Piosenki do rozdziału:
Your Song – Elton John
Telegraph Avenue (Oakland by Lloyd) – Childish Gambino
As Long As You Love Me – Justin Bieber
______________________
Justin’s POV:
Zostałem obezwładniony przez gliny i poczułem chłód metalowych kajdanek na nadgarstkach.
-
Oj – usłyszałem, jak policjantka jęknęła i uświadomiłem sobie, że
Brooke wyrwała się z jej uścisku przez uderzenie łokciem w brzuch.
Dajesz maleńka.
- Puśćcie go! – chciała zbliżyć się do mnie, ale
tylko pokręciłem głową. Inny gliniarz złapał ją od tyłu i wykręcił jej
nadgarstki. Tego nie zniosę.
- Nie waż się jej kurwa dotknąć! –
wrzasnąłem, rzucając się do przodu i wyrywając trzymającemu mnie
policjantowi. Zamachnąłem się swoimi skutymi rękami i pięścią uderzyłem
go w brzuch. Zgiął się i zaczął kaszleć, wtedy uniosłem kolano i dostał
prosto w twarz. Jego żałosne ciało upadło na podłogę, a ja przesunąłem
się tak, by osłaniać Brooke.
- Panie Bieber – zaczął
funkcjonariusz. – Jesteś aresztowany pod zarzutem zabójstwa tysiąca
dziewięćdziesięciu ośmiu obywateli oraz porwania, wymuszeń, gróźb i
naruszania nietykalności cielesnej funkcjonariusza policji.
- Nie
macie ani jednego jebanego dowodu – syknąłem. – Nie przyznaję się do
niczego. Może i jestem Justinem Bieberem, ale gówno możecie mi udowodnić
– splunąłem mu w twarz.
- Brooke, kochanie, jesteśmy tutaj, żeby
ci pomóc – wyszeptała kobieta, przez co zacisnąłem szczękę. Już miałem
coś powiedzieć, kiedy z radiowozu wysiadł dr Scotch.
-Tak, to właśnie jest mężczyzna, który porwał Brooke z terenu naszego szpitala.
Nie mogłem wyjść z szoku, ten dupek mnie wydał.
- Powodzenia w odzyskaniu swojej kasy, złamasie! – krzyknąłem do niego, a on tylko się zaśmiał.
-
Jesteś o wiele głupszy, niż ludzie myślą. Nie było żadnych pieniędzy,
Bieber – śmiał się, kręcąc głową. Podszedł bliżej, żebym tylko ja mógł
go usłyszeć i wyszeptał – Pracuję dla twojego ojca. Chciał, żebym cię
wydał i się ciebie pozbył, zobacz, właśnie to zrobiłem!
- Zabiję cię, kurwa! – próbowałem się do niego wyrwać, ale zostałem powstrzymany przez policjanta.
-
Zabierzcie stąd tego kryminalistę – zarządził dr Scotch, a ja z całych
sił próbowałem wyrwać się funkcjonariuszom i upierdolić mu głowę.
Zostałem wepchnięty do radiowozu, po drodze uderzając głową o dach.
Syknąłem z bólu, jednak gliniarze nie zwracali na to uwagi. Przycisnąłem
twarz do szyby, patrząc na drobną sylwetkę Brooke. Próbowali umieścić
ją w drugim samochodzie, ale ona płakała i krzyczała.
- Justin! – wołała, a mi ściskało się serce. Naparłem ramieniem na drzwi, chcąc być przy niej.
- Skończ z tym – syknął policjant. Odczytał mi moje prawa, ale miałem to wszystko w dupie, skupiony na krzykach Brooke.
-
Wypuśćcie ją! – wrzasnąłem i ponownie rzuciłem się na drzwi, chcąc się
do niej wydostać. Brooke spojrzała w moim kierunku jednak samochód miał
przyciemniane szyby. W miarę oddalania się od rozhisteryzowanej sylwetki
Brooke moje próby wydostania się słabły, za to pojawił się uścisk w
żołądku i gula w gardle.
Brooke’s POV:
- Dokąd go zabieracie? – krzyknęłam desperacko, upadając na kolana w lesie.
-
Ćśśśś teraz jesteś bezpieczna. Nie będziesz się już musiała nim
przejmować – szeptała policjantka, głaszcząc mnie po włosach.
Odepchnęłam jej dłoń.
- On nigdy nie zrobił mi krzywdy! Kochał
mnie! – krzyknęłam, byłam przerażona. Nigdy nie czułam się bezpieczna
bez Justina, a teraz nawet nie wiedziałam, czy nie pójdzie do więzienia.
Pokręcili nade mną głowami.
- Omamił ją – wyszeptali do siebie, a
ja miałam ochotę im przypieprzyć. Nic mi nie zrobił, po prostu mi
pomógł. Umieścili mnie w samochodzie policyjnym i po chwili poczułam, że
ktoś siada obok.
- Witaj, kwiatuszku.
- Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam cicho, czując spływające po policzkach łzy.
-
To nic osobistego, ja potrzebowałem pieniędzy, a Jeremy Bieber był
bardziej niż chętny do sponsorowania mnie tak długo, jeśli zajmę się
wsypaniem jego syna – dr Scotch wzruszył ramionami nie przejmując się
tym, co właśnie zrobił.
- Czy on pójdzie teraz do więzienia? – zapytałam z walącym sercem.
-
Nie jestem pewien – ponownie wzruszył ramionami, nie dbając o to w
najmniejszym stopniu. Nienawidziłam go, jak mógł zrobić to Justinowi? I
gorzej, jak mógł mu to zrobić jego własny ojciec? Wiedziałam, że się
nienawidzili ale nie sądziłam, że to zabrnie aż tak daleko.
- Nie martw się, ktoś się tobą zajmie – dorzucił. Zacisnęłam wargi.
- Pierdol się – odparłam na co wybuchnął śmiechem. Funkcjonariusze usiedli na swoje miejsca bez słowa.
-
Dokąd jedziemy? – zapytałam, kiedy zaczęliśmy się oddalać od miejsca
całej akcji. Bolało mnie serce i jedyne czego chciałam to sprawdzić, czy
z Justinem wszystko jest w porządku.
- Z powrotem do szpitala,
słonko. Jesteś teraz bezpieczna, on cię już nie skrzywdzi – mówili, ale
nie mieli pojęcia o niczym. Myśleli, że jestem przerażoną dziewczyną,
która była porwana i bita.
- On nic nie zrobił! Jest niewinny! – krzyknęłam. W odpowiedzi policjanci posłali mi tylko współczujące spojrzenia.
-
Po prostu bądź cicho, pogarszasz swoją i jego sytuację – szepnął dr
Scotch. Ugryzłam się w język, bo choć chciałam na niego wrzeszczeć,
wiedziałam, że ma rację. Nienawidziłam go, zniszczył wszystko, co
miałam. Justin dzisiaj był taki cudowny, po prostu był wszystkim, czego
kiedykolwiek chciałam. Przypomniało mi to tak wiele z tego, co się
działo, wróciły przebłyski jego śmiechu, wspomnień, które razem
stworzyliśmy. Pamiętam wszystko. Zależało mu na mnie i wiem, że rzuciłby
mi cały świat do stóp.
- Brooke, skarbie, jesteśmy na miejscu. –
Wzdrygnęłam się na to przezwisko, tylko w ustach Justina brzmiało
dobrze. Wysiadłam i ruszyłam za dr Scotch’em. W lobby zastaliśmy dr
Piekarskiego chodzącego z miejsca na miejsce. Poczułam uścisk w klatce i
szybko pobiegłam wtulić się w jego ramiona.
- Boże Brooke, co się stało? – przytulił mnie mocno. Pozwoliłam łzom płynąć.
-
Dr Scotch o-on wrobił Justina. Jest niewinny, wiesz, że tak jest! – nie
miałam już siły stać. Dr Piekarski spojrzał na dr Scotcha
- Ten
jebany sukinsyn – wyszeptał, w jego głosie słychać było czystą
nienawiść. – Usiądź tutaj, ja idę porozmawiać z policjantami.
Jego
postać górowała nad dwoma policjantkami, kiedy na nie krzyczał. Kilka
razy wskazywał nagle i wydawał się głęboko poruszony całą sytuacją. Po
chwili wyprowadziły go na zewnątrz, przez co chciałam biec za nimi
jednak uniemożliwiła mi to owijająca się wokół mnie para ramion.
-
Dr Piekarski do mnie zadzwonił – też jestem zaskoczony – bo podobno
potrzebujesz moralnego wsparcia. – Jego zielone oczy błysnęły, kiedy się
do mnie uśmiechnął.
- Dziękuję, Harry – mruknęłam.
- Nie
martw się, wszystko będzie dobrze. – Otoczył mnie ramionami, a ja nie
mogłam się powstrzymać przed porównaniem ich do tych Justina.
Justin’s POV:
- To są takie brednie, ja pierdole! – krzyknąłem, przez co moja mama położyła dłoń na moim ramieniu.
- Spokojnie, Justin, nie pozwolę, żeby coś złego ci się stało.
Moja
mama, Kat, Conrad, Dave, Tyler, Brandon, Shaun i Zayn przyszli mnie
wspierać na komisariat. Siedziałem za kratkami ale chude ramię mojej
mamy było w stanie się przez nie przecisnąć. Reszta moich „gości”
siedziała dookoła tymczasowej celi. Zza rogu wyłonił się policjant, więc
od razu zerwałem się z krzesła.
- Gdzie jest Brooke? Co jej robicie? – zapytałem szybko, łapiąc dzielące nas kraty. Zignorował mnie.
- Nie mamy żadnych fizycznych dowodów na to, że pan Bieber zabił kogokolwiek.
- No i kurwa prawidłowo – warknąłem, ale zaraz Kat posłała mi spojrzenie mówiące, że mam się zamknąć.
-
Ale, przyznałeś się do bycia Justinem Bieberem, a wielu mieszkańców
zgłaszało bycie świadkiem twojego terroru czy podpalania domów z ludźmi
wewnątrz. Porwałeś Brooke Santilli z jej normalnego życia, ale nie
skrzywdziłeś jej fizycznie. Ponownie nie mamy dowodu na to, czy to byłeś
ty tej nocy, kiedy została uprowadzona choć wiemy, że to twoja sprawka.
– Skrzywił się policjant, a ja tylko przewróciłem oczami. – Według
obowiązującego prawa nie ma podstaw do umieszczenia cię w więzieniu –
oświadczył funkcjonariusz, na co uśmiechnąłem się szeroko. – Jednak
zamiast tego zostaniesz umieszczony w ośrodku leczącym zaburzenia
psychiczne.
- Co?! – krzyknąłem i szarpnąłem za kraty.
-
Nie mamy żadnego właściwego dowodu, ponieważ ktoś może cię wrabiać. –
Wyjął z kieszeni kilkanaście karteczek i podał mi je. Szybko
przeczytałem pierwszą.
„Ciesz się pobytem w piekle, panie Williams.
Dla
zainteresowanych, jego śmierć była bolesna i powolna. Nóż
przedzierający się przez prawą łopatkę. Naprawdę świetnie się bawiłem.
9/10
~ Justin Bieber”
- Kurwa – zakląłem, czytając dalej.
„Panienka Torburn - głupia, ale jednocześnie seksowna młoda kobieta.
Moja
kula przeszła idealnie przez środek jej szyi, malinki powstały z
przyczyn rozrywkowych. Przed śmiercią oczywiście. Jak to mówią –
najpierw przyjemność, później ból?
Głośne i nieprzyjemne krzyki 7/10
~ Justin Bieber”
„Pan i pani Green, odnosząca sukcesy młoda para.
Pozbawiony głowy kadłub pani Green, nikt nie powinien widzieć tej twarzy. Pan Green powoli umierał.
Pomimo tego – dużo zabawy i nowe doświadczenie 8.5/10
~ Justin Bieber”
„Pan
Orwall, starszy pan, którego gang panował tutaj od wieków. Myślał, że
może zabierać mi moje terytorium. Dużo głupszy niż wygląda.
Zwykłe dźgnięcie w serce, nudy. 2/10
~ Justin Bieber”
„Pani Runderback, bizneswoman w średnim wieku, próbująca zgłębić tajniki miejskich gangów i je wyeliminować.
Wielkie ambicje, zbyt mało sprytu. Duży tyłek, małe cycki.
Nóż szedł gładko przez jej lekko otyły brzuch, krew pobrudziła mi rękawiczki. Brudna robota, ale za to jaka piękna scena.
~ Justin Bieber”
Zgniotłem
karteczki w dłoni. Za każdym razem, kiedy kogoś zabijałem, zostawiałem
przy ciele taką karteczkę. Denerwujący, ale i zabawny nawyk. Wielkie
ryzyko, dosłownie strzał w kolano, ale nigdy nie przypuszczałem, że będę
kiedykolwiek w takiej sytuacji.
- Masz coś do powiedzenia na
swoją obronę, panie Bieber? – zapytał gliniarz. Spojrzałem na mamę, na
twarzy której było przerażenie, kiedy przeczytała jedną z notek. Kat
marszczyła brwi, czytając jej przez ramię. Conrad patrzył na mnie, ale
jego oczy pozbawione były emocji. Dave posłał mi spojrzenie pełne
smutku. Brandon wysyłał sygnał pod tytułem „a nie mówiłem” tylko
dlatego, że wiedział, że nie powinienem tego robić. Shaun był zły, a
Zayn nie wiedział, co się dzieje.
- Nie, nie mam.
Brooke’s POV
-
I kiedy schodziłem schodami z moją teczką w dłoni, skręciłem kostką i
JEB! Zacząłem turlać się w dół, a papiery z aktówki latały wszędzie. –
Harry zaczął się śmiać, a ja zachichotałam. Wyobrażenie spadającego
Harry’ego było naprawdę zabawne, jednak nie byłam w nastroju na to.
- Czy Justin pójdzie do więzienia? – zapytałam.
- Brooke, wiesz, że nie powinniśmy o tym rozmawiać…
- Ale ja muszę! Justin to jedyne, co mam! Bez niego jestem sama! – zawołałam. Dr Piekarski miał rację, bałam się samotności.
- Miałabyś mnie – Harry wzruszył uroczo ramionami.
- Wiem Harry, ale Justin…
-
Jest miłością twojego życia, wiem – dokończył, lekko przekręcając
głowę. Już miałam coś dodać, jednak nie dał mi dojść do słowa. – Brooke,
on cię kocha, bardzo. I wiem, że w głębi serca ty jego też. Wiem, że
teraz go nie pamiętasz i to dla ciebie ciężkie, ale uwierz w to. Musisz
po prostu dokopać się do swojego wnętrza i wydobyć te wspomnienia. One
wszystkie tam są. Jeśli nie możesz zrobić tego dla mnie, zrób to dla
Justina.
- Pamiętam niektóre rzeczy dotyczące jego, ale nie
wszystko. Chcę go uszczęśliwiać i lubię sposób, w jaki mnie traktuje –
przyznałam, odczuwając nagle silną potrzebę jego obecności. Harry
przytaknął.
- Chodź, wrócimy do twojego pokoju i będziesz mogła porozmawiać z terapeutą, co ty na to?
Przytaknęłam
i złapałam wyciągniętą dłoń Harry’ego. Kiedy dotarliśmy do mojego
pokoju, natychmiast położyłam się na łóżku, Harry zaraz za mną.
- Jesteś taka odważna, wiesz?
- Nie jestem odważna, po prostu mam pecha – prychnęłam.
-
Nie, Brooke jesteś dzielna. Spójrz na siebie – przejechał palcem po
linii mojej szczęki. – Wyrwali ci całe twoje życie, a teraz zabrali
jedyną osobę, która oznaczała dla ciebie bezpieczeństwo. Jesteś odważna,
podziwiam cię za to.
Poczułam na twarzy jego oddech i przełknęłam ślinę.
- Harry – szepnęłam.
- Tak?
- Nie rób tego.
Odsunął się, marszcząc brwi.
- Czego?
- Chciałeś mnie pocałować – powiedziałam, a na jego twarzy pojawił się rumieniec.
-
Ja n-nie chciałem – wydukał. Spojrzałam na jego twarz. Malowało się tam
wyraźne zawstydzenie i poczułam się źle przez moją poprzednią
bezpośredniość, ale nie chciałam jego warg na swoich. Nie zależnie od
tego jak normalny i miły był, byłam związana z Justinem, czy tego
chciałam czy nie. Naprawdę mocno zakochałam się w Justinie, już tęsknię
za jego głębokim głosem i dotykiem.
- Przepraszam, ale nie mogę.
Jeżeli chcesz tutaj być ze mną, możemy być tylko przyjaciółmi –
oświadczyłam i widziałam, jak jego jabłko Adama unosi się i opada.
Pokręcił głową.
- Dlaczego? On jest kryminalistą, Brooke, idzie siedzieć!
- Za coś, czego nie zrobił! – kłóciłam się. Zaśmiał się.
- Czy ty siebie słyszysz? Porwał cię, zniszczył życie!
Zacisnęłam zęby.
- Nic nie wiesz
- Tak samo jak ty! – krzyknął. Spojrzał w moje przerażone i od razu zniżył głos. – Nie pamiętasz go, kochanie.
Ktoś głośno zapukał do drzwi i szybko pozwoliłam na wejście. Może wiedzieli coś o Justinie. Niestety, to tylko dr Scotch.
- Wyjdź – rozkazał Harry’emu.
- Co…
-
Wyjdź – warknął, ucinając wszelkie dyskusje. Harry przewrócił oczami
jednak opuścił pomieszczenie. Dr Scotch usadowił się na krześle
przeznaczonym dla lekarza. Czy on w ogóle był prawdziwym lekarzem? Jego
włosy były w nieładzie, a na twarzy widoczne zmęczenie.
- Mam wieści o Justinie. – Automatycznie uniosłam głowę. – Nie idzie do więzienia.
Zalała
mnie fala ulgi, chciałam biec do Justina i móc go przytulić. To było
okropne, bycie z dala od niego. Nie wiedziałam, jak on sobie z tym
radzi.
- Jednak zamiast tego zostaje zabrany do specjalnego ośrodka psychiatrycznego na przynajmniej rok.
Moje serce zatrzymało się na chwilę.
- Na r o k? – powtórzyłam w szoku i ponownie pełna smutku.
- Tak, ale jeśli mam być szczery, nie wiadomo, jak długo tam będzie.
Poczułam, że świat dookoła mnie wiruje. To nie mogło się dziać, to nie mogło się przydarzyć nam.
-
Słuchaj, kwiatuszku. – Wzdrygnęłam się na przezwisko. – Czas szybko
przeleci. Plus, kiedy przypomnisz sobie poprzednie dni spędzone z
Justinem, na pewno będziesz szczęśliwa, że tam jest.
- A skąd ty możesz wiedzieć, jaki był wcześniej? – prychnęłam.
- Mam swoje źródła – odparł beztrosko. – Więc, kim jest ten chłopak?
- Nie jestem tutaj na jebanej herbatce i pogaduszkach – warknęłam, a dr Scotch się zaśmiał.
- Dobra, dobra, spokojnie. – Wiedział, że to zdenerwuje mnie jeszcze bardziej.
- Wynoś się.
-
Tutaj jest twój plan sesji terapeutycznych. Czy jest coś, o czym
chciałabyś porozmawiać? – zapytał, opierając podbródek na dłoni.
Zirytowana opadłam z powrotem na poduszki. Nikt nie wiedział, nawet Justin.
Pamiętam
wszystko. Wiem, co się stało. Kiedy spacerowaliśmy z Justinem, moja
dłoń spleciona z jego, wszystko do mnie wróciło. To było cudowne
uczucie. Byłam taka zrelaksowana, a wspomnienia po prostu powoli
wpływały do mojej głowy. Odtworzyłam Justina łapiącego mnie w lesie,
krzyczącego na mnie, bijącego i wymierzającego mi karę. Oglądałam, jak
powoli łączą się nasze życia i zakochuję się w nim coraz bardziej. Zanim
mogłam mu cokolwiek powiedzieć, zobaczyłam policję. Czułam się winna,
bo tak bardzo czekał na ten moment.
- Kwiatuszku, wiem, że teraz mnie nienawidzisz, ale moją praca jest pomoc tobie.
- Przestań mnie tak nazywać – przewróciłam oczami.
- Widzę w tobie jakąś zmianę. – Zmarszczył brwi podejrzliwie. Zaczęły mi się pocić dłonie.
- Tak, nie mam Justina.
Milczał
przez chwilę, a jego błękitne tęczówki skanowały moją twarz. Nie mogłam
dłużej wytrzymać jego palącego spojrzenia i odwróciłam wzrok.
-Ty pamiętasz wszystko, prawda?
Spięłam się.
-
N-nie pamiętam – nie chcę mu tego zdradzić, ponieważ zaraz przekazał by
to Justinowi, który jest odizolowany i nie może mnie zobaczyć. Są co
prawda godziny odwiedzin, ale wszyscy myślą, że jestem szalona i
zastraszona przez niego.
- Pamiętasz, widzę to w tych twoich pięknych oczach, nie są takie same.
- Co to niby znaczy?
-
Twoje oczy mają dziwny odcień, w świetle błyszczą całkiem inaczej.
Przedtem były przytłumione, w kolorze morza podczas sztormu, teraz są
turkusowe, niemal zielone. Jesteś pewna siebie i szczęśliwa.
- Śmieszna teoria.
Zachichotał.
- Mimo wszystko jestem lekarzem po studiach medycznych. Nie jestem głupi, kwiatuszku.
Nie odpowiedziałam i to wystarczyło.
- Powiadomię dr Piekarskiego najszybciej jak to możliwe – wstał z krzesła. – Będziesz mogła wyjść w każdym momencie.
- Nie mam już gdzie pójść, dzięki tobie – prychnęłam. Taka prawda, gdzie na Boga mam się teraz podziać?
-
Proszę cię, masz dziewiętnaście lat, jesteś dorosła. Twoi rodzice
zostaną o tym poinformowani, ale ty możesz zrobić, co zechcesz.
*
-
Boże, nie mogę uwierzyć, że to moja córeczka – mama objęła dłońmi moje
policzki, a ja pozwoliłam łzom płynąć. Tak bardzo tęskniłam. Mój tata
również płakał. Nigdy przedtem nie widziałam go płaczącego, to był mój
tata, nigdy nie płakał przed córkami. Dr Piekarski stał z boku z
zaciśniętymi wargami. Oboje byliśmy rozdrażnieni. Jakkolwiek bardzo nie
kochałabym moich rodziców, wiem, że nigdy nie zrozumieli by Justina. Dr
Piekarski troszczył się o nas oboje, chciał naszego szczęścia. Ale jako
przedstawiciel szpitala należącego państwa nie mógł wypowiadać się
dobrze na temat Justina przed moimi rodzicami. Mama wreszcie mnie
puściła, więc teraz uściskał mnie tata. Tęskniłam za zapachem jego płynu
po goleniu od Ralpha Laurenta. To zapach mojego dzieciństwa, tak jak
zapach szamponu Pantene mamy.
- Rozmawialiśmy już z każdym reporterem w mieście – powiedziała mama, ocierając łzy. – Wszyscy chcą z tobą rozmawiać.
- Odpuszczę to sobie.
-
Oczywiście. – Uśmiechnął się tata. – Najlepszą stroną tego jest to, że
twoje życie nigdy już nie zostanie zmącone przez tego potwora.
Dr Piekarski zakaszlał niezręcznie.
- On nie jest potworem – szepnęłam. Mama głośno wciągnęła powietrze.
- Nie waż się go bronić, Brooke!
-
Panie i Pani Santilli czy mógłbym porozmawiać jeszcze z Brooke? – dr
Piekarski przerwał niezręczną ciszę między mną a mamą. Przytaknęli i
wyszli.
- Jest źle – lekarz zaczął chodzić dookoła pokoju. – Jest bardzo źle.
Byłam na straconej pozycji.
- Nic nie można zrobić, próbowałam coś wymyślić, ale nic się nie sprawdzi.
Przytaknął.
- Przykro mi, że to wszystko ci się przytrafia, Brooke.
Przyzwyczaiłam się, miałam pecha, byłam przeklęta przez miłość. Machnęłam ręką.
- Bardziej martwię się o Justina.
- Podobno zdemolował celę, w której siedział, wyginając kraty i próbując uciec.
Przeraziłam się.
- I co się z nim stało?
- Podali mu środki uspokajające, traktują go jak pieprzone zwierzę – wyrzucił z siebie z odrazą i oburzeniem.
Moje serce zaczęło boleć na myśl o cierpiącym Justinie.
- Jego mama i przyjaciele są tam z nim, pojadą z nim do ośrodka – poinformował mnie dr Piekarski, a ja poczułam gulę w gardle.
- Nigdy go nie odwiedzę, prawda? – zapytałam smutno.
- Obawiam się, że nie. Wszyscy myślą, że cię szantażował.
Ukryłam twarz w dłoniach.Dlaczego to musiało przydarzyć się nam?
- Nie wie, że odzyskałam pamięć?
- Nie i masz rację, lepiej, żeby nie wiedział. Oszalał by, a znam warunki tam panujące i nie ma szans na ucieczkę.
Jak
bardzo chciałam, żeby Justin wreszcie żył zgodnie z prawem, moja druga
część błagała, żeby ostatni raz zrobił coś nielegalnego i uciekł z
ośrodka.
Justin’s POV|
- Uważaj – syknąłem do strażnika
wpychającego mnie do vana. Prawie uderzyłem głową o drzwi z drugiej
strony. Środek, którym mnie uspokajali przestał działać kilka minut temu
a teraz opuszczałem posterunek. Zignorował mnie i usiadł z przodu.
Jechaliśmy do mojego nowego domu, w którym spędzę najbliższy rok,
Nowojorski Szpital Psychiatryczny. Nie byłem szalony, tak naprawdę
szalony. Tak, miałem sadystyczne zapędy, kiedy byłem młodszy i może
kilka takich myśli teraz, ale od kiedy mam Brooke żadna z tych myśli nie
była moim priorytetem. Miałem ją, nie potrzebowałem innych trzęsących
się ze strachu, wolałem Brooke trzęsącą się pod wpływem przyjemności i
mojego dotyku. Potrząsnąłem głową, to nie czas na myślenie o niej w ten
sposób zważając na to, że raczej nie zobaczę jej przez długi czas.
Przygryzałem wargę, myśląc o mojej biednej dziewczynce. Została sama,
nie miała mnie. Co jeśli coś jej się stanie? Przysięgam, jeśli Scotch
albo mój ojciec dotkną jej choćby jednym palcem, zabiję ich bez względu
na to, czy tym razem mnie zamkną czy nie.
- Hej, nie poniszcz moich skórzanych foteli! – krzyknął strażnik; nie zauważyłem nawet, że ściskam siedzenie.
- Proszę cię, to nie jest prawdziwa skóra.
-
Jest, a teraz się zamknij – warknął. Przewróciłem oczami i zabrałem
dłonie, kładąc je na kolanach. Oglądałem mijane krajobrazy. Moje myśli
zajmowała Brooke i nie mogłem o niej myśleć, bo to sprawiało, że byłem
wściekły i przerażony jednocześnie.
Nie było mowy, żebym przetrwał
rok bez widzenia jej. Po prostu nie. Ona była moim życiem, jak mógłbym
przeżyć trzysta sześćdziesiąt pięć dni tutaj bez niej? Błagam, jestem
Justinem Bieberem, znajdę jakąś lukę w prawie. Albo Brooke by się za
kogoś przebrała lub moja mama zakradłaby się czy coś.
- Wyłaź,
Bieber. – Ochroniarz szarpnął drzwiami, więc zorientowałem się, że
jesteśmy z tyłu instytucji. Budynek był ogromny, wyglądał całkiem
przerażająco. Nie chciałem tam wchodzić. – Powiedziałem wyłaź! –
powtórzył się, chwytając kołnierz mojego pomarańczowego kombinezonu.
Syknąłem, odgarniając jego ręce.
- Nie dotykaj mnie – rzuciłem, wychodząc z pojazdu i uderzając ramieniem w jego. Zaśmiał się.
- Jesteś teraz nikim, dzieciaku. Nie boję się ciebie.
Przybliżyłem
się do niego, ciężko oddychając. Mogłem z łatwością zobaczyć w jego
oczach strach, przez co uśmiechnąłem się cwaniacko.
- Jesteś tego
pewny, Davidzie Schwimmer? – zaśmiałem się; był kurewsko ohydny, przez
co jeszcze bardziej zadrwiłem. – Może i nie mam broni, ale jej nie
potrzebuję. Mogę ci wyrwać serce z klatki w przeciągu sekundy.
- Ale tego nie zrobić.
- Oh, ale mógłbym. Co kurwa mam do stracenia? – Patrzyłem się na białe cegły budynku.
Facet nic nie odpowiedział i wywinął oczami na moje patetyczne zachowanie.
-
Wszyscy jesteście tacy sami. Myślisz, że ten kombinezon cię uchroni?
Mógłbyś być i prezydentem, a ja mógłbym cię zabić, jeśli jeszcze raz
moje imię wyjdzie z twoich ust – powiedziałem, obserwując jak z trudem
przełyka ślinę.
To był czysty strach, ale z jakiegoś powodu nie
czułem się tak szczęśliwy jaki zazwyczaj się staję, jak widzę, że ktoś
się koło mnie trzęsie ze strachu. Byłem już tym znudzony.
- Po prostu zaprowadź mnie do środka, Schwimmer.
Harry’s POV:
Podsłuchiwanie
to coś co lubiłem. Nie przez bycie ‘dupkiem’, ale dlatego że lubiłem
otrzymywać tyle informacji ile tylko się dało. Dalej jednak byłem na
krawędzi po ostatniej próbie pocałunku Brooke. Lubiłem ją, bardzo i ona o
tym wiedziała. Ale szanowałbym jej opinię. Coś takiego w niej było,
może to jej dobry wygląd albo żywa osobowość, że chciałem, żeby była
szczęśliwa.
Głowę opierałem o ścianę, podczas gdy Brooke i doktor
Jak Mu Tam rozmawiali. Jej rodzice poszli do stołówki. Znałem ten
szpital bardzo dobrze, moja babcia umarła w nim, więc spędziłem tu
trochę czasu.
- Nigdy nie będę odwiedzana, prawda? – usłyszałem
delikatny ton Brooke. Moje serce aż zrobiło się cięższe, jak usłyszałem
smutek w jej głosie. Dr. Piekarski potwierdził jej obawy, przez co
mogłem zobaczyć łzy w jej oczach.
Postanowiłem nagle stać i wyjść
ze szpitala. Dostałem się do mojego czarnego BMW, a moje myśli były
wszędzie, gdy przekraczałem dozwoloną prędkość. Chciałem, by Brooke była
szczęśliwa; czułem z nią dziwną więź.
Nie obchodziło mnie to, że
odrzuciła mój pocałunek. Cóż, może jednak trochę, ale postanowiłem
wziąć sprawy w swoje ręce. Jeśli chciała być przyjaciółmi, to będę jej
przyjacielem. Zaparkowałem na parkingu posterunku, blisko wejścia i
momentalnie znalazłem się przy głównym biurku.
- Dzień dobry, przyszedłem zobaczyć Justina Biebera.
Oczy pracującej tam kobiety lekko się powiększyło po wypowiedzianym przeze mnie nazwisku.
- Wow, już wizyty – zaśmiała się sztucznie.
To było dziwne, jak on mógł sobie radzić z takimi reakcjami ludzi na jego nazwisko?
Następnie
powiedziała mi, gdzie mam iść, a ja przytaknąłem. Korytarze były inne
niż w szpitalu. Były węższe, a na ścianach namalowane było w straszne
graffiti. Było pełno tych psychologicznych rysunków, co cholernie mnie
przeraziło. W końcu dotarłem do pożądanego pokoju i uniosłem pięści by
zapukać do drzwi.
- Nie jestem jebanym psychopatą! Mówiłem, że nie
chcę żadnych lekarzy! – Usłyszałem jak Justin krzyknął, na co
wstrzymałem oddech przed otwarciem drzwi. Rzucił głową w moją stronę i
gdy nasze spojrzenia się spotkały, zrozumiałem, że był zły.
- Co ty tu kurwa robisz? Czy ty też byłeś częścią tego planu? – powiedział, będąc w furii.
-
Nie. Byłem przed chwilą z Brooke – zacząłem, zajmując miejsce na
siedzeniu dla gości. Jego spojrzenie wciąż było niemiłe i wlepione we
mnie.
- I? – mruknął niecierpliwie.
- I podsłuchałem czegoś – przyznałem. Jego szczęka się zacisnęła, a oczy pociemniały.
- Wypierdalaj z naszego życia – mówił, przez zaciśnięte zęby.
- Ona wszystko pamięta, jej rodzice byli w szpitalu i teraz wraca do domu.
Justin
od razu wstał z łóżka, które swoją drogą wyglądało na strasznie
niewygodne. Zrobił dwa małe kroki i nim się zorientowałem, byłem
przyduszony do ściany.
- Przysięgam na Boga, Loczku, że jeśli robisz sobie jaja, wyrwę z twojego beznadziejnego ciała każdą kończynę.
-
Nie robię jaj, zadzwoń do szpitala, mam to gdzieś. – Chciałem brzmieć
spokojnie, ale powoli traciłem cierpliwość, a spojrzenie Justina
przerażało mnie. Jego ucisk lekko się rozluźnił a ja zacząłem kaszleć.
- Po co mi to mówisz, idioto? – zapytał, a ja zrozumiałem, że on chyba nigdy nie nazwie mnie moim prawdziwym imieniem.
-
Chcę pomóc Brooke. – Widziałem, jak się napiął, więc szybko zacząłem
się tłumaczyć. – Mogę ci pomóc się z nią skontaktować, obiecuję.
- Jak? – Zmrużył oczy.
-
Mogę się widywać i z tobą i z nią i przekazywać listy, na przykład? –
Chciałem by Brooke była szczęśliwa. Może zwariowałem, ale nie obchodziło
mnie to.
- Pieprzone listy nie pozwolą mi jej dotknąć, prawda? – Wrzasnął.
-
Czasem jesteś bardzo wybredny. Jasne, że Brooke nie może się do ciebie
zbliżyć. – Wszyscy chronili Brooke jakby była zrobiona ze szkła. Nigdy
nie pozwoliliby jej zbliżyć się do tej instytucji. Zacisnął oczy.
- To jest jakieś pojebane.
- Spójrz, przepraszam, że wcisnąłem się na twoją drogę z Brooke. Wiem, że cię kocha-
- Powiedziała tak? Powiedziała, że mnie kocha? – zapytał energicznie, na co jęknąłem.
- W sumie nie, ale wiem, że tak jest. To jest oczywiste. – Odrzuciła mój pocałunek ze względu na niego.
Justin nic nie mówił i zastanawiałem się, czy wciąż mnie nienawidzi. Pewnie tak, ale robiłem mu przysługę.
Justin
podszedł do skrzyni w kącie i wybrał z niej jakiś notes i długopis.
Znów usiadł na łóżku i zaczął pisać. Przyglądałem się, jak jego ręka
szybko się poruszała, gdy pisał do swojej jedynej miłości.
Wyrwał kartkę z notesu, zostawiając czysty nagłówek z napisem „Pierwszy z wielu.”
____________________
Tłumaczenie: @myidolsgirl
Co o tym wszystkim myślicie? Jak Justin wykręci się z tej sytuacji?
Udanej zabawy na sylwestra! Do następnego wtorku!
omh nieee moje serce <<, @arianatorka
OdpowiedzUsuńtego to się nie spodziewałam... i nie wiem po co ten Harry się wcina w nie swoje sprawy?! wkurza mnie on i to bardzo!
OdpowiedzUsuń