Piosenki do rozdziału:
_____________________________
Justin’s
POV:
-
Ja, uh, wiesz… - zamilknąłem, zaczynając dziwnie kaszleć.
Głupi, pieprzony Paul.
-
Więc to prawda? – szepnęła Brooke. Mogłem widzieć jej złamane
serce.
-
A czy to jakaś różnica? Dalej kocham cię tak bardzo, jak
wcześniej – powiedziałem, chwytając jej dłoń i bawiąc się jej delikatnymi
palcami.
-
Cały nasz związek był zbudowany na kłamstwie? – zapytała, ale
wiedziałem już, że zdała sobie sprawę z tego, że to prawda.
-
Wiem, jak nienawidzisz być okłamywana, kicia, ale proszę-
-
Czemu to zrobiłeś? Lepiej się czujesz z tym, że ktoś myśli, że
jesteśmy bratnimi duszami? – wyrwała rękę z mojego uścisku.
-
Jesteśmy bratnimi duszami! – kłóciłem się. Zrobiłem krok w jej
kierunku, ale ona automatycznie się oddaliła. Kiera w tym czasie wyszła,
próbując znaleźć Shauna. Nie sądzę, żeby słyszała o tym, że claim nie są
prawdziwe. Tym lepiej dla Shauna.
-
Jestem zmęczona ciągłym byciem okłamywaną, Justin! Chcę ci
ufać, ale te wszystkie gówna ciągle wychodzą na jaw – wyrzuciła ręce w
powietrze, przez po mogłem powiedzieć, że była pokonana. Wiedziałem, że nie
miała pojęcia, co robić w tym momencie, ale z jakiegoś powodu nie mogłem
słuchać moich myśli.
-
Ty tak samo nie jesteś idealna! – krzyknąłem na nią. Jest
idealna, czemu to powiedziałem?
-
Chciałabym się dowiedzieć, jak udało ci się z gangami w Nowym
Jorku i tym całym claim gównem – skrzyżowała ramiona, przez co jej piersi się
ścisnęły. Przełknąłem ślinę, próbując skupić się na czymś innym.
-
Wyjdź z łazienki, usiądźmy do stołu – zasugerowałem łagodnym
głosem. Naprawdę miałem nadzieję, że to pójdzie gładko, bo nie chciałem jej
stracić. Znowu.
Zgodziła się cicho, ale nie chwyciła mojej dłoni, gdy jej ją
zaoferowałem. Udawałem, że to nie miało znaczenia, ale prawdę mówiąc takie
czyny mnie powoli zabijały. Poprowadziłem ją do małego, odosobnionego stolika
dla dwójki w kącie beznadziejnej restauracji. Kto do diabła by tu przyszedł z
własnej woli?
Usiedliśmy przy ohydnym stoliku, ale starałem się to
ignorować.
-
Więc, um, to ja zacznę – jęknąłem, patrząc w piękne oczy
Brooke. Wziąłem głęboki wdech. – Więc, nigdy nie byłem normalnym dzieciakiem,
zawsze byłem strasznie sadystyczny i miałem najdziwniejsze myśli i marzenia w życiu.
Kat była jedyną osobą, dzięki której te myśli nie stały się rzeczywistością.
Gdy „umarła”, odwróciłem się do mojego ojca. Wkręcił mnie w jakiś gang i
ostatecznie zacząłem odnosić sukcesy, a potem stworzyłem własny gang. Gdy już
osiągnąłem ‘karierę’, nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. Wszystkie myśli
zaczęły wracać, włączając w to dziewczyny. Chciałem się zakochać, ale od kiedy
byłem mały, wierzyłem w to całe porywanie dziewczyn – odkaszlnąłem niezręcznie,
Brooke prawdopodobnie wyrobiła sobie w tym czasie okropną opinię o mnie.
-
Więc spotkałem cię raz w sklepie muzycznym i wiedziałem, że
byłaś tą, którą chciałem. Masz rację, nie było żadnej chemii – chociaż wmówiłem
sobie, że była – ale było podekscytowanie. Pękałem z radości na myśl posiadania
kogoś do kochania. Powiedziałem wszystkim gangom w Nowym Jorku o moim odkryciu
claim i uwierzyli mi. Potrafiłem wmówić sobie, że znienawidzę piwa i mój mózg
sprawił, że faktycznie przestało mi ono smakować. Zastraszyłem każdy gang, a
nawet ojca, żeby nie mówili o moim kłamstwie. Odkąd byłem w najsilniejszym
gangu (i dalej jestem), komplementowali mnie i nic nie mówili.
-
Ale po co miałbyś przechodzić przez tyle kłopotów przez takie
kłamstwo? – zapytała Brooke, potrząsając głową.
-
Myślałem, że to sprawi, że mnie pokochasz. Myślałem, że to
pozwoli ci myśleć, że jesteśmy bratnimi duszami – wymamrotałem, nie będąc w
stanie patrzeć w oczy Brooke. Wiedziałem, że była mną rozczarowana. Czemu, do
kurwy, Paul musiał to wszystkie spieprzyć?
-
Ja po prostu…mam mętlik w głowie – fuknęła, patrząc się gdzieś
w dal.
-
Zdajesz sobie sprawę, że nie powinno się teraz nic zmienić? –
zmarszczyłem na nią brwi. Rozumiem, że nie powinienem kłamać i w ogóle, ale to
nie zmienia miłości pomiędzy nami.
-
Mam dosyć bycia okłamywaną – powiedziała po raz drugi dzisiaj.
Wiem, że ma dosyć, ale z jakiegoś powodu nie mogę przestać.
-
Kocham cię – przypomniałem jej.
To spowodowało, że strasznie się zmarszczyła, patrząc na
mnie z okropnym gniewem w niebieskich oczach.
-
I to ma wszystko naprawić?
-
Cóż, co mam kurwa zrobić? – zakpiłem.
-
Nawet nie przeprosiłeś – burknęła.
Nie przeprosiłem? Zaśmiałem się.
-
Za co?
-
Przepraszam?
-
Usłyszałaś mnie, Brooke – warknąłem jej imię. Co ja właściwie
wyprawiałem? To ja byłem w błędzie, ale nie mogłem się powstrzymać. Zawsze
wdaję się w bójki i nigdy nie ulegam.
-
Powinieneś przeprosić za kłamanie mi w twarz przez cały czas!
Powinieneś mnie przeprosić za sprawienie, że uwierzyłam w ten cały bałagan! –
krzyknęła na mnie. Moje pięści momentalnie się zacisnęły i chociaż wiedziałem,
że miała rację, to nie mogłem tego przyznać.
-
Nie muszę niczego dla ciebie robić! Ja tu jestem szefem i ty
powinnaś lizać mi dupę i mieć nadzieję, że ci wybaczę za pierdolone
przeklinanie mi w twarz! – krzyknąłem na nią, po czym uśmiechnąłem się niezauważalnie
z satysfakcji.
-
Jesteś pieprzonym chujem – rzuciła, wstając od stołu i
szurając krzesłem, co mogli usłyszeć wszyscy w restauracji. Wypadła jak burza,
nie obracając się do tyłu ani razu.
Brooke’s POV:
Łzy zlatują po moich policzkach, gdy wybiegam z restauracji.
Widzę Kierę i Shauna obejmujących się na chodniku, co powoduje opadnięcie mojej
szczęki. Moją pierwsza myśl to powiedzieć im, że byli cały czas okłamywani i
nie ma czegoś takiego jak claim. Ale gdy widzę iskierki w jej oczach, nie decyduję
się na to. To że ja jestem w tym momencie nieszczęśliwa, nie musi oznaczać, że
wszyscy dookoła też będą.
Biegnę, zbaczając kilka razy z drogi, tak żeby w końcu nie
móc widzieć tej okropnej restauracji. Patrzę przez ramię; wiem, że Justin w
końcu by mnie znalazł. Jak mam się go pozbyć? Nie zamierzam otworzyć przed nim
ramion, to pewne. Wzdycham, wchodząc do małej kafejki. Siadam na przypadkowe
krzesło, zakrywając dłonią twarz. Kujące łzy wypływają z moich oczu, a moje
ciało drży.
-
Nie muszę niczego dla ciebie robić! Ja tu jestem szefem i ty
powinnaś lizać mi dupę i mieć nadzieję, że ci wybaczę za pierdolone
przeklinanie mi w twarz!
Moje serce wariuje od tego zdania powtarzającego się w kółko
w moich myślach. Justin był tak zły, że wszystko, co wyszło z jego ust, było
prawdą. Właśnie to myśli o naszym związku.
Nagle drzwi się otwierają i kolejny klient wchodzi do
kafejki. Tymczasem ja nie unoszę głowy, modląc się, żeby to nie był Justin.
-
Brooke – głos mężczyzny woła mnie przyjemnie. Zerkam i widzę
uspokojone oczy Paula. – Mogę cię już zabrać do twojego ojca?
Biorę głęboki oddech, przygryzając wargi.
-
Tak.
Chłopak uśmiecha się sympatycznie, oferując mi swoją dłoń.
-
Kłótnia?
Kiwam głową, potwierdzając przypuszczenie. Przysuwa mnie w
swoją stronę i prowadzi do samochodu.
-
Jak mnie znalazłeś?
-
Włożyłem ci tropiciela do butów – chichocze, otwierając przede
mną drzwi.
Wsiadam i wtapiam się w wygodne skórzane siedzenia. Paul
dociera krótko po mnie, następnie chwyta dziwną opaskę z tyłu siedzenia.
Delikatnie chwyta mój nadgarstek.
-
Ten materiał będzie blokował Justina urządzenie. Nie pozwoli
mu cię znaleźć – wyjaśnia, oplatając go wokół mojej ranie na ręce. Uśmiecham
się do niego, dziękując cicho.
-
Um, co z Kierą? – pytam. Nie była zła na Shauna i teraz on ją
chroni.
-
Pogadam z twoim ojcem o niej, jak go zobaczymy – mówi,
odjeżdżając od kafejki.
W między czasie patrzę przez okno i nie widzę idealnie
ułożonych włosów Justina. Wzdycham, odwracając się z powrotem do przedniej
szyby. Popełniam błąd, wsiadając do samochodu Paula?
„Nie muszę niczego dla ciebie robić! Ja tu jestem szefem i
ty powinnaś lizać mi dupę i mieć nadzieję, że ci wybaczę za pierdolone
przeklinanie mi w twarz!”
Nie, nie sądzę.
-
Więc jesteś chociaż trochę podekscytowana faktem, że zobaczysz
swoją mamę i tatę? – przedrzeźnia mnie, lekko szturchając łokciem.
Oczywiście, że tęskniłam; nigdy nie miałam z nimi złych
relacji. Dopóki wracałam do domu z dobrymi ocenami i podejmowałam
odpowiedzialne decyzje, wspierali mnie.
Byli typowymi rodzicami. Nie za surowi i nie za bardzo
wyluzowani. Pozwalali mi chodzić na imprezy, ale musiałam być w domu do
północy. Nie przeszkadzało mi w ogóle, że nie uwielbiałam alkoholu, więc
większość imprez nie było dla mnie. Przynajmniej w porównaniu do Justina, który
był imprezowym zwierzęciem. Justin.
Zamknęłam oczy, przełykając głośno ślinę. Co jeśli mój
ojciec o niego zapyta? Prawdopodobnie go już nienawidzi, więc co mam mu
powiedzieć? ‘ Oh, tak, tato. Zakochałam się w przestępcy.’
-
Brooke? – Paul wyrwał się z moich nieustających myśli.
Odwróciłam głowę do niego i ciężko mruknęłam zmęczonymi powiekami. – Zapytałem,
czy jesteś podekscytowana, że zobaczysz rodziców.
-
Oh, racja, przepraszam. Tak, chyba trochę jestem –
uśmiechnęłam się sztucznie.
-
Hej, wiem, że jesteś zmartwiona Justinem. I przykro mi, że to
ja musiałem powiedzieć ci to wszystko. Moją robotą jest tylko zabrać się do
twojego ojca.
-
Nie wierzę, że mógł mnie tak długo okłamywać – skrzyżowałam
ręce na piersiach, próbując przełknąć gulę w gardle.
-
Wiesz, co sprawia, że czuję się lepie, gdy posprzeczam się z
Sam’em? – zapytał niespodziewanie z wielkim uśmiechem na twarzy.
-
Co?
-
Ogromne pudełko lodów – uśmiechnął się cwaniacko i skręcił
gwałtownie. – Na pewno twój tata się nie obrazi, jak będziemy trochę później.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-
Dziękuję, Paul.
Następnie mężczyzna zaparkował samochód przy uroczym sklepie
z lodami. Oboje wyszliśmy ze sklepu i podeszliśmy do szklanych drzwi. Sklep był
pusty, jedynie starsza kobieta stała za ladą.
-
Cześć wam! – przywitała nas, przez co się do niej
uśmiechnęłam.
-
Hej, poproszę jedną gałkę ciasteczkową i jedną waniliową.
-
Uhh, a ja jedną o smaku waty cukrowej – powiedziałam, patrząc
na wszystkie smaki lodów, które przypominały mi dzieciństwo.
-
To będzie 6,50 – ujawniła nam swoje idealnie białe zęby.
-
Dziękuję jeszcze raz – uśmiechnęłam się w stronę Paula.
-
Nie ma problemu – potarł moje ramię.
Kobieta wręczyła mi loda i natychmiastowo go polizałam.
Jęknęłam, czując przyjemny smak, na co starsza pani i Paul zaśmiali się.
-
Cieszę się, że lody smakują! – powiedziała, przez co moje
policzki zaczęły się palić.
-
Dzięki! Do widzenia! – powiedział Paul, opuszczając budynek.
Moim pierwszym instynktem było sprawdzenie, czy Justina nie
ma w pobliżu, ale szybko zdałam sobie sprawę, że nie muszę się tym już
przejmować. To była robota Paula, żeby zabrać mnie do domu i to właśnie robił.
Weszłam do czarnego mercedesa, próbując niczego nie
zniszczyć lodami.
-
Nie martw się o zaplamienie fotela, to nie mój samochód –
zaśmiał się beztrosko.
-
Więc gdzie spotkamy mojego tatę? – zapytałam. Nie byłam wielką
fanką długich przejażdżek samochodami, ale tym razem nie powinnam bym narzekać.
-
Jest w Bostonie, trzy godziny jazdy – powiedział, kończąc
swoje lody.
Rozłożyłam stopy na ziemi i oparłam głowę o fotel.
-
Tak, możesz się rozgościć – odparł sarkastycznie.
Zachichotałam, dalej delektując się pysznymi lodami. – Twój tata się bardzo
cieszy, że cię zobaczy.
-
Nie miałam pojęcia, że jest policjantem, czemu wszyscy mnie
okłamują? – odkaszlnęłam. Byłam zmęczona wszystkimi kłamstwami. W końcu
postawiłam się Justinowi, i pozwólcie mi to przyznać, to było nieziemskie
uczucie.
-
Zrobił to, by cię chronić, Brooke – przypomniał.
Jęknęłam ciche „tak myślę”, a potem włączyłam radio.
Justin’s POV:
-
Do diabła! – wywróciłem pięścią stół w restauracji, patrząc,
jak Brooke odchodzi. Zamknąłem oczy, biorąc kilka oddechów i próbując się
uspokoić, zanim zrobiłbym coś, czego bym żałował później.
Brooke pewnie siedziała na zewnątrz z Kierą, więc kiedy już
się ogarnąłem, wyszedłem na zewnątrz. Conrad był w samochodzie, podczas gdy
Kiera i Shaun siedzieli na ławce niedaleko. Pewnie była na tylnym siedzeniu.
Podszedłem do auta, po czym zająłem miejsce kierowcy. Ale gdy się obróciłem
nikogo nie było.
-
Co do kurwy? – krzyknąłem, szybko wysiadając z samochodu.
Conrad zrobił to samo.
-
O co chodzi?
-
Gdzie, kurwa, jest Brooke? – krzyczałem, podbiegając następnie
do Kiery. – Gdzie jest twoja pieprzona siostra?!
-
Myślałam, że z tobą – westchnęła, tuląc się do Shauna.
-
Cholera, cholera, cholera – jęknąłem. – Gdzie mogła pójść?
Conrad pokazał mi nagle telefon, na co moje oczy się
powiększyły.
-
Jej tropiciel jest zepsuty.
-
O mój Boże – szepnąłem, nie zdając sobie sprawy, jak musiałem
ją zezłościć.
Boże, mój kochany skarbek.
-
Conrad, wsiadaj do samochodu – warknąłem. – Shaun, jeźdź za
mną.
Obaj posłuchali się bez problemu, a ja szybko pobiegłem do
swojego samochodu. Mknąłem po ulicach, po czym znalazłem gdzieś wolne miejsce
parkingowe. Shaun zatrzymał się zaraz po mnie i wysiadła z samochodu, jak ja.
-
Rozdzielimy się, ale ty, Kiera zostać z Shaunem –
powiedziałem, a dziewczyna przytaknęła. – Macie sprawdzić wszystkie sklepy,
które mijacie.
Nagle myślami powróciłem do sytuacji, w której byłem w domu
Shauna. Skupiłem się mocno, by przypomnieć sobie samochód, który Paul
zaparkował na podjeździe przy swoim domu. – I jak zobaczycie czarnego
mercedesa, model 2014, od razu się zatrzymajcie.
Wszyscy kiwnęli głowami na znak, że zrozumieli i od razu
zajęli się sprawą. Chciało mi się wyć, tak bardzo chciało mi się wyć.
Spieprzyłem po całości, jak zwykle. Uciekła ode mnie; nie chciała być w moim
towarzystwie, więc uciekła.
Uderzyłem w kierownicę ściśniętymi pięściami i krzyknąłem w
sumie nic konkretnego. Czemu kurwa ją okłamałem? Nie mogłem po prostu powiedzieć
jej prawdy?
Ogarnij się, chłopie. Krzykiem i agresją nie sprawisz, że
Brooke do ciebie wróci.
Chwyciłem głęboki oddech. Jeśli ktoś ją skrzywdzi, to nie
mam już u niej szans. Zabiję na oczach wszystkich kogokolwiek, kto ją
skrzywdzi. Nie obchodziło mnie więzienie, nic mnie nie obchodziło, jak tylko
Brooke. Nagle mój telefon zawibrował.
-
Czego chcesz?
-
Justin, chodź do kafejki dwie ulice dalej, teraz. –
Conrad ciężko oddychał.
Wydawał się spanikowany albo nawet zły. Nacisnąłem czerwoną
słuchawkę i przycisnąłem pedał gazu. Brooke tam była? Znalazł ją?
Po drodze napotkałem mnóstwo samochodów w korkach, ale
zignorowałem to i wyminąłem ich, a po chwili już byłem na miejscu. Gdy wszedłem
do kafejki, od razu rzucił mi się w oczy Conrad rozmawiający z pracownikiem
sklepu, więc udałem się w ich stronę.
-
O co chodzi? – zapytałem.
-
Mówisz, że widziałeś blondynkę w brązowej kurtce i jeansach
wchodzącą tu? – zapytał kobiety.
-
Tak, siedziała przy tym stoliku, dopóki nie przyszedł chłopak
w blond włosach – około dwudziestki – i potem wyszli razem – powiedziała,
wzruszając ramionami i sprzątając stoli.
-
Co? – szepnąłem zszokowany. Mężczyzna, którego opisuje to
Paul, co nie mieściło mi się w głowie. – Chętnie z nim poszła?
-
Tak, ona chyba płakała, a potem chłopak wszedł i zabrał do
samochodu – kelnerka odwróciła się, przecierając solniczkę. – Nie była do
niczego zmuszona.
Conor odwrócił się do mnie ze zmarszczonymi brwiami.
-
Przykro mi.
- Zjebałem, Conrad. Zjebałem – szepnąłem, a łzy zebrały się w kąciku moich
oczu._____________________________
Tłumaczenie: @FolllowMeJB
Myślicie, że Justin znajdzie Brooke? Chcecie, żeby do siebie wrócili? Piszcie w komentarzach, to motywuje.
Do następnej!
PS: Na razie nie planujemy dodawać kolejnych rozdziałów, więc nie proście o to. Kolejny rozdział, jak zawsze - we wtorek.
oni muszą być razem! omg ... znajdzie ja? jejkus! @arianatorka
OdpowiedzUsuńJustin to debil! jak mógł ją ja tak potraktować? :(
OdpowiedzUsuńAle mimo to chce żeby byli razem.<3
Czekam na nn! ♥
@damequeen
Świetny :D
OdpowiedzUsuńCo ten Justin wyprawia... czemu on ją tak potraktował : /
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak to się rozwinie, mam nadzieję, że się pogodzą i wszystko się ułoży.
No i jakiś podejrzany ten Paul mi się wydaje. ..
Nie mogę się doczekać nexta < 3
Justin ty idioto.... no to teraz dzieje się coraz ciekawiej
OdpowiedzUsuńoh tak się wkurzylam jak Justin to powiedział i chciałam żeby już nie wróciła do niego ale jak zobaczyłam "Boże mój kochany skarbek " to miałam takie motyli w brzuchu hahahhaha
OdpowiedzUsuńjak to nie planujecie dodać nowego rozdziału a następny jest we wtorek? lol czegoś tu chyba nie rozumiem oh
co on wyprawia ? mam nadzieję, że ją jakoś odzyska..robi się coraz ciekawiej, rozdział jest niesamowity..czekam na nowy! @magda_nivanne
OdpowiedzUsuń