wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział sześćdziesiąty drugi, pt II

Justin's POV:
Przytrzymałem kaptur, by nie spadł i otworzyłem drzwi, wysiadając z samochodu.
Chłopak zobaczył, że nadchodzę, a jego oczy automatycznie się powiększyły. Natychmiast moja pięść zderzyła się z jego twarzą, by nie marnować ani sekundy dłużej. Brooke westchnęła z zaskoczenia i odskoczyła od nas. Chłopak jęknął.
- Co do cholery?
Burknąłem, popychając go, przez co od razu upadł na ziemię. Zadałem mu jeszcze jeden cios w szczękę. Słysząc strzyknięcie tylko się nakręciłem. Jak mógł dotykać Brooke? Moja zaborcza natura właśnie dała się we znaki i zadałem mu jeszcze kilka ciosów.
- O mój Boże! Przestań! – Jej ukochany głos dobiegł do moich uszu, przez co zamknąłem oczy. Nie słyszałem jej przez taki długi okres.
Powoli się podniosłem, pozostawiając chłopaka w bólu. Zerknąłem na niego, kurwa, co ja zrobiłem?
Moja klatka piersiowa poruszała się do góry i na dół nierytmicznie. Z trudem przełknąłem ślinę, gdy zobaczyłem krew na swoich butach. Chłopak jęczał, leżąc.
Głęboki oddech, Justin. Myśl o wesołych rzeczach. Przemoc nie jest rozwiązaniem.
- Ej, stary – próbowałem zmienić głos. – Przepraszam, nie wiem, co mi odwaliło.
Wiedziałem, co mi odwaliło. Dotykał mojej pieprzonej dziewczyny i wcale mi się to nie podobało.
Brooke wcisnęła się przede mną, by stanąć przed chłopakiem, którego właśnie pobiłem prawie do śmierci.
- Co kurwa masz na myśli, mówiąc, że nie wiesz co ci odwaliło? Jesteś popieprzony? Często zdarza ci się bić przypadkowych ludzi na parkingu? – Uderzyła mnie w twarz.
Poczułem, jak moje spodnie stają się naprężone, oglądając jej zadziorny charakter. Jej ramiona były skrzyżowane na piersiach, przez co jęknąłem cicho, a Brooke odkaszlnęła.
- Co jest do cholery z tobą nie tak, wynoś się stąd! –
Zablokowała mi drogę, ale szybko złapałem jej nadgarstek. Wyrwała się ze strachu, przez co się naprężyłem. Pociągnąłem jej nadgarstek, powodując, że potknęła się i wylądowała prosto na mojej klatce piersiowej. Mocno oplotłem jej talię, zanurzając się w jej słodkim zapachu.
- Co do kurwy? – wrzasnęła, próbując mnie odepchnąć.
Potrzebowałem jej dotyku. Nie puszczałem jej tak długo, aż przestała się gwałtownie ruszać. Jęknąłem, gdy mój twardy członek przesunął się po jej udach.
- O mój Boże – powiedziała, dając mi do zrozumienia, że też to poczuła.
Odepchnęła mnie mocniej i w końcu się ode mnie uwolniła. Spojrzała na moje krocze, zawstydzając się.
- Jesteś pieprzoną świnią – powiedziała, oddalając się ode mnie
Zacząłem rozważać kilka opcji. Powinienem ją zabrać i pokazać, że to ja, czy zawrócić teraz? Czy to był błąd? Moje myśli jednak przerwał widok wstającego chłopaka, który trzymał się za szczękę. Brooke pospieszyła się do niego i pomogła wstać. Podszedłem do nich, ale Brooke go zasłoniła.
- Odejdź, proszę – powiedziała spokojnie. Jeśli próbowała mnie zastraszyć to ma jeszcze wiele do nauki.
Przesunąłem Brooke z mojej drogi. Próbowała mnie powstrzymać, ale byłem po prostu silniejszy. Przybliżyłem się prosto do jego ucha
- Spróbuj jeszcze raz się do niej zbliżyć, a przysięgam na Boga, że zmiażdżę cię w pięć sekund.
Odkaszlnąłem, upewniając się, że mój głos był inny niż zwykle, ale bardziej przerażający.
- K-kim ty jesteś? – zapytał cicho. Głupia cipa.
- Nie musisz wiedzieć, kim jestem, rozumiemy się?
Przytaknął.
- Odpowiedz, pieprzony idioto!
- T-tak.
Cofnąłem się, patrząc mu w oczy. Na jego twarzy widoczny był strach, jego niebieskie oczy nie odważyły się spojrzeć w moje. Cóż, w moje okulary. Czułem się silny, w końcu po długim czasie.
To byłem ja, żaden szpital nie mógł mnie zmienić. Uwielbiałem mieć władzę nad ludźmi. Uwielbiałem, jak się trzęśli na mój widok. Potrzebowałem tego, pragnąłem. Nie mogłem funkcjonować, gdy ludzie traktowali mnie na równi. Mieli się mnie bać, gdyby się nie bali, byłbym nikim.
- Wynoś się, teraz.
- Hayden, czekaj! – próbowała go zatrzymać, ale nie dałem jej możliwości.
- Odejdź, kurwa! – krzyknąłem, a Hayden zniknął w oddali.
Patrzyłem, jak odchodzi, zanim odwróciłem się w stronę Brooke. Jej ręce się trzęsły, gdy kurczowo trzymała klamkę od drzwi.
- Fajny samochód – powiedziałem, próbując ukryć śmiech.
Dziewczyna otworzyła drzwi, ignorując mnie. Wsiadła do samochodu, ale nie pozwoliłem jej zamknąć drzwi.
- Czego ode mnie chcesz? – Poprawiła włosy. Zabawne było oglądanie jej sfrustrowanej.
Westchnąłem, wtykając głowę do samochodu. Chwyciłem jej twarz w ręce. Próbowała się odsunąć, ale nie pozwoliłem na to. Przysunąłem się jeszcze bliżej, zapewne czuła mój oddech na ustach.
- P-proszę, nie – skomliła. – Mam chłopaka.
Odetchnąłem z ulgą, po czym pocałowałem ją. Była taka lojalna, czułem, że nie musiałem się o to w ogóle martwić. Poczułem motylki w brzuchu z tęsknoty za jej ustami. Próbowała się wyrwać, ale mocno ją trzymałem. Nagle poczułem ostre zamachnięcie na mój policzek. Brooke dała mi z liścia.
- Co jest z tobą nie tak? – wytarła usta o rękaw. Nie zrobiłaby tego, gdyby wiedziała, że to ja.
- Co? – zapytałem, nie skupiając się już na moim głosie. – Nie mogę już pocałować mojej dziewczyny?
W tym momencie nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa. Nie mogłem jej więcej tego robić, musiałem pokazać jej, kim byłem. Rozszerzyłem ramiona z ogromnym uśmiechem na twarzy. Byłem dupkiem? Taa, ale to kochałem. Obserwowałem, jak jej oczy robią się szkliste i dziewczyna wtula się we mnie.
- J-Justin – otrzeźwiała, a po jej policzkach spływała ogromna ilość łez.
- Cssi, kicia. Wiem, to tylko ja – szepnąłem, chwytając za jej uda.
Gdy wyjrzałem przez jej ramię, zobaczyłem mnóstwo irytujących i gapiących się studentów.
- J-jak się czujesz?
- Wykradłem się, ale nie mogę zostać na długo, kicia. Proszę, nie płacz. Jesteś za ładna, by płakać – wytarłem jej łzy. Wzięła głęboki oddech i oplotła moją talię.
- Tak bardzo tęskniłam – szepnęłam. Uśmiechnąłem się i przyciągnąłem jeszcze bliżej siebie.
- Ja bardziej – przedrzeźniałem się, równocześnie składając mnóstwo buziaków na jej policzku.
Jej usta idealnie dopasowały się do moich, na co jęknąłem.
- Kocham cię tak kurewsko mocno – mruknąłem, chwyciłem ją za tyłek i przyciągnąłem do mojego krocza.
- Też cię kocham, Justin. – Uśmiechnęła się.
Byłem w niebie.
Nieważne, jak bardzo chciałem się z nią kochać, powstrzymywałem się. Zamknąłem oczy, doceniając jej dotyk.
- Nie chcę, żebyś odszedł – burknęła cicho.
- Wiem, kochanie, wiem – powiedziałem spokojnie. – Kim był ten chłopak? – Starałem się brzmieć zrelaksowany.
- Jest moim partnerem w laboratorium, mówiłam ci o nim – powiedziała. Pamiętam, jak na niego narzekała w liście.
- Czemu cię dotykał?
- Przepraszał.
- Za co?
- Wylał na mnie jakieś płyny.
- Naprawdę? Bo twoje ciuchy wyglądają na całkowicie nienaruszone.
- Przebrałam się.
- Brooke, przestań. Jeśli zrobił coś złego, to mi powiedz. Już go pobiłem, więcej mu nic nie zrobię. – To było zdecydowanie kłamstwo.
- Obiecujesz, że nie będziesz zły? – Przez to zdanie moje serce przyspieszyło. Całowali się? Dotykał jej? Pieprzyli się? Moje pięści się zacieśniły.
- Nie mogę tego obiecać.
Moje serce waliło, gdy Brooke westchnęła.
- Wydaje mi się, że Hayden był mną zainteresowany. – W tym momencie wszystkie moje mięśnie się napięły. – Przepraszał, bo nie wiedział, że jestem zajęta.
Prychnąłem.
- Jak się dowiedział?
Nic nie odpowiedziała.
- Brooke – mówiłem spokojnym, lecz stanowczym głosem.
- Będziesz zły.
- Brooke, mów. Teraz – powiedziałem tonem nie-mam-czasu-na-pieprzenie.
- Poszłam z nim na stowarzyszenie studentó-
- Co zrobiłaś? – krzyknąłem, patrząc na nią, jakby była stuknięta. – Nie wierzę, że tam poszłaś. Co ty sobie myślałaś?! O, czekaj. Ty nie myślałaś.
- Nie było aż tak źle.
Zakpiłem.
- Po pierwsze nie powinnaś chodzić na żadne imprezy. Piłaś?
- Nie – powiedziała, a ja westchnąłem.
Okej, mogło być gorzej.
- Więc na tej imprezie zadawałam się z Hayden'em, bo to on mnie zaprosił. I przypadkiem spotkałam tam Dave'a.
Skrzywiłem się.
- Dave?
On nie jest typem imprezowicza. Potrząsnąłem głową z rozczarowania.
- Sprzedawał prochy – dodała. – Najwyraźniej Dave pomyślał, że Hayden ze mną kręci, więc zaczął udawać mojego chłopaka.
Brawo dla Dave'a za przywalanie się do mojej dziewczyny.
- Nie będę niczego przesładzał, rozczarowałem się. Serio, impreza studencka?
Brooke nie patrzyła mi się w oczy ze wstydu.
- Wiesz, co tam się mogło stać? Co jakby Dave'a tam nie było? Hayden mógłby cię upić i przelecieć.
- To by mi się nie przydarzyło, nie jestem głupia.
- Nie mówię, że jesteś głup-
- Naprawdę? Bo tak właśnie zabrzmiało. – Skrzyżowała ręce ze zirytowania. Mruknąłem.
- Nie wciskaj mi w usta słów, których nie powiedziałem. Co się z tobą nagle stało?
- A czego oczekujesz? Chodzę na uczelnie, nie chcę być kujonką i siedzieć w domu całymi dniami. Chce się bawić, a ty mi na to nie pozwalałeś.
- Przepraszam?
- Nigdy nic mi nie pozwalałeś. Czemu mi nie ufasz?
Ta konwersacja zdecydowanie obróciła się nie tak jak chciałem.
- Ufam ci, Brooke, ale nie innym. – Nie podważałem jej lojalności, ale faceci to faceci, a Brooke była mega atrakcyjną kobietą.
- Przepraszam, Justin, ale nie będę stała cały czas w miejscu – powiedziała, w końcu patrząc mi w oczy.
- Nie oczekuję tego. Chcę tylko, żebyś podejmowała mądre decyzje.
Dziewczyna zaśmiała się sarkastycznie.
- I znowu, uważasz mnie za głupią.
- Kurwa, Brooke. Nic nie ułatwiasz.
Nie odpowiedziała mi, tylko chwyciła za rączkę od drzwi i wyszła z samochodu.
- Gdzie ty idziesz? – krzyknąłem.
- Z dala od ciebie.
Szybko wydostałem się z samochodu i pobiegłem za nią.
- Przestaniesz? – syknąłem, chwytając za jej skórzaną kurtkę.
Odwróciła się do mnie z irytacją na twarzy, ale w oczach widziałem smutek.
- Wiem, czemu taka jesteś. – Wystawiłem ramiona do niej. – To dla ciebie szok, kochanie, wiem. Nie wiesz, jak reagować.
- Ja tylko- czuję się – zatrzymała się. – To jest ciężkie.
Nie odważyła się mnie przytulić, więc ja to zrobiłem.
- Oddycham, ale nie czuję, że żyję. To bezsensu. Po co w ogóle studiuję? Nawet nie pozwoliłbyś mi pracować. Wszystko jest bezsensu. I to smutne, że całe życie obraca się wokół ciebie. To ssie, Justin. Kocham cię tak bardzo i o tym wiesz. Ale nie mogę sama funkcjonować bez ciebie. A ty beze mnie dalej miałbyś głośny gang, miliony dolarów, przyjaciół i wszystko.
- Czemu mówisz mi to teraz?
- Do jasnej cholery, nie mogę nawet iść na imprezę, bo zaraz zrobisz aferę. Wiem, że się o mnie troszczysz, ale mam przez to uczucie, że nie mogę sama funkcjonować – przyznała.
Byłem zły, że nie mówiła o tym wcześniej. Mogłem jej dać wszystko bez większego wysiłku.
- Kontrolujesz moje życie, Justin.
To prawda, wiedziałem o tym. Ale nie było w tym nic złego; była przy mnie bezpieczna.
- kicia, jesteś najsilniejszą osobą, jaką znam. Kontroluję cię, ale robię to, bo mogę. Przy mnie możesz mieć wszystko, co chcesz.
Nasze oczy się spotkały.
- Kocham cię, Brooke, tak bardzo. Jesteś moim światem. Bez ciebie byłbym nikim.
- Stoisz tu teraz, a za niecałą godzinę znowu znikniesz na miesiące – przypomniała mi gorzką prawdę. Ponownie wystawiłem ręce w jej stronę i przytuliliśmy się.
- Wiesz, że będę się martwić, zawsze będę, ale rozumiem co masz na myśli. Baw się, kochanie. Jesteś inteligentna. I ufam ci, że nie popełnisz głupich błędów.
- Przepraszam – szepnęła.
- Nie przepraszaj, kochanie. To ja przepraszam, że musze być od ciebie z dala. – Pocałowałem jej słodki policzek. – Wracajmy co samochodu, okej? – mruknąłem, a ona się zgodziła i chwyciliśmy się za ręce. – Zrobimy coś szalonego... i prawdopodobnie głupiego.
_________________________
Tłumaczenie: @ FolllowMeJB
Podoba Wam się rozdział? Czekamy na Wasze komentarze!

Do wtorku! 
PS: Zapraszamy na nasze nowe tłumaczenie: https://www.wattpad.com/story/60870639-burning-pl 

3 komentarze: