wtorek, 15 grudnia 2015

Rozdział pięćdziesiąty siódmy

Piosenki do rozdziału:
Ghost – Halsey
Slow Motion – Trey Songz
Fun – Troye Sivan
_____________________

Brooke’s POV:

Niespokojna noc to coś, co spotkało mnie ostatniej nocy. Udało mi się zasnąć, ale nie była to beztroska noc. Wypuściłam lekki jęk, podnosząc się i przyciskając guziki, by unieść łóżko. Kolejny powód, dla którego nie spałam to nieliczne myśli o Justinie… i Harrym, które chodziły mi po głowie. Nie chodzi o to, że zastanawiałam się, kogo wybrać, wręcz odwrotnie. Kto wybierze mnie? Nikt nie chce zostać na zawsze z dziewczyną, która go nie zapamięta.
Harry był obcy, więc może byłoby dla niego łatwiej. Nigdy wcześniej go nie znałam, więc zaczęlibyśmy wszystko od nowej karty. Z drugiej strony Justin musiał być kompletnie mną znudzony, bo kto by nie był? Spędziliśmy ze sobą tyle czasu, powinniśmy się kochać. Powiedziałam to już wcześniej, że naprawdę nie chcę zranić Justina.
Obróciłam się na bok i zobaczyłam uroczy kawałek różowej kartki leżący na małym stoliku. Zmarszczyłam brwi, chwytając go i rzucając wzrok na małe, starannie napisane wyrazy.

Dzień dobry, kochanie. Jeśli już wstałaś, użyj telefonu, który ci zostawiłem, żeby sms-ować. Mój numer jest jedyny na nim; było ich więcej, ale nie znasz już tych ludzi…
W każdym razie, wyślij mi wiadomość, zadzwoń, czy cokolwiek. Przyjadę do szpitala, kiedy będziesz chciała.
-J.
PS: Dr. Piekarski powiedział, żebyś wciskała zielony guzik, jeśli będziesz go potrzebowała. Jest jeszcze czerwony, ale chyba do nagłych przypadków, więc ich nie wciskaj. W sensie dopóki nie potrzebujesz nagłej pomocy.
Kocham cię

Uśmiechnęłam się, odkładając kartkę z powrotem. To było słodkie, ale on wydawał się ‘poplątany’; to dziwne, rozważając jego miarodajną i surową postawę. Wcisnęłam zielony przycisk, chcąc dowiedzieć się, co będzie ze mną dalej. Miałam nadzieję zacząć terapię i próbować wszystkiego, żeby odzyskać pamięć. Powiedzenie, że byłam podekscytowana na myśl o odzyskaniu pamięci byłoby nieodpowiednie. Chcę się dowiedzieć więcej o sobie i czemu nikt z rodziny mnie nie odwiedza. I chcę wiedzieć, jacy byliśmy przedtem z Justinem.
Dosięgając iPhone’a, który zostawił mi Justin sprawiło, że zdałam sobie sprawę, jaki musiał być wyrozumiały. Myłam porwana, ale miałam telefon? Nie mogła zadzwonić pod 997?
Moja ciekawość wygrała i sprawdziłam to. Wpisałam na klawiaturze 9, 9, 7, a następnie zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. Niestety nie było żadnego sygnału. Spróbowałam jeszcze raz, ale to również nie działało.
Uh, idiotko. Jakby dał Ci działający telefon.
Kliknęłam numer Justina i przyłożyłam do ucha, a dźwięk sygnału był słyszalny.
-         Halo? – jego głos był ochrypły, jakby dopiero co wstał.
-         Uh, hej. Przepraszam, nie sprawdziłam godziny przed zadzwonieniem. Mogę zdzwonić, jak wstaniesz.
-         Cicho, kicia. Już nie śpię. Chcesz, żebym przyjechał? – przerwał mi, przez co poczułam się odrobinę zażenowana i przygryzłam wargi.
-         Jeśli chcesz – powiedziałam.
-         Oczywiście, że chcę. Ale czy ty chcesz? – zachichotał lekko, a ja dalej mogła słyszeć jego zaspany głos.
-         Tak, w sensie żeby zobaczyć, jak twoje dłonie.
-         Wiedziałem, że zadzwonisz. Nienawidzisz pisania smsów.
-         Taak, masz rację.
-         Do zobaczenia wkrótce.
-         Pa – szepnęłam, trzymając słuchawkę przy uchu. Dalej jednak słyszałam jego oddech. – Rozłączysz się?
Zaśmiał się.
-         Nigdy nie rozłączam się pierwszy.
-         Czemu nie?
-         To z opiekuńczości, nie martw się, dobrze księżniczko? A teraz się rozłącz i zobaczymy się niedługo.
-         Okej – poczułam się, jak mała dziewczynka słuchająca rozkazów taty.
-         Co? Chcesz się bawić w te gówna? – zapytał, śmiejąc się głośno.
-         Oh, powiedziałam to na głos? – zaczerwieniłam się pomimo tego że nie mógł mnie zobaczyć.
-         Boże – słyszałam jego oddech. – Gdybyś tylko chciała…
-         Zamknij się! Może chcę, nie wiesz.
-         Hm, brzmi jakbyś pokazywała swoją ciemniejszą stronę. Tatuś tego nie lubi.
-         Justin!
-         Pa kicia – powiedział, a ja od razu zakończyłam rozmowę.
-         Brooke? – westchnęłam, a potem telefon wyleciał mi z rąk i poleciał na podłogę. Gdy spojrzałam do góry, ujrzałam Dr. Piekarskiego przyglądającemu się mi.
-         O Boże, przestraszył mnie pan – odkaszlnęłam, wydostając się z łóżka po telefon.
Telefon miał wiele rys, przez co miałam serce w żołądku.
-         O nie.
-         Jezus, przepraszam za to – powiedział Dr. Piekarski, wpatrując się w szybkę.
-         Justin będzie wściekły – jęknęłam.
Zostawił mi telefon na mniej niż godzinę, a ja go kompletnie zniszczyłam. Dylan zaśmiał się.
-         Wściekły? On może mieć takich tysiące.
Westchnęłam, miał rację.
-         Chyba.
-         Zapomnij o tym. Zabieram cię teraz do Dr. Scotcha, on się zajmuje terapiami.
Poszłam za Dylanem, który wyprowadził mnie z pokoju.
Po chwili Dylan zapukał do jednych drzwi. Wysoki mężczyzna pojawił się przed nami z brązowymi oczami i jaskrawymi niebieskimi oczami.
-         Jacob, to jest Brooke. Wspominałem ci o niej wcześniej.
Dr. Scotch przeleciał mnie wzrokiem od góry do dołu, po czym powiedział:
-         Miło cię poznać.
-         Ciebie też – uśmiechnęłam się, a on odwdzięczył się tym samym.
-         Więc jesteś Brooke – zaprosił mnie do swojego biurka.
Dylan dał mi ostatnie spojrzenie zanim po chwili poszedł w swoją stronę. Weszłam do środka, siadając na wygodnym skórzanym fotelu.
-         Dr. Piekarski o mnie coś mówisz? – zapytałam nieśmiało.
-         Mówi się o tobie w szpitalu. Zwłaszcza, że masz szalonego chłopaka, Justina – zachichotał, ale po chwili zobaczył moją zdziwioną twarz, na co uniósł brwi.
-         Znasz Justina? – myślałam, że jest znany jako Jason.
-         Miałem z nim wczoraj do czynienia, to wszystko. Dobry dzieciak z ognistym podejściem. W każdym razie jestem pewien, że chciałbyś usłyszeć o terapii dla ciebie.
Chętnie pokiwałam głową, pozwalając mu kontynuować.
-         Więc ten program pozwala ci na trzy sesje w ciągu dnia, 4-godzinne spotkanie z najbliższymi i potem spotkasz się z psychiatrą, by sprawdzić, że jesteś na sto procent stabilna psychicznie – wymieniał te rzeczy tak monotonnie, jakby to mówił po raz milionowy – co było bardzo prawdopodobne.
-         Jak terapeuci będą wiedzieć, co muszę zapamiętać i kto był kim? – zapytałam. Pewnie, że byli profesjonalnie wyszkoleni, ale mnie przecież nie znali.
-         Zazwyczaj rozmawiają z rodziną, żeby mieć jakieś podstawy. Odzyskiwanie pamięci nie polega na recytowaniu codziennie twojego poprzedniego dnia, wiesz o tym, tak? – dał mi podejrzane spojrzenie. – To byłoby absurdalne.
Gdy facet zobaczył pustkę na mojej twarzy, westchnął.
-         Okej, pozwól mi to wytłumaczyć. Masz amnezję po traumie. Zmagałaś się z ogromną ilością stresu, przez co twój mózg odmówił współpracy i wszystko zablokował. Jednak dalej masz wspomnienia, tylko my musimy cię powoli uświadomić, że chcesz je odzyskać. Mogą wrócić wszystkie za jednym razem albo pojedynczo. Ta terapia pozwala zniszczyć cały stres i traumę.
Brzmiało logicznie, więc przytaknęłam Dr. Scotchowi.
-         Dziękuję za wyjaśnienie.
Mężczyzna pokiwał głową bez emocji.
-         Twój psychiatra może ci dać jakieś antydepresanty, witaminy i inne leki potrzebne do leczenia. Wizyty rodziny i znajomych mają cię zrelaksować i przypomnieć o starych wspomnieniach, które chcesz odzyskać.
-         Zgaduję, że moim jedynym gościem będzie Justin – zaśmiałam się, ale on miał kamienną twarz.
-         Przypuszczam, że tak – zgodził się, po czym obrócił na fotelu plecami do mnie i otworzył swoją gablotę.
-         Więc to wszystko? – zapytałam, próbując być tak samo „miła” do niego, jaki on był w stosunku do mnie. Spojrzał się zza ramienia z lekkim grymasem na twarzy.
-         Nie chcę być dla ciebie niemiły, Brooke. Ja-
-         Jesteś jak Justin – dokończyłam zdanie. – Nie obchodzi go co inni mówią dopóki nie jest to dla niego przydatne.
Tym razem głośno się zaśmiał.
-         Chyba masz rację.
-         Ale poważnie, gdzie mam teraz iść?
-         Dr. Piekarski zabierze cię na dół do twojego pokoju na wschodnim skrzydle szpitala. Tam będziesz przez całą terapię. Miło było cię poznać, nie wiem jak znosisz Justina. Jesteś jego zupełnym przeciwieństwem – podszedł do swojej szafy, zmagając się z mnóstwem butelek.
-         Zupełnym przeciwieństwem? – zapytałam.
-         Tak. Justin jest bardzo silny, chce rządzić całym światem. Swoim sposobem jak rozmawia mógłby sprawić, że Obama zrobiłby co on by zechciał. Ma mocną siłę perswazji. Nie obchodzą go inni. A ty z drugiej strony jesteś niewinna sarenka. No bo spójrz na siebie, nie skrzywdziłabyś muchy – zaśmiał się, a ja byłam lekko zawiedziona. – Walczysz o wszystko, nie masz teraz niczego.
Nie odezwałam się. Justin miał wszystko. Miał wszystko, bo ludzie się go bali, nikt by mu się nie sprzeciwił.
-         Nie znasz mnie – wydusiłam, mając wzrok na moim dłoniach.
-         Oh, znam, kochanie – zaśmiał się, podnosząc moją brodę, żebym się spojrzała w jego oczy. – Jesteś niewinna, czysta. Jesteś powodem, dla którego Justina gang upadł, ledwie sprawia jakiekolwiek kłopoty.
-         Co ty wiesz o Justinie? – rzuciłam.
-         Wiele więcej niż ci się wydaje. Znam się z jego ojcem. Ale to zostanie pomiędzy Justinem a mną – puścił moją brodę. – Nie dla niewinnego kwiatuszka.
-         Nie jestem taka niewinna! – prychnęłam, czując wściekłość. Co by zrobił Justin w mojej sytuacji?
-         Sio, kwiatuszku. Idź z Dr. Piekarskim – popędził mnie, otwierając drzwi od jego biura. – Przyjdę później cię zobaczyć.
Trzymałam buzię zamkniętą na kłódkę, wychodząc stamtąd jak najszybciej. Nie chcę być nieużytecznym niewinnym kwiatuszkiem. Chcę być silna i nie chcę żyć pod Justina skrzydłami.
Dalej szłam holem z głową na dole i rękoma zaciśniętymi w pięści. Mój chód był szybki, a ja nie zwracałam większej uwagi, gdzie zmierzałam. Nagle wpadłam w twardą klatkę piersiową i potężne ramiona oplotły mnie, ochraniając jednocześnie.
-         Woah, kicia – zaśmiał się. – Co cię napadało?
Spojrzałam w górę, przez co spotkałam Justina karmelowe tęczówki. Były ciepłe, a to złościło mnie w ten sposób, jakiej nikt mnie nigdy nie widział.
-         Nic – jęknęłam, patrząc w dal.
-         Kochanie – podniósł moją brodę, tak jak zrobił to ostatnio Dr. Scotch. – Co jest? Możesz mi powiedzieć.
-         Naucz mnie być silną. Naucz mnie jak być tobą – ciężko oddychałam.
Prychnął.
-         Czemu tego chcesz?
-         Mam dosyć bycia odtrącana, jestem postrzegana za taką niewinną i wszyscy odnoszą z tego korzyści – powiedziałam, krzyżując ramiona.
-         Słuchaj, księżniczko. Jesteś silną, piękną kobietą. Jesteś najsilniejszą osobą, jaką znam, ale nie musisz być. To moja robota cię chronić; tak długo, jak będziesz ze mną, to będziesz chroniona. Nigdy nie będziesz odtrącana.
-         A co jak nie jestem wokół ciebie? Wtedy wszyscy mnie widzą jako tą, która na obsesję na twoim punkcie. Ukrywają różne rzeczy przede mną, nie boją się mnie.
-         Kto wmówił takie głupoty do twojej małej ślicznej główki? – westchnął, potrząsając lekko głową.
-         Nikt – skłamałam.
-         Dawaj, nie okłamuj mnie.
-         Dr. Scotch. Powiedział, że nie skrzywdziłabym muchy i, że o wszystko walczę. Powiedział, że jestem „niewinnym kwiatuszkiem”, a ty masz wszystko w jednym paluszku – przyznałam, ciężko połykając ślinę.
-         Głupi cwel – jęknął do siebie, a potem z powrotem skupił się na mnie. – Może i mam wszystko w jednym paluszku, ale zgadnij co.
-         Co?
-         Ty też – pocałował moją dłoń. – Wszystko co moje jest i twoje.
-         Ale jak mam być odrobinę bardziej przerażająca? – uśmiechnęłam się chytrze.
Justin zaśmiał się, oplatając mnie swoim ramieniem.
-         Zachowuj się, jakbyś zawsze była wkurzona i zastraszaj ludzi.
-         A jakbym więcej przeklinała?
-         Nie, damy nie przeklinają.
-         Widzisz! Traktujesz mnie tak samo!
-         Bo jesteś moim małym kochaniem – powiedział, po czym zaczął całować po całej twarzy. Zachichotałam, odciągając go od siebie. – Zobacz, to nie jest złe, jak ktoś cię nazywa niewinną. A gdybyś kogoś zabiła to dobrze by było dla ciebie.
-         Nigdy bym nikogo nie zabiła – westchnęłam.
-         Niewinna – bawił się ze mną. – Nie martw się, to będzie nasz sekret.
-         Justin! Brooke! – zawołał dr. piekarski.
Podeszliśmy do niego, a chłopacy podali sobie ręce. Potrząsnęłam głową, patrząc na Justina.
-         Zalety nie bycia niewinnym – mnóstwo znajomych – powiedział.
Trąciłam go łokciem, wywijając oczami. Justin zaśmiał się, przytulając mnie.
-         Więc, Brooke, zabiorę cię do twojego pokoju. Justin, możesz przyjść, jeśli chcesz – powiedział lekarz.
-         Tak, będę zaraz – pocałował mnie w czoło, po czym odszedł.
-         Brooke? Jak on zniósł sprawę z telefonem?
-         Oh, cholera – jęknęłam. – Zapomniałam mu powiedzieć.
Dr. Piekarski zaśmiał się.
-         Dobrze widzieć was razem dogadujących się. Więc twój pokój jest we wschodnim skrzydl-
-         Jestem podekscytowana posiadaniem stałego pokoju i tym, że zacznę tę terapię – praktycznie biegłam prze hol.
-         Zwolnij, Brooke! Jestem stary! – zaśmiał się Dylan.
-         Kochanie, zwolnij. Wiesz, że jestem stary – jęknął Justin, gdy szliśmy brzegiem.
-         Zamknij się. Masz 24 lata, nie jesteś stary.
-         A ty jesteś 5 lat młodsza ode mnie, daj mi odpocząć – sapał. – Jesteś jeszcze dzieckiem, ja jestem mężczyzną.
-         Jasne, ale nie zachowujesz się tak – uśmiechnęłam się cwaniacko.
-         Racja – powiedział, rzucając się na mnie. Krzyknęłam z radości, zwiewając od niego. Justin oczywiście był ode mnie szybszy, więc szybko złapał mnie za koszulkę i przyciągnął do siebie. Jęknęłam niewdzięcznie, ale to było idealne. Chwycił mnie za talię. – Zła dziewczynka – powiedział, po czym klepnął w tyłek.
-         Puść mnie! – marudziłam, uderzając małymi pięściami w jego plecy.
-         Co to za mrówki na moich plecach?
Uderzyłam go mocniej, przez co syknął.
-         Przestań, ty nieposłuszna kocico.
-         Zamknij się, dziadku – zaśmiałam się.
Chłopak w końcu mnie puścił, a w jego oczach była widoczna radość.
-         Kocham cię kochanie.
-         Ja ciebie też – przycisnął usta do moich warg, pogłębiając nasz pocałunek.
Odsunęłam się powoli, przez co chłopak jęknął.
-         Wszystko w porządku? – zapytał zmartwiony dr. Piekarski.
-         Właśnie…właśnie sobie cos przypomniałam – powiedziałam z iskierkami w oczach.
-         To świetnie! Jakie? – zapytał.
-         Chodziliśmy z Justinem po brzegu morza i był to krótki moment, ale szczęśliwy.

Justin’s POV:

Odszedłem od Brooke i Dylana, podążając korytarzem przed siebie.
Jak mógł Scotch tak namieszać w głowie Brooke? Była niewinna, to prawda, nie skrzywdziłaby muchy i to kolejna rzecz, za którą ją kocham. Ja dominuję w związku, to moja praca by ją chronić. To ja noszę spodnie w naszym związku.
Wyszedłem zza rogu i gdy dotarłem do biura Scotcha, delikatnie otworzyłem drzwi. Następnie cichutko wszedłem i równie cicho zamknąłem je. To był jeden z trików, którego nauczyłem się przez lata.
-         Więc powiedz mi, czemu zasmucasz moją dziewczynę? – bawiłem się swoim pierścionkiem jakby nigdy nic.
Chłopak podskoczył na krześle.
-         Nie usłyszałem, że wchodzisz.
-         Taki był zamiar, idioto – wywróciłem oczami.
-         Nie chciałem tego zrobić. Po prostu powiedziałem jej o sprawach z twoim ojcem i daleko mi było do wywrócenia jej w głowie – uśmiechnął się, trzymając w rękach pliczek papierów.
-         Cóż, teraz dzięki tobie chce być silna jak szef mafii – jęknąłem, siadając na krześle przy małym stole. Zaśmiał się.
-         Co jest złego w byciu niewinnym?
-         Nie jestem pewien – rzuciłem. – Przecież nie musi się bać, że zostanie skrzywdzona, bo nikt nie będzie nawet o krok dalej ode mnie.
-         Może się boje o to, co będzie, gdy nie będzie w pobliżu. Specjalizuję się w tym i wiem, że jej amnezja spowodowana jest jej porwaniem. Nie było cię wtedy, by ją chronić – wzruszył ramionami.
Miał rację, a pomimo tego że jestem draniem, nie ma mnie przy niej zawsze. Została skrzywdzona i to przez bycie niewinną? Może.
-         Do zobaczenia później – wyjąkałem. – Dzięki, stary. Porozmawiam z moim ojcem.
-         Dzięki – uśmiechnął się.
Opuściłem jego biuro bez słowa i westchnąłem. Moja kochana Brooke, nie umiem wyobrazić sobie jej nie będącej niewinną. Jest jak latający motyl, łatwo podciąć jej skrzydła, przez co przestanie latać. Seks zazwyczaj sprawia, że ludzie są bardziej pewni siebie, ale to tylko moje chujowe gadanie. Potrząsnąłem głową, oblizując usta.
Następna rzecz, której byłem pewny to to że stałem przed najmniej ulubioną osobą, nie licząc Daniela i mojego taty.
-         Czego chcesz?
-         Oh, znasz mnie. Przechadzam się tylko po szpitalu, moje typowe soboty – jego brytyjski akcent był przepełniony sarkazmem, a jego dołeczki w policzku bardzo widoczne. – A jak myślisz?
-         Możesz dać mi trochę czasu z nią sam na sam? Nie byłem z nią jeszcze wcale – powiedziałem, pocierając twarz dłońmi. Jestem dojrzały; nie powiem mu, by wyszedł ani go nie uderzę.
-         Nie martw się, będę szybki, a potem będziesz miał ją cały dzień – powiedział Harry, mijają mnie i kierując się w stronę jej pokoju.
-         Proszę, powiedz jej, że nie możecie się więcej widywać – błagałem z podnieceniem w głosie.
-         Nie, powiem jej że nie mogę dzisiaj długo zostać. Mam ważne spotkanie – to zdanie spowodowało, że spojrzałem na niego całego. Był ubrany w garnitur i drogie buty. Pomimo że go nienawidziłem, to miał spoko styl.
-         Widzę, mogę jej przekazać.
-         Nie, już przyszedłem – wzruszył ramionami. Wszedł do pokoju, zamykając na klucz drzwi, co mnie zdenerwowało. Jeśli ją tylko dotknie, to przyrzekam na Boga-
Harry wyszedł z pokoju Brooke, kiwając do mnie głową. Cholera, to był takie szybkie. Odczekałem chwilę zanim uniosłem pięść i zapukałem do otwartych już drzwi. Brooke zerknęła przez szparę, a nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnęła się.
-         Wejdź, mam ci coś do powiedzenia.
Zwróciło to na mnie uwagę, więc wszedłem do pokoju i zakluczyłem drzwi.
-         Co mi powiesz, kicia?
-         Mam dobre i złe wiadomości. Które najpierw? – powiedziała z iskierkami w oczach.
-         Hm – potarłem brodę. – Złe, miejmy już to za sobą.
Brooke włożyła rękę pod kołdrę i wyjęła stamtąd swój telefon. Następnie wręczyła mi go, przypatrując mi się.
-         Przepraszam – wydusiła.
-         Jeśli nie podobał ci się złoty, mogłaś powiedzieć – zaśmiałem się, powodując że zachichotała. – Nie martw się księżniczko, jutro załatwię ci nowy.
Dziewczyna wypuściła powietrze z ulgą.
-         Naprawdę? Nie jesteś zły?
Usiadłem koło niej na łóżku, chwytając ją tak, żeby mogła mieć nogi pomiędzy moimi.
-         Oczywiście, że nie. To nawet śmieszne. Jak to się stało, kicia?
-         Dr. Piekarski wszedł niespodziewanie do mojego pokoju i przestraszył mnie, przez co telefon wyśliznął mi się z rąk.
-         Jesteś łamagą – wybuchnąłem śmiechem, a w zamian zostałem uderzony w klatkę piersiową.
-         Nie jestem!
-         Okej, okej. Teraz pozwól tatusiowi usłyszeć dobre wieści.
-         Przestań.
-         Tatuś przeprasza – pocałowałem ją w czoło.
-         Dla ciebie nie mam dobrych wieści.
-         Dawaj, powiedz mi – szepnąłem seksownie, relaksują się wraz z jej ciałem. Próbowała to ukryć, ale mogłem usłyszeć wychodzący z jej ust jęk. Cholera.
-         J-ja przypomniałam sobie coś – szepnęła, patrząc mi się prosto w oczy.
Kurwa, co mam zrobić? Zmienić pozycję? Na pewno nie chciała, leżała opierając się o mnie bez żadnego problemu.
-         Naprawdę kochanie? To kurewsko niesamowicie! Powiedz mi więcej o tym.
-         To dotyczyło ciebie – wymamrotała, podnosząc się powoli.
Uniosłem brwi.
-         Kurwa, naprawdę? W dobrym sensie czy źle?
-         Bardzo dobrym – szepnęła, przez co się napiąłem. – Chodziliśmy po brzegu, narzekałeś że jesteś stary – zaśmiała się, a ja pamiętałem ten dzień idealnie, ale pozwoliłem jej dokończyć.
-         Przedrzeźniałam cię, że nie jesteś mężczyzną, więc mnie chwyciłem i podrzucałeś na ramieniu. Potem my, um – przerwała, patrząc w dół. – Powiedzieliśmy, że się kochamy i pocałowaliśmy się – ponownie przerwała, a jej policzki się paliły.
Brooke oparła się z powrotem, wypuszczając powietrze. Siedziałem niedaleko niej, więc zdecydowałem posunąć się o krok i wrócić do poprzedniej pozycji, jeśli na to pozwoli. Powoli przysunąłem się do niej, pochylając nad jej idealnym ciałem. Nic nie powiedziała, tylko obserwowała moje ruchy. W końcu byłem całkowicie nad nią i lekko oparłem moje ciało o jej. Nasze krocza dotykały się. Nie jęcz, nie jęcz, nie jęcz.
Dziewczyna spojrzała mi głęboko w oczy; z jej twarzy mogłem odczytać mnóstwo emocji. Pocałowałem jej szyję delikatnie, po czym dotarłem do ust.
-         Mogę cię pocałować? – zapytałem cicho.
Przygryzła wargi, przez co doprowadzała mnie do szału, a potem przytaknęła. Momentalnie przycisnąłem swoje usta do jej, wydając przy tym odgłosy. Nie mogłem się powstrzymać. Tęskniłem za jej gumo-balonowymi ustami. Rozwarłem lekko wargi, a ona nimi poruszała, co mnie zachęciło do przysunięcia swojego ciała bliżej. Dziewczyna jęknęła, gdy dołączyłem do tego język. Następnie umieściła ręce na mojej klatce piersiowej, przesuwając je na dół. Jęknąłem, odsuwając je. Odsunęła się, marszcząc brwi.
-         Co-
Przerwałem jej, ściągając koszulkę i rzucając ją na ziemię. Jej oczy obejrzały uważnie moje ciało, przez co uśmiechnąłem się cwaniacko. Pocałowałem jej słodki kark i przyssałem lekko usta. Jęknęła, wyginając się w łuk, co spowodowało, że byliśmy jeszcze bliżej siebie.
Nagle ktoś zapukał do drzwi, przez co burknąłem. Zdjąłem z Brooke jej koszulkę, zajmując się jej dekoltem.
-         Nie powinniśmy otworzyć? – Brooke ciężko oddychała, trzymając dłonie w moich włosach.
-         W końcu odpuszczą – jęknąłem i pocałowałem ją ponownie w usta. Były tak uzależniające, że mogłem całować je wiecznie. Zacząłem powoli ruszać biodrami, moje spodnie robiły się ciasne. Tak mocno się w to wkręciłem.
-         Jesteś kurewsko podniecona, prawda kochanie? – uśmiechnąłem się cwaniacko. – Powinnaś częściej tracić pamięć.
Wcześniej w domu była taka może z dwa razy, ale nigdy aż tak bardzo. Ale teraz tego chciała i kurewsko to kochałem.
-         Otwierajcie drzwi – głos dr. Piekarskiego był głośny i jasny.
-         Przyjdź później! Jesteśmy zajęci! – rzuciłem.
Brooke jęknęła, ukrywając twarz za moją szyją. Jej gorący oddech przyprawiał mnie o ciarki. Chciałem pieprzyć ją tak bardzo, ale wiedziałem, że to niemożliwe.
-         Nie! Seks może być dla Brooke niebezpieczny! Przestańcie! – zaczął głośniej pukać.
Jęknąłem głośno, by się odczepił. Brooke zaśmiała się i odsunęłam ode mnie.
-         Otwórz je.
Przeklnąłem pod nosem, po czym podniosłem koszulkę Brooke i przełożyłem przez jej głowę. Nie fatygowałem się ze swoją koszulką, by dr. Piekarski poczuł się nieswojo i w końcu odpieprzył.
Odchyliłem szeroko drzwi ze złością w oczach. Lekarz spojrzał na mnie od stóp do głowy, mój wzwód był niewątpliwie wielkości pieprzonego Egiptu. Facet przełknął głośno ślinę.
-         Ja, um. Chciałem tylko-
-         No wyduś to! – krzyknąłem.
-         Psychiatra jest tutaj – powiedział cicho, wskazując na małego brodatego blondyna.
Wywróciłem oczami, wychylając się za drzwi. Następnie podniosłem z ziemi koszulkę i założyłem ją.
-         Kto tam jest? – zapytała Brooke z lekko nieogarniętymi włosami. Zaśmiałem się, a następnie wygładziłem jej fryzurę i pocałowałem w czoło.
-         Psychiatra. Przyniosę ci trochę wody, zaraz wracam – sięgnęła po moją rękę i ściskając ją nieco.
-         Kocham cię, kicia.
Opuściłem pokój, a dr. Piekarski poszedł za mną.
-         Co to miało być?
-         Co mogę powiedzieć…Jestem odparty – mrugnąłem do niego, po czym wsadziłem pięciodolarowy banknot do maszyny i wyciągnąłem butelkę wody i wiśniową coca colę – Brooke ulubioną.
-         Mówię poważnie, Justin. Seks może być teraz dla niej naprawdę niebezpieczn-
-         Wyluzuj, doktorku. Nie uprawialiśmy jeszcze nigdy seksu i nasz pierwszy raz na pewno nie odbędzie się na tym gównianym prześcieradle – rzuciłem, chwytając dwie butelki. – Tak w ogóle to wyglądamy, jakbyśmy wcześniej uprawiali seks? – zapytałem.
Dr. Piekarski zaśmiał się.
-         Okej, okej. Ale poważnie, opanuj hormony, Bieber.
-         Powinieneś je to mówić, nie widziałeś jej-
-         Dobra, oboje jesteście jak dzieci. Nie chcę o tym słyszeć. Mamy wystarczająco przygód w nocy z żoną-
-         Okej, rozumiem – odciąłem się od niego, przykładając zimną butelkę do krocza z nadzieję, że w końcu opanuję wzwód. 
________________________

Tłumaczenie: @FolllowMeJB
Jak podoba Wam się taki rozdział? Jak myślicie, że będzie wyglądał ich pierwszy raz?
Do następnego wtorku! 
PS: Śmiało komentujcie! Nas to motywuje i z chęcią czytamy wszystkie komentarze. 

3 komentarze:

  1. nie wytrzymam do wtorku!!
    @arianatorka

    OdpowiedzUsuń
  2. wreszcie sobie coś przypomniała!!!!! i to na szczeście coś dobrego więc to dobrze

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeej, w końcu coś sobie przypomniała! Mam nadzieję że teraz to już będzie tylko lepiej i wszystko się ułoży..A rozdział jak zwykle genialny. Nie mogę się.doczekać wtorku
    @Magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń