała, zawsze potrafiłam znaleźć czas na napisanie listu do Justina. Zazwyczaj wysyłałam jeden na tydzień i dostawałam dwa od Justina. Zawsze sprawiały, że się uśmiechałam i tęskniłam za nim milion razy bardziej.
Biedny chłopak był kompletnie znudzony, ale wiedziałam, że terapia mu odpowiadała. Z tygodnia na tydzień jego listy zawierały coraz mniej narzekań i niemiłych komentarzy. Jego negatywne podejście było zabawne, bez dwóch zdań, ale widziałam, że stawał się coraz szczęśliwszy. Albo gdy do mnie pisał był szczęśliwszy.
Policjantów też można było wpisać na czarną listę Christine. Byli tak wkurzający, jak moi rodzice. Sprawdzali moje mieszkanie w poszukiwaniu śladów Justina. Zawsze pytali, czy czuję się zagrożona albo czy boję się, że Justin będzie chciał mnie znaleźć. Zbywałam ich i opowiadałam, jak komfortowo czuję się w tym mieszkaniu.
- Kiedy tylko Justin Bieber wyjdzie z tego ośrodka wystąpimy o zakaz zbliżania się - moja matka zdecydowała, przyciskając palec z perfekcyjnie pomalowanym paznokciem do biurka oficera.
- Mamo, to nie jest konieczne - przewróciłam oczami.
- Jakto nie? On może chcieć cię odnaleźć!
- Jestem pewna, że nauczył się na swoich błędach.
Policjant wciął się.
- Pani Santilli, pan Bieber już dostał zakaz zbliżania się do pani córki na odległość mniejszą niż jedna mila.
- Mila? - zapiszczała. - Tylko?
- Ale, jeśli Brooke sama się do niego zbliży, zakaz przestanie obowiązywać - policjant dokończył tak, jakby moja matka nigdy mu nie przerwała.
Kobieta odetchnęła z ulgą.
- W porządku, okej. To nie tak, że Brooke chciałaby się zbliżyć do kogoś, kto zniszczył jej życie.
Wydęłam wargi, gdy zobaczyłam, że Jon podnosi Christine i zabiera ją do niewielkiej sypialni. Drzwi zatrzasnęły się za nimi, a ja rozłożyłam się na kanapie. Zaczęłam bawić się końcówkami moich jasnych włosów. Chciałabym, żeby to Justin się nimi bawił.
Od czasu do czasu odwiedzałam Pattie i Kat, a one opowiadały mi o tym, jak przebiegało leczenie Justina. Moi rodzice nie zdawali sobie sprawy z ich istnienia, ponieważ nikt nigdy nie podpisywał się na jego karcie pacjenta. Najwidoczniej Pattie miała depresję i nie miała głowy do zajmowania się jakimiś papierami, a Jeremy, no cóż, on był Jeremym.
Przez ostatnie dwa miesiące to Harry był naszym listonoszem, ale musiał wyjechać w delegację. Starał się o awans, więc go rozumiałam. Conrad był bardziej niż szczęśliwy, że mógł przekazać list zamiast Harry'ego. Conrad awansował na managera w swoim barze i zarabiał konkretną sumkę, dzięki czemu był w stanie się utrzymać, a fakt, że Justin zapłacił za jego auto, naprawdę mu pomógł.
Uniwersytet Nowojorski był świetny. W momencie, w którym zabrali mnie na komisariat, Walter Greenwall zadzwonił do moich rodziców i powiedział jak bardzo mu przykro. Byłam pewna, że kłamał. Po prostu chciał mnie na swoim uniwersytecie, żeby zaczęli o nim pisać.
Nie miałam zbyt wielu przyjaciół na uczelni, głównie dlatego, że wcale mi na tym nie zależało. Ludzie tam byli niesamowicie mili, ale gdy tylko weszłam do szkoły wzniosłam mur obronny. Gdy ludzie pytali o Justina, natychmiast się wściekałam i kończyłam rozmowę. Chciałabym mieć Justina przy sobie, żeby mógł ich wszystkich zbyć.
Warknęłam, gdy usłyszałam jęki pochodzące z sypialni Christine. Zagłówek jej łóżka uderzył w ścianę i to był moment, w którym pogłośniłam telewizor. Jon był zagorzałym fetyszystą i za każdym razem gdy uprawiali seks były to conajmniej trzy rundy. Cztery, jeśli był to poranny seks.
Nie byłam zła, byłam zazdrosna. Nie o Jona, ale o ich związek, tak jak wcześniej wspominałam. Chciałam żebym to była ja z Justinem.
Podniosłam się z kanapy i sięgnęłam po kluczyki samochodowe. Zostawiłam Christine krótki liścik, mówiący, że przenocuję u rodziców i wyszłam z mieszkania.
Podróż do domu Justina była spokojna. Czułam ciepło na sercu na myśl o tym, gdzie jadę. Wpatrywałam się w las, który mijałam i uśmiechnęłam się do siebie, kręcąc głową. Boże, byłam taka głupia.
Wjechałam na podjazd i zaparkowałam samochód. Wpisałam kod do garażu i zajrzałam do środka, upewniając się, że wszystkie auta Justina wciąż tam były. Uśmiechnęłam się pod nosem i zabrałam kluczyki od Jaguara. Schowałam je do kieszeni. Zamknęłam garaż i ruszyłam po kamiennych schodkach.
Przekręciłam klucz w drzwiach i przywitało mnie chłodne powietrze. Żyrandol wciąż się błyszczał, a dom nadal lśnił czystością. Pewnie jego sprzątaczka wciąż przychodziła tu raz w tygodniu.
Natychmiast wypuściłam psy z ich pokoju i kucnęłam, aby się z nimi przywitać. Zaczęły skomleć i lizać mnie po twarzy. Radośnie machały ogonami.
- Też za wami tęskniłam - wymruczałam, głaszcząc wszystkie po kolei.
Gdy skończyliśmy się witać, psy zaczęły obwąchiwać cały dom. Tank i Chain skoczyli na kanapę i ułożyli się tam wygodnie. Wypuściłam Killera na dwór, a Delgato nie odszedł ode mnie ani na chwilę.
Weszłam do pokoju mojego i Justina, a Delgato zaraz za mną. Usiadł przy drzwiach, cierpliwie czekając. Usiadłam na skraju łóżka i zaczęłam jeździć dłońmi po delikatnej pościeli. Położyłam głowę po prawej stronie łóżka. To była strona Justina. Powąchałam poduszkę i gdy tylko poczułam jego zapach, zrelaksowałam się. Pachniała piżmem i jego ulubionymi perfumami. Przypomniał mi się Justin i jego pewność siebie, która sprawiała, że woń była milion razy seksowniejszy.
Miałam na telefonie kilka zdjęć Justina, ale żadne z nich nie oddawało jego piękna. Jego twarz była doskonała, bez żadnych pryszczy, wągrów ani nawet piegów. Jego włosy miały idealny odcień jasnego brązu. Jego pełne emocji oczy w kolorze whisky. Nie mówiąc o jego ciele. Powiedział, że w ośrodku pakuje jak szalony. Nie mogłam się doczekać, aż zobaczę jego mięśnie.
Owinęłam się pościelą i wtuliłam się w poduszkę Justina, wdychając jego zapach. Delgato zauważył, że byłam gotowa zasnąć, więc położył się z nogach łóżka. Zmarszczyłam brwi.
- Chodź tutaj - poklepałam miejsce na łóżku obok mnie. Zamachał ogonem i położył się obok mnie.

Justin's POV:
- Wstawać! Mamy dla was niespodziankę! - usłyszałem głos z głośników i przewróciłem się na drugi bok. Zasłoniłem twarz kocem i mocniej wtuliłem się w tą gównianą poduszkę. Budzili nas o jebanej 5 nad ranem każdego cholernego dnia.
Ktoś wszedł do mojego pokoju. To najprawdopodobniej był mój terapeuta albo Francesca.
- Witaj, Justin. Od dzisiaj to ja się będę tobą zajmować - usłyszałem kobiecy głos. Zmarszczyłem brwi, kiedy zdałem sobie sprawę, że to nie głos Francesci.
Zsunąłem kołdrę z twarzy i spojrzałem na kobietę w średnim wieku. Była starsza od Francesci, ale nadal była ładna. To znaczy, ładna jak na starszą kobietę. W sensie, miała dobrze ułożone brązowe loki na głowie i wyraziste kości policzkowe. Nie była tak piękna, jak Brooke, ale wiecie. Nie przeszkadzało mi patrzenie na nią.
- Co się stało z Francescą? - zapytałem zachrypniętym głosem.
- Z kim?
- Panną Hurley - poprawiłem się. Nie powinienem nazywać jej pierwszym imieniem.
- O, dostała nowego pacjenta. W końcu była na tyle lekkomyślna, że pozwoliła ci skorzystać z telefonu. - Kobieta przewróciłam oczami na zachowanie Francesci. Zmarszczyłem brwi, Francesca pozwalała mi na wiele, a ja łamałem wiele zasad. Ta babka wyglądała na surową i wcale mi się to nie podobało.
- Nie chcę nowego opiekuna. - Nienawidziłem używać tego słowa, ale tak ich tutaj nazywano. Nazywałem Francescę pielęgniarką, mimo że powinna być moją 'opiekunką'.
- Nie do końca masz wybór - zaśmiała się, a ja przymrużyłem oczy.
- Nie wydaje mi się, żebyśmy byli na ty. Możesz nazywać mnie Bieber albo pan Bieber - posłałem jej fałszywy uśmiech - to już zależy od ciebie.
Prychnęła.
- Jesteś moim pacjentem, mam prawo mówić do ciebie Justin.
Zamilkłem, było na to za wcześnie. Przykryłem twarz kocem, ale chwilę później poczułem, jak został ze mnie zerwany. Francesca nigdy by tego nie zrobiła. Zawsze cierpliwie czekała, aż sam zwlekę się z łóżka.
- Wstawaj, Justin. I dla twojej wiadomości jestem pani Twain. - Całkowicie zdjęła koc z mojego ciało, a ja zacisnąłem mocno powieki.
- Naprawdę mnie to nie obchodzi - odpowiedziałem. Miałem wylane na tę kobietę, szczególnie jeśli miała zamiar być taką suką.
- Myślę, że spodoba ci się dzisiejsza niespodzianka - uśmiechnęła się do mnie. Jeśli niespodzianką nie była Brooke w moim łóżku to szczerze wątpiłem, że będzie mi się podobało.
Mimo wszystko spytałem.
- Co nią będzie?
- Zobaczysz - uśmiechnęła się, a ja przewróciłem oczami. - Będę na korytarzu, a ty chyba powinieneś się przebrać.
Wyszła z pomieszczenia, zostawiając mnie samego. Chciałem Francesci z powrotem. Była taka wyluzowana i w ogóle nie zawracała mi głowy. Ta kobieta była sztywną dziwką. I teraz, kiedy pan Donald odebrał mi możliwość korzystania z telefonu, potrzebowałem kogoś, kto pomoże mi dostać jakiś telefon komórkowy.
Przebrałem się w przygotowany dla mnie beżowy stój, który każdego dnia zostawiali na wieszaku razem z czystą parą bokserek. Spojrzałem w lustro i zauważyłem, jak potargane były moje włosy. Westchnąłem i przejechałem przez nie kilka razy dłonią. Zamknąłem drzwi i sięgnąłem pod łóżko po butelkę żelu do włosów, który kupiła mi Francesca. Postawiłem włosy i schowałem butelkę z powrotem w bezpieczne miejsce.
Otworzyłem drzwi, pani Twain natychmiast złapała mnie za materiał ubrania i ciągnęła wzdłuż korytarza.
- Nie jestem pieprzonym psem - wyrwałem się z jej uścisku.
- To moja praca, Justin.
- Fran- to znaczy panna Hurley nigdy mnie nie szarpała - warknąłem.
- No cóż, to dlatego, że panna Hurley nie jest zbyt dobra w wykonywaniu swoich obowiązków. - Pani Twain posłała mi sztuczny uśmiech.
- Zamknij się, kurwa, pewnie w ogóle jej nie znasz - broniłem Francesci.
Pani Twain zignorowała to.
- Żadnego przeklinania na pracowników.
Zacząłem ją przedrzeźniać pod nosem.
Doszliśmy do stołówki i zauważyłem, że wszyscy już tam byli. Stołówka była ogromna, a wszystkie miejsca były wypełnione pacjentami. Pan Donald i inny mężczyzna stali z przodu pomieszczenia. Pani Twain zaciągnęła mnie na puste miejsce, na moje szczęście było ono koło chudego chłopaka.
- Cześć, Justin! Myślisz, że po co nas tu ściągnęli? - próbował zagadać, ale mu nie odpowiedziałem. Wpatrywałem się w stół. - Prawda, pewnie masz rację - powiedział, a ja prychnąłem.
- Odpierdol się, Patyku.
- Patyku? Cholera, to coś nowego. Zapiszę to dziś wieczorem w swoim pamiętniku - zaśmiał się, a ja zmrużyłem na niego oczy.
O co chodziło temu dzieciakowi? Próbował ze mną żartować... To chyba było oczywiste, że nie chciałem mieć z nim nic wspólnego.
- Słuchaj, jeśli jesteś gejem, czy coś to ja nie jestem zainteresowany - spojrzałem na niego z uniesionymi brwiami.
Patyk wybuchnął śmiechem.
- Nie jestem pieprzonym gejem, koleś.
Odetchnąłem z ulgą.
- Więc dlaczego do jasnej cholery chcesz ze mną rozmawiać?
- Jeśli jeszcze nie zauważyłeś - ściszył ton swojego głosu - wszyscy tutaj są szaleni.
Prychnąłem.
- To oczywiste.
- Jesteś tutaj najnormalniejszym kolesiem, nie możemy po prostu porozmawiać?
Patyk też wydawał się normalny.
- Jestem tu od dwóch miesięcy, dlaczego akurat teraz?
- Musiałem się upewnić, że nie jesteś wariatem. Niektórzy ludzie są dobrzy w ukrywaniu tego - wyjaśnił.
- Z czym cię zdiagnozowali? - zapytałem.
 Patyk wywrócił oczami.
- Sadyzm.
Uniosłem głowę w zdziwieniu
- Poważnie? Ty? Wyglądasz jakbyś nie był w stanie skrzywdzić muchy.
- Seksualny sadyzm - dodał.
- Co to znaczy? Jakieś S&M (sado-maso) czy coś? Często się w to bawiłem i mam zamiar przekonać do tego Brooke. Jak ty się tu do cholery znalazłeś?
- S&M to średni poziom seksualnego sadyzmu. Mój jest wysoki. Zazwyczaj kończy się poważnymi obrażeniami... albo śmiercią jeśli sprawy zajdą za daleko - zachichotał. Może nie był do końca normalny.
- To super... - skomentowałem. Zaśmiał się.
- Nie martw się, już jest ze mną lepiej. To znaczy, nie zrozum mnie źle, wciąż mnie to kręci, ale nie aż tak, żeby to robić.
Przytaknąłem głową i właśnie wtedy swoją przemowę rozpoczął pan Donald.
- Cześć wam wszystkim! Gratuluje, wszyscy jesteście bliscy końca swojej terapii! - Bliscy? Uważasz, że dziesięć miesięcy to blisko? - Jako nagrodę organizujemy wam wyprawę na zakupy!
Zauważyłem, że kilka dziewczyn pisnęło z podekscytowania, niektórzy kolesie cieszyli się razem ze swoimi kumplami. Patyk milczał, tak jak ja.
- Wynajęliśmy małe centrum handlowe i spędzimy tam cały dzień. Wasze rodziny wpłaciły pieniądze na wasze konta. Zostawiły wam też wiadomości. Powiadomiliśmy ich o tym wcześniej. Jednakże, nie spotkacie się z nimi - pan Donald wyjaśnił do mikrofonu. - Następną niespodzianką jest to, że wasi opiekunowie nie będą śledzili każdego waszego kroku. W końcu centrum handlowe wynajęte jest tylko dla nas. Będą na was czekać w konkretnych miejscach, a wy musicie meldować się u nich co trzy godziny.
Przygryzłem wargę. Teraz jestem podekscytowany. Miałem nadzieję, że mama albo ktoś przelał mi sporo kasy na konto.
- Przedmioty, które nabędziecie dzisiaj mogą znaleźć się w waszych pokojach jeśli nie są niebezpieczne. Nie będziecie mogli nosić ciuchów, dlatego zatrzymamy je aż do waszego wyjścia z ośrodka. Przyjemnych zakupów! - uśmiechnął się i odłożył mikrofon.
Poczułem uśmiech formujący się na mojej twarzy i zacisnąłem pięści z ekscytacji. Dokładnie wiedziałem, co dzisiaj kupię. Było tyle rzeczy, które chciałem.
- Eh, moja mama pewnie wpłaciła mi na konto z dwadzieścia dolców - Patyk przewrócił oczami, a ja się zaśmiałem.
Pani Twain podeszła do mnie.
- Wybierzemy miejsce spotkać, gdy tylko dotrzemy na miejsce.
Machnąłem na nią ręką, nie przejmując się tym co mówi. Wszyscy podnieśli się ze swoich miejsc i zaczęli zmierzać do drzwi wyjściowych. Szedłem za nimi, a Patyk za mną. Powinienem się dowiedzieć jak ma na imię. Odwróciłem się, żeby na niego spojrzeć, ale on był zajęty obczajaniem Francesci. Oblizał wargi. Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem przepychać się przez pacjentów, żeby się do niej dostać.
- Bu! - szepnąłem jej do ucha, na co odwróciła się, żeby zobaczyć moją twarz.
- Jebany idiota - rzuciła, uderzając mnie pięścią w ramię.
- Więc jakiego psychola ci przydzielili? - dokuczałem jej, ale wiedziała, że byłem zawiedziony tym, że już nie była moją opiekunką.
- Dylan Gunder - wskazała na blondyna za nią. Jego oczy były praktycznie ukryte za włosami. Przypominało mi to mnie, gdy byłem młodszy. Ale kurwa, nie dorastał mi do pięt.
Bawił się swoimi kciukami.
- Co z nim nie tak?
- Zaburzenie Pozorowane - powiedziała,  a ja posłałem jej spojrzenie typu: 'myślisz, że wiem co to jest?'. Przewróciła oczami. - To obsesja na punkcie bycia chorym. Udają chorobę, żeby zwrócić na siebie uwagę, kłamią o tym i tak dalej.
- O, ciekawe zajęcie - podsumowałem. - Przykro mi, że masz przeze mnie kłopoty.
Uśmiechnęła się.
- Aw, przeprosiny.
Zaśmiałem się.
- Mam też newsa dla ciebie. Masz wielbiciela!
- Justin, jestem zaszczycona, ale nie jesteś w moim typie.
- Nie mnie, dziwko - pokręciłem głową. - Patyka.
- Kogo? - zmarszczyła brwi.
Przygryzłem wnętrze policzka i uniosłem brwi. Cholera. Jak ten dzieciak miał na imię?
- Nie wiem jak się nazywa - wskazałem na niego. Spojrzała we wskazanym kierunku.
- Brad? - zapytała.
- Tak, tak, Brad - powtórzyłem jego imię.
- Podobam mu się? - zapytała, jej policzki zrobiły się różowe.
- Tak, ale zanim spytasz, skąd to wiem, potrzebuję przysługi - uśmiechnąłem się pod nosem. Myślała, że uda jej się wyciągnąć ze mnie informacje za darmo. Westchnęła ciężko.
- Okej. O co chodzi?

- Pomóż mi wybrać pierścionek.
_______________________
Tłumaczenie: @itsyoungannie  
Myślicie, że Justin szybciej wyjdzie? Jak podoba Wam się rozdział?
Życzymy wszystkim szczęśliwego nowego roku!
Do następnej! 

3 komentarze:

  1. jest boski! kocham @arianatorka

    OdpowiedzUsuń
  2. myślałam ze z Justinem jest tam gorzej ale chyba na razie przyzwyczaił się do tego gdzie jest, mam nadzieje że jednak jak najszybciej stamtąd wyjdzie

    OdpowiedzUsuń
  3. Kuzwa emocje! I to ze dziewczyną go chciała zgwalcic. Bezcenne 😂😂😂

    OdpowiedzUsuń