wtorek, 3 listopada 2015

Rozdział pięćdziesiąty pierwszy

Piosenki do rozdziały:

Overboard – Justin  Bieber ft. Jessica Jarrell
Carry On – Fun.
Love Makes Me – Hunter Hayes

Od tłumaczki: (w rozdziale jest wiele zmian perspektywy, więc uważnie czytajcie) 
Pytanie: Wolicie przypisy w środku tekstu, czy na końcu? 
__________________

Brooke’s POV:

- Dlaczego mój tata jest w Bostonie? Przecież od zawsze mieszkaliśmy w Nowym Jorku – zapytałam Paula. Obecnie staliśmy w korku przez wzmożony ruch na drodze.
- Powiedział, że nie chce, żeby Justin wiedział, gdzie będziesz, a dom rodzinny będzie dosyć oczywistym celem – zachichotał. Przytaknęłam, w pełni się z nim zgadzając. Mimo wszystko chciałabym pojechać do mojego starego domu. Bardzo tęskniłam za tym miejscem, przy okazji związane są z nim moje najlepsze wspomnienia. Nie sądzę, żeby Justin miał duże szanse na znalezienie mnie. W końcu dlaczego w ogóle miałby pomyśleć o przyjeździe do Bostonu? Czułam się okropnie. Część mnie chciała zerwać tę głupią opaskę z ramienia i pozwolić Justinowi po mnie przyjść. Jednak ta druga część chciała, żebym była od niego najdalej jak to możliwe. Jego słowa mnie zranił, ale wciąż tak bardzo go kocham. Kiedy się kogoś kocha, nie można zbyt długo chować urazy. Paul rzucił mi dziwne spojrzenie.
- Wszystko w porządku?
- Tak, nic mi nie jest – wymamrotałam, zaplatając ręce na klatce piersiowej i wyglądając przez okno. Wiedziałam, że Paul przejrzał na wylot wszystkie moje kłamstwa, ale na szczęście odpuścił ciągnięcie tej rozmowy. Zobaczyłam, że chciał zjechać z autostrady na najbliższym zjeździe, przez co zmarszczyłam brwi.
- Co ty robisz? Żeby dostać się do Bostonu musimy zostać na autostradzie.
- To skrót – odparł krótko Paul, nie zamierzając dłużej się tłumaczyć.
- Skoro tak mówisz – zakończyłam, podkręcając radio i odpływając myślami.

Justin’s POV:

- Nie mam pojęcia, co robić – zawołałem, wycierając łzy z moich policzków. Conrad poklepał mnie po ramieniu, chcąc dodać mi otuchy. Siedzieliśmy właśnie w moim samochodzie, nadal na parkingu przy tej cholernej kawiarni. Powiedziałem Shaunowi i Kierze, żeby wracali do domu. Ktoś inny mógł przyjść szukać Kiery, więc Shaun powinien zapewnić jej bezpieczeństwo w domu.
- Zniknęła, a ja nie mogę jej namierzyć – pociągnąłem nosem, próbując się uspokoić. Nie chciałem wyjść na pizdę przed Conradem. Jednak wiedziałem, że on nie jest typem kolesia, który pochopnie ocenia ludzi. Mimo to muszę też pokazać się jako twardziel.
- Wiesz, jest takie powiedzenie – powiedział cicho Conrad. – Gdy kogoś kochasz, daj mu wolność. Jeśli wróci, jest twój, jeśli nie – nigdy twój nie był.
- Ona jest moja – warknąłem, nigdy nie oddałbym Brooke nikomu.
- Skoro tak, to na pewno znajdzie do ciebie drogę powrotną – stwierdził Conrad, patrząc mi w oczy. Przełknąłem ciężko ślinę.
- Mam taką nadzieję.
- Dobra, ale…um…co my teraz zrobimy? – zapytał Conrad.
Zatrzymałem się na chwilę, rozglądając się po pustym parkingu przede mną. Jeśli ruszę w którąś stronę, może okazać się, że jestem całkowicie w innym miejscu, niż mój cel. Powinienem być mądrzejszy, trzeba było stworzyć nadajnik, którego nie można zniszczyć ani zagłuszyć. Jak mogłem być taki nieostrożny? Widocznie to wszystko wraca i teraz kopie mnie w dupę.
- Będę potrzebował pomocy kumpla – mruknąłem, wyjeżdżając samochodem z parkingu. – Jego komis samochodowy jest niedaleko.
- Komis samochodowy? Po co tam jedziemy? – zastanawiał się Conrad. Jego zmieszany wyraz twarzy sprawił, że zacząłem się śmiać. On jest zbyt niewinny na przebywanie ze mną.
- Nie rób sobie nadziei, nie kupuję ci samochodu – zażartowałem, zwaliając przy czerwonym świetle. Rozejrzałem się na boki - wokół nas nie było samochodów, więc szybko przejechałem pomimo czerwonego, przez co rozbrzmiało pełno klaksonów z aut za nami.
- Dlaczego się nie zatrzymałeś? – sapnął Conrad, kładąc sobie dłoń w miejscu serca. Zaśmiałem się głośno, kręcąc głową.
- Oh, bar boy (przyp.tłum. „chłopczyku z baru” nie brzmi już tak fajnie), musisz się jeszcze tyle nauczyć. 
Uśmiechnął się lekko.
- Masz na myśli chyba, że mam jeszcze tyle praw do złamania?
- Aw przestań, nie jestem taki zły – rzuciłem zaczepnie, mierzwiąc jego włosy. Oburzył się i trzepnął mnie w rękę. Przyjrzałem się młodszemu chłopakowi, marząc o tym, by być tak szczęśliwym i beztroskim jak on, kiedy byłem w jego wieku. On prawdopodobnie ma dobre życie, fajną pracę i miłą rodzinę. Nie to co ja. Pojechaliśmy pod komis, wysiedliśmy i ruszyliśmy w stronę wejścia.
- Jack?! – mój głos odbił się echem od ścian wielkiego, pustego budynku. Było już po zamknięciu, jednak miałem nadzieję, że Jack nadal tu będzie.
- Kto tam? Sklep już jest zamknięty! – odpowiedział głos ze środka. W końcu strzelista sylwetka Jacka wychyliła się zza barierki schodów prowadzących na drugie piętro. – Bieber? Justin Bieber? To naprawdę ty?!
Zachichotałem.
- Tak, minęło trochę czasu, prawda?
- Spójrz na siebie! Jesteś już taki stary! – zażartował, jego oczy powiększyły się kiedy ogarnął wzrokiem całą moją sylwetkę. Zaśmiałem się, kiedy złapał moją drogą marynarkę. – Kupa kasy do przepuszczenia, co?
- Tak się dzieje, kiedy odnosisz sukces, Jack – podpuściłem go, uderzając lekko w ramię. Żartobliwie złapał się za miejsce, w które trafiłem.
- Rzeczywiście masz siłę uderzenia – uśmiechnął się, wracając do miejsca gdzie rozkładał na części staro wyglądający silnik. – Co mogę dla ciebie zrobić?
- Wiem, że specjalizujesz się w Mercedesach i limitowanych, drogich silnikach. Czy jest szansa, że był tutaj gościu imieniem Paul Hudges? Wiem, że nie ma tutaj zbyt wielu komisów, które mają na stanie wersję z 2014 poza tobą – w myślach trzymałem kciuki, modląc się, żeby Paul przyszedł tutaj nabyć swój samochód.
- Przejdźmy na zaplecze, muszę sprawdzić dokumenty – Conrad i ja poszliśmy za nim do pokoju na tyłach. Zauważyłem, jak Conrad odprowadza wzrokiem każdy mijany przez nas samochód, praktycznie śliniąc się na widok drogich marek.
- Hej, wiem, że kazałem ci nie robić sobie nadziei, ale może chciałbyś obejrzeć kilka modeli? – powiedziałem cicho. Oczy Conrada były wielkie.
- N-nie ma takiej opcji. Jest w porządku, te samochody są naprawdę drogie.
Pokręciłem głową.
- Nie dla mnie. Jestem ci coś winien, bar boy. – Ruszyłem za Jackiem, zostawiając Conrada przy wystawie.  Na biurku stały sterty papierów, pod ścianami ustawiono też kilka zabudowanych szafek. Jack od razu podszedł do największej, czarnej szafki w rogu pokoju. Otwarł jedną z szuflad; jego palce delikatnie wertowały znajdujące się tam teczki z dokumentami.
- Powiedziałeś Hudges, tak?
- Tak, Paul Hudges.
Jack przytaknął, wyjmując grubą teczkę.
- Ciemny szary, prawie czarny, Mercedes Benz B250 rocznik 2014. Silnik numer 582, jeden z najrzadszych w mojej kolekcji. Kosztuje z dobre 50 patoli (przyp.tłum. tysięcy jakby ktoś miał wątpliwości).
- Masz może numer tablic rejestracyjnych? Jest szansa, że możesz go wyśledzić? – zapytałem nieskładnie, wyrywając papiery z jego rąk.
- Zabawne, że o to pytasz – Jack podszedł do komputera na biurku. – Kiedy ktoś nabywa ode mnie jeden z rzadkich silników, moja firma ma prawo go śledzić, ponieważ jest bardzo mocny i jeśli dwadzieścia razy przekroczysz prędkość lub dostaniesz kilka mandatów za zbyt szybką jazdę, mamy prawo ci go odebrać.
Moje serce zaczęło bić szybciej.
- To najlepsza rzecz, jaką dzisiaj słyszałem.
- Ten gościu z tobą zadarł? – zapytał Jack, siadając za biurkiem.
- Nie wiesz, o czym mówisz – warknąłem, na samą myśl o tym pojebie zaciskałem zęby. Zadarł? Bardziej zamienił moje życie w piekło.
- Cóż, znając ciebie, dostaniesz swoją zemstę – zaśmiał się Jack. – Teraz daj mi swój telefon, wpiszę potrzebne namiary i inne duperele.
Podałem mu swój złoty iPhone 5s, dając całkowitą swobodę w instalowaniu całego gówna, jakie tylko było potrzebne.
- Jack, naprawdę nie masz pojęcia, jak wdzięczny jestem – wyjąłem portfel z tylnej kieszeni i bloczek do czeków. Szybko wypisałem jeden na 300 000$ i podpisałem. Podałem go Jackowi.
- Młody, nie mogę tego przyjąć.
Przerwałem mu szybko.
- Ten dzieciak na zewnątrz chce samochód, po prostu zatrzymaj resztę – uśmiechnąłem się. – Wrócimy później go odebrać, kiedy już wybierze jaki chce.
- Dziękuję, Justin. Jesteś naprawdę dobrym dzieciakiem – uśmiechnął się. Poklepałem go po plecach i wróciliśmy na sklep.
- Conrad, czy wybrałeś już samochód? – zawołałem. Jego głowa wychyliła się zza samochodu, któremu się przyglądał.
- Nie mogę pozwolić, żebyś kupił mi samochód.
- Dobra, pozwól, że zapytam inaczej – który jest twoim ulubieńcem? – przekręciłem własne słowa, przejeżdżając dłonią po masce stojącego obok niesamowicie pięknego Audi.
- Ferrari 485, jest nieziemskie – wydusił, wpatrując się we włoska skórę pokrywającą wnętrze.
- Bierzemy je, Jack. Później wpadniemy po nie – wyciągnąłem Conrada ze sklepu, zanim zdążył zaprotestować.
- Justin! Naprawdę nie musisz tego robić. Mam samochód w domu – zaczął się stawiać, więc tylko popchnąłem go w kierunku mojego auta. Zaśmiałem się i usiadłem za kierownicą.
- A więc jakim gównem jeździsz? - parsknąłem, wyobrażając sobie jakąś gównianą Toyotę, czy coś takiego stojącego na jego podjeździe. Wymamrotał coś pod nosem i przysięgam, że usłyszałem Toyota.
- Że co? – przyłożyłem dłoń do ucha i pochyliłem się w jego stronę.
- Toyota Corolla – mruknął. Wybuchnąłem śmiechem, uderzając dłońmi o kierownicę. – Jebana C o r o l l a? – poczułem, że w oczach mam już łzy, a moja twarz staje się czerwona. Toyota Corolla to są kurwa jakieś jaja.
- Hej, to dobre auto! – oburzył się. Uspokoiłem się w końcu, wyjeżdżając z parkingu i ustawiając nadajnik na desce rozdzielczej.
- Cieszę się, że kupiłem ci ten samochód, nie mógłbym się przestać śmiać, gdybyś kiedyś przyjechał pod mój dom kurwa corollą.
- To Ferrari kosztowało 274 000$ nosisz przy sobie takie ilości gotówki? – zapytał naprawdę zaniepokojony.
- Nie, po prostu wypisałem mu czek na 300 000$ - wzruszyłem ramionami, podążając za mrugającą czerwoną kropką. Gdzie oni do cholery jadą? To wygląda jak środek jakiejś jebanej dziczy.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie cię spłacić – powiedział Conrad, przenosząc spojrzenie na swoje dłonie.
- Tym się nie przejmuj. Jesteś teraz z kryminalistą, to wystarczy – zaśmiałem się, próbując wjechać na zatłoczoną autostradę.
- Gdybyś mi się nie przedstawił, w życiu bym nie zgadł, kim jesteś – uśmiechnął się lekko.
- Brooke powoli zamienia mnie w mięczaka – na moją twarz wpłynął mały uśmiech na samą myśl o niej.

-flashback-
-Nie! - jęknęła zadziornie Brooke, ukrywając swoją piękną twarz w dłoniach.
- Nie bądź taka, potrzebuję nowego ekranu blokady! – próbowałem znów zrobić jej zdjęcie, jednak odwróciła się w drugą stronę. – No dalej, kotku, jesteś piękna.
- Nie! Nie będę twoją tapetą! – zachichotała, wstając i biegnąc w kierunku schodów. Kiedy uciekała, szybko cyknąłem jej zdjęcie od tyłu.
- Jeśli nie zejdziesz w tej chwili i nie zrobisz sobie ze mnę zdjęcia ustawię na tapetę to zdjęcie twojego tyłka! – zawołałem.
- Justin! – zaprotestowała, wychylając się przez balustradę. Wzruszyłem ramionami.
- To ty sprawiasz trudności.
Jęknęła.
- Ale teraz wyglądam źle.
- Wyglądasz oszałamiająco, kotku – oparłem, wyciągając ręce w jej kierunku. Prychnęła, założyła dłonie na piersi i odwróciła się w drugą stronę. Zeszła na dół, nadal nie patrząc mi w oczy.
- Jeśli to zdjęcie wyjdzie źle, to twoja wina.
- Jeśli to zdjęcie wyjdzie źle, ustawię fotkę twojego tyłka – drażniłem się z nią, przez co zarobiłem uderzenie w ramię. Usadowiłem ją na swoich kolanach i odwróciłem aparat w naszą stronę. – Gotowe? 3!2!1! 
Szybko zrobiłem zdjęcie, pokazując znak pokoju przed nami.
- Aw, urocze – ustawiłem je na tapetę, podziwiając jak dobrze wyszło. – Jesteśmy tacy gorący!
Brooke zachichotała, wtulając się w moją klatkę.
- Kocham cię.
Moje serce rosło.
- Ja ciebie też, księżniczko.
-koniec flashbacku-

- Nie mogę uwierzyć, że powiedziałem jej te wszystkie rzeczy – zacisnąłem powieki, próbując odepchnąć wspomnienia.
- Co tak właściwie jej powiedziałeś? – zapytał Conrad, przyglądając się coraz bardziej oddalającej się od nas czerwonej kropce.
- Tylko naprawdę głupie słowa. Wiem, że jest wrażliwa, a mimo to zawsze coś spierdolę – jęknąłem, przejeżdżając dłonią po twarzy. Dlaczego tu kurwa był taki ruch?
- Cóż, na pewno ci wybaczy. To wasza pierwsza kłótnia?
Zaśmiałem się sztucznie.
- Daleko nam do pierwszej kłótni.
- Oh… - bąknął zmieszany Conrad. – Cóż, wybaczała ci te wszystkie poprzednie razy.
- Tak, ale tym razem to naprawdę poważne. Okłamywałem ją od początku, odkąd ją porwałem – potrząsnąłem głową. Moje oczy szybko się otwarły, ponieważ uświadomiłem sobie, że Conrad nie ma pojęcia o tej części z porwaniem.
- Po-porwałeś dziewczynę? – zapytał Conrad, praktycznie zbierając szczękę z podłogi. Podrapałem się po karku.
- Mówiłem ci, jestem kryminalistą, prawda?

Brooke’s POV:

- Myślę, że się zgubiliśmy – powiedziałam nerwowo, przygryzając wargę. Paul nie miał żadnego GPS'a, a byliśmy w kompletnej dziczy.
- Nie, wiem gdzie jesteśmy – mruknął Paul i skręcił w kolejną polną drogę. Zdecydowałam, że nie będę dłużej drążyć, w końcu pewnie często tutaj bywa, pracując dla mojego ojca. Powoli zajechał pod wielki wiejski dom i zatrzymał samochód.
- Myślałam, że jedziemy do Bostonu? – zapytałam całkowicie zdezorientowana. Moje serce zaczęło bić, jak oszalałe kiedy zobaczyłam czterech niebezpiecznie wyglądających mężczyzn, wychodzących z budynku. – P-Paul, co się dzieje?
- Przepraszam, Brooke. Naprawdę potrzebuję tej pracy – wyszeptał, wychodząc z samochodu. Próbowałam zrobić to samo, jednak drzwi z mojej strony były zablokowane. Szybko przeskoczyłam przez siedzenia i wyskoczyłam od strony kierowcy. Zaczęłam biec w kierunku lasu, jednak jakieś silne ramiona mnie zatrzymały.
- Zadziorna, co? – zaśmiał się jeden z chłopaków. Wydawał się być w wieku Justina, jednak nadal miał niesamowicie dużo siły. Wierciłam się w jego uścisku, krzycząc i kopiąc. – Ćśśś przestań. Nic złego ci się nie stanie.
Nie zależnie od tego co mówił, nie przestałam krzyczeć.
- Pierdol się Paul! Jak śmiesz mi to robić! Jak tylko Justin się dowie, będziesz martwy! – łzy spływały mi po policzkach. Czy Justin w ogóle po mnie przyjdzie? Postawiłam sprawę jasno, nie chcę go widzieć i uciekłam. Na pewno po mnie wróci. Gdy kogoś kochasz, daj mu wolność. Jeśli wróci – jest twój. Jeśli nie – nigdy nie był. Mężczyzna zaciągnął mnie do domu, Paul i pozostała trójka ruszyli za nami. Wrzucili mnie do pokoju, jednak za mną wszedł tylko ten chłopak, który mnie tu prowadził, reszta poszła dalej korytarzem.
- Hmm, więc to ty jesteś Brooke? – zapytał, siadając na krześle w rogu pomieszczenia. Wolałam postać, omiatając wzrokiem wszystkie znajdujące się dookoła przedmioty. Nigdzie nie widziałam broni, jednak kiedy byłam przyciśnięta do tego faceta, czułam pistolet na jego biodrze.
- Dlaczego tutaj jestem? – musiałam naprawdę uważać na to, co mówię; nie miałam pojęcia kim jest i jaki jest jego poziom tolerancji. Mógł mnie przecież z łatwością zabić.
- Widzisz, jesteś w jakiś sposób powiązana z Justinem Bieberem, mam rację? – kiwnęłam głową. – Jego gang wymordował ponad połowę członków naszego gangu. Nasz gang cierpiał przez miesiące, próbując choć w najmniejszym stopniu odbudować swoją pozycję. W końcu znaleźliśmy nowego lidera. On szuka zemsty, Bieber zabił jego brata. Nie sądzę, żeby kiedyś mu wybaczył.
- Ale dlaczego ja tutaj jestem?
- Jesteś jego drogą do zemsty, skarbie.

Justin’s POV:

- Jego samochód jest dosłownie w środku niczego – Co do kurwy? Jechałem pustymi bezdrożami przez dobre dwadzieścia minut. Jego auto od jakiegoś czasu tkwiło w miejscu, a ja byłem coraz bliżej.
- Może zrobili sobie postój? – zasugerował Conrad. Jaki idiota robi sobie przystanek w środku pustkowia? Kilka zakrętów i znaleźliśmy się przed naprawdę chujowo wyglądającym wiejskim domem. Samochód Paula był zaparkowany na podjeździe wraz z innymi siedmioma autami. Zaparkowałem zaraz za jego tyłem, odcinając drogę ucieczki – jego szyby nie były przyciemniane, więc od razu zobaczyłem, że w środku nikogo nie ma.
- Chodź, Conrad. Muszą być w środku – pobiegł zaraz za mną, a ja wyważyłem drzwi.
- Kto-kurwa-kolwiek tutaj jest, daję ci dziesięć sekund na wyjście, zanim zacznę strzelać – zawołałem głośno. Trzech facetów wyszło zza rogu z najtańszymi pistoletami jakie w życiu widziałem. Złamałbym je gołymi rękami. Przyjrzałem się bliżej im twarzom i zmarszczyłem brwi.
- Wszyscy jesteście z Red Hornes, prawda?
Red Hornes to gang, który próbował kiedyś dopaść West Side. Szybko zareagowaliśmy i wyeliminowaliśmy ponad połowę z ich gangu. Dali sobie po tym spokój, próbując odbudować ten swój cholerny gang.
- Czyż to nie Justin Bieber? Szef będzie zachwycony – kątem oka widziałem, że Conrad się trzęsie. Przesunąłem broń w bok i wystrzeliłem, zostawiając w ścianie okrągłą dziurę. Naboje w tym pistolecie poruszały się naprawdę szybko, nie to co w tych ich gównach za dolara.
- Opuśćcie broń, a nie będę strzelać – powiedziałem spokojnie, wyjmując drugi pistolet i celując nim w kolejnego chłopaka. Jeden prychnął i pociągnął za spust, więc szybko położyłem się na podłodze, pociągając za sobą Conrada, przez co z hukiem uderzył o ziemię. Jęknął, a ja szybko wstałem i strzeliłem do każdego po kolei. Ich ciała runęły na podłogę, więc kontynuowałem moje poszukiwania. Pomogłem podnieść się Conradowi.
- Wiesz, jak tego używać, prawda? – zapytałem, podając mu kolejną broń. Słabo przytaknął, łapiąc metalowy uchwyt. – To musi byś szybkie, rozumiesz, bar boy? 
Ponownie przytaknął, więc ruszyliśmy dalej korytarzem. Trzymałem obydwa pistolety w ręce i co jakiś czas sprawdzałem, czy ktoś za nami nie idzie. Kopnąłem drzwi po mojej lewej stronie. 
Pusto.
Podbiegłem do kolejnych i kolbą pistoletu rozwaliłem gałkę, po czym kopniakiem je otwarłem. W momencie, kiedy wszedłem do środka, w moją stronę wymierzona była broń.
- Wow, jednak mam to coś.
______________________________________
Tłumaczenie: @myidolsgirl 
Jak Wam się podoba rozdział? 
Do następnej!
PS: Na razie nie planujemy dodać nowego rozdziału szybciej, niż za tydzień. Nie pozwala nam na to czas, więc kolejny rozdział we wtorek. 

6 komentarzy:

  1. to takie fajne, ale nienawidzę tego, że on tyle płacze niech przestanie i pokaże, że ma wagine (pewną aktorka powiedziała "nie rozumiem czemu ludzie mówią mieć jaja skoro one. ą takie delikatne dla facetów, mieć wagine to dopiero wyzwanie, spróbujcie tego " kocham ją za to hahaha) I weźmie się w garść. Szkoda mi tego Paula. Chociaż. W sumie to jednak nie. Niech ginie skurwiel! Czekam na następny wtorek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapomniałam napisać, że na samym początku jest błąd. Pisze "jego słowa mnie zranił " brakuje tam y

      Usuń
  2. Super rozdział *-* oby Justinowi nic się nie stało, oby uratował Brooke i żeby Conrad nie ucierpiał, taki fajny chłopak z niego.
    Nie mogę się doczekać nexta < 3

    OdpowiedzUsuń
  3. akurat teraz się skonczyło?? no nieeeeeee

    OdpowiedzUsuń
  4. woah, się dzieje ! świetnie, mam nadzieję że wszystko skończy się dobrze.
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń