wtorek, 20 października 2015

Rozdział czterdziesty dziewiąty

Piosenki do rozdziału:
All That Matters - Justin Bieber
Right Now - One Direction
Iris - Goo Goo Dolls
________________________

Justin's POV:
- H-halo?
- Nie jąkaj się! - warknąłem. Chłopak z baru (Conrad) przytaknął, nerwowo przełykając ślinę. 
- O, um, dzwonię z Tom's Bar and Grill. Gratulacje, wygrał pan darmową butelkę naszego najlepszego wina w loterii zorganizowanej przez nasz bar - rzucił do telefonu. Uśmiechnąłem się pod nosem, ten plan był idioto-odporny. 
- Włącz głośnik - Conrad natychmiast zrobił to, co mu powiedziałem, upewniając się, czy na pewno mogę usłyszeć odpowiedź Paula. 
- Łał! Co za fart! - zaśmiał się Paul. Przewróciłem oczami. Co za pierdolony idiota. - Mam wpaść, żeby ją odebrać?
- Nie, część nagrody zostanie dostarczona do pana domu - wyjaśnił Conrad, jego oczy wyrażały niepewność co do tego, co Paul miał zamiar powiedzieć. 
- Um, okej. Aktualnie jestem na Manhattanie. Wiem, że wasz bar jest na Brooklynie, więc to może zająć sporo czasu - wymamrotał Paul. Jest aż na Manhattanie? Po co do kurwy miałby jechać aż tam? 
- To żaden problem, mam pełny bak - Conrad zaśmiał się cicho. Paul zgodził się ze śmiechem.
- W porządku, jestem na 97 ulicy, dom numer 20 - szybko zapisałem te informacje w moim telefonie, a następnie kazałem Conradowi się rozłączyć. 
- Okej, niedługo tam będę. Do widzenia - w chwili, w której zakończył połączenie złapałem za kołnierzyk jego koszulki i wyciągnąłem go z baru. - Cz-czekaj!
Odwróciłem się w jego stronę, patrząc na niego z grymasem. 
- Chodź, nie mam całego dnia.
- Nie mogę zostawić baru pustego, stracę pracę - wymamrotał, zaciskając wargi. 
- Znajdę ci nową, chodź - wskazałem głową na mojego Mustanga. Zająłem miejsce kierowcy, podczas gdy on usiadł obok mnie. Patrzył na mój samochód z podziwem, kładąc ręce na desce rozdzielczej. 
- Niezły, nie? - uśmiechnąłem się pod nosem, uderzając delikatnie dłonią w kierownicę.
- Niesamowity. Mustang Gt specs?
- Jasne, że tak - wycofałem z parkingu, a następnie mocno nacisnąłem pedał gazu. Trasa powinna nam zająć przynajmniej 30 minut, ale znając nowojorskie korki spodziewałem się, że zajmie znacznie więcej. 
- Więc, um, jak ona ma na imię? - zapytał Conrad nieśmiało. 
Już chciałem warknąć na niego, że to nie jego sprawa, ale się powstrzymałem. Conrad wcale nie musiał mi pomagać, a jednak to robił. 
- Brooke.
Strzelając palcami, przytaknął. 
- Mam nadzieję, że wszystko z nią w porządku.
- Też mam taką nadzieję - wymamrotałem. Dla dobra jej i Paula. Jeśli musiałbym zabić go na oczach chłopaka z baru, to nie skończyłoby się dobrze. 
- Posłuchaj - odwróciłem się twarzą w jego stronę. - Jeśli tylko zobaczysz, że ktokolwiek chwyta za broń, musisz jak najszybciej zabrać stamtąd Brooke i Kierę - Mówiąc o Kierze wyjąłem telefon z kieszeni i gestem dłoni powstrzymałem Conrada od odpowiedzi. 
- Cześć Shaun, jadę do lokalizacji Paula. Manhattan, 97 dom 20. Zobaczymy się na miejscu - rzuciłem, a następnie rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź. 
- Cz-czy Paul jest tak niebezpieczny jak ty? - Conrad zapytał nerwowo.
- Nawet nie wiem, o co mu chodzi - warknąłem, kręcąc głową. - Jestem prawie pewny, że ktoś nim steruje.
- O - udało mu się wykrztusić. Widziałem, jak nerwowo przełyka ślinę. - Czy ja umrę?
Patrzyłem na niego przez chwilę, a następnie wybuchnąłem śmiechem. Conrad zmarszczył brwi, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Czułem jak moja twarz robi się ze śmiechu coraz bardziej czerwona. Czy to naprawdę go tak martwiło? Bycie zabitym?
- Przecież nikt cię kurwa nie zamorduje - zaśmiałem się, uderzając głową o kierownicę. - To moja walka, nie twoja.

Brooke's POV:
Leżałam na łóżku, które dzieliłam z Kierą, patrząc w sufit. Co jeśli mój ojciec dotarłby tu zanim Justin miałby szansę nas uratować? Co jeśli Justin nie mógł mnie znaleźć?
Spojrzałam na niewielką bliznę po nadajniku, który znajdował się w moim ramieniu. Miałam nadzieję, że ta mała maszyna pomoże mu mnie namierzyć. Położyłam dłoń w tamtym miejscu, wzdychając głośno. 
Chciałam nienawidzić Paula, ale nie mogłam. To nie była jego wina. To była wina mojego ojca. Nie chciałam wracać z nim do domu. Chciałam żyć życiem, którego pragnęłam. Chciałam spędzić resztę moich dni z Justinem. 
Spojrzałam na niewielki zegar znajdujący się na stoliku nocnym. Czerwone litery wskazywały, że była 5 nad ranem. Wiedziałam, że nie było szansy na to, żebym zasnęła, więc po cichu podniosłam się z łóżka i sięgnęłam do metalowej klamki od sypialnianych drzwi. Prawie zaczęłam skakać z radości, gdy okazało się, że były otwarte. Wyjrzałam do przedpokoju, ale wszędzie było tak czarno, że nie mogłam niczego zobaczyć. Trzymałam ręce przed sobą i powoli szłam wzdłuż pomieszczenia, próbując znaleźć schody. Moja stopa niespodziewanie znalazła się na niższym poziomie. Teraz mogłam zobaczyć światło pochodzące z salonu. Na szczęście był pusty. 
Pobiegłam z powrotem do sypialni i zaczęłam gwałtownie potrząsać Kierą. 
- Wstawaj, wstawaj, wstawaj! - poganiałam ją. 
Odwróciła się z moją stronę. 
- Czego chcesz? - Kiera nigdy nie była poranną osobą. 
- Chodź, spróbujemy znaleźć sposób, żeby się stąd wydostać - wyszeptałam, pokazując jej, aby szła za mną. Adrenalina kursowała w moich żyłach. Tak bardzo chciałam się stąd wydostać. 
Kiera szła za mną, gdy ponownie zmierzałam w kierunku schodów, szybko po nich zbiegając. Byłam prawie pewna, że drzwi wejściowe miały alarm, ale zauważyłam, że w kuchni ogromne okno, przez które mogłybyśmy uciec.
- Kiera, chodź za mną! - pobiegłam do kuchni, wspinając się po szafkach. Wyciągnęłam dłonie w kierunku szyby, rozsuwając ją. Prowadziła ona do okna, przez które musiałyśmy się przedostać.
Powiedziałam Kierze, żeby robiła to co ja, gdy starałam się złapać równowagę. Paul może i udawał mądrego, ale z pewnością był idiotą, który zostawił okno bez żadnej ochrony. Złapałam Kierę za rękę i pomogłam jej przejść, a następnie pokierowałam nas obie w kierunku ogrodu Paula.
- Co teraz? - wydyszała Kiera, rozglądając się dookoła. 
Płot był brązowy i dosyć wysoki, ale na szczęście był zrobiony z drewna. W przeciwieństwie do płotu Justina, który był zrobiony z metalu i przewodził prąd. 
- Zgaduję, że musimy to przeskoczyć - wymamrotałam, kładąc stopę na jednej z desek, a następnie podciągnęłam się, żeby przedostać się na drugą stronę. Po chwili Kiera zrobiła to samo. 
- Udało nam się!- rzuciła radośnie. Zaśmiałam się, bezradnie kręcąc głową. - Zmywajmy się stąd. 
Zaczęłyśmy iść przed siebie wzdłuż opuszczonej drogi. 
- Gdzie my do cholery jesteśmy? - jęknęła Kiera, rozglądając się dookoła. 
Wzruszyłam ramionami. 
- Zatrzymajmy się w tej restauracji.
Była to niewielka jadłodajnia, która znajdowała się obok zniszczonej stacji benzynowej. Zaraz za nią można było zauważyć drogę pełną samochodów. Zgaduję, że był to po prostu jeden ze zjazdów, których prawie nikt nie używał. 
Popchnęłam ciężkie drzwi i weszłam do restauracji, a następnie skierowałam się do jednej z kelnerek. 
- Um, przepraszam?
Odwróciła się w moją tworzą, robiąc balona z gumy prosto w moją twarz. 
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Ta, razem z siostrą trochę się zgubiłyśmy. Możesz nam powiedzieć gdzie jesteśmy? - zapytałam, nerwowo drapiąc się po szyi. 
- Manhattan - odpowiedziała krótko. Wyglądała na znudzoną i wkurzoną. 
Manhattan? Nie miałam pojęcia, jak wrócić stąd do Justina bez samochodu. 
- Dzięki - wymamrotałam, a następnie złapałam Kierę za rękę i wyciągnęłam ją z lokalu. 
- Więc co teraz zrobimy? - zapytała.
- Po prostu zacznijmy iść, musimy odejść tak daleko od domu Paula, jak to tylko możliwe - powiedziałam i zaczęłam iść. Gdyby udało nam się dotrzeć do tej drogi, miałybyśmy szansę, żeby złapać taksówkę, ale nowojorscy taksówkarze nie byli najmilszymi osobami. 
- Brooke, możesz być ze mną szczera? - zapytała niespodziewanie Kiera. 
- Oczywiście - przytaknęłam. 
- Myślisz, że Shaun i Justin nas szukają? - zapytała cicho. Do jej oczu napłynęły łzy. 
- Myślę, że robią wszystko co w ich mocy, żeby nas znaleźć, Kiera - przyciągnęłam ją do siebie, delikatnie całując jej czoło. 
- Kocham cię, Brooke.
- Też cię kocham. - Szłyśmy w ciszy przez około 20 minut, po prostu ciesząc się swoim towarzystwem. Zatrzymałam się, gdy byłyśmy na tyle blisko drogi, że mogłyśmy zobaczyć ogromny korek. 
- Nie ma szans żebyśmy złapały taksówkę  - jęknęła Kiera, krzyżując ręce na piersi. 
- Musimy znaleźć jakąś inną ulicę - wyjaśniłam, spoglądając w prawo. - Jeśli pójdziemy wzdłuż autostrady, to w końcu znajdziemy jakieś bardziej zaludnione miejsce. Przecież to Manhattan. 
Kiera przyznała mi rację i zaczęłyśmy iść wzdłuż głównej drogi. Jedynymi dźwiękami, które można było usłyszeć były klaksony i rzucane od czasu do czasu 'zejdź z drogi frajerze'. Nowy Jork, miasto korków i chamskich ludzi. 
- Bolą mnie stopy - jęknęła Kiera, zwalniając, na co przewróciłam oczami. Przecież szłyśmy dopiero czterdzieści minut. 
- Zrobimy przerwę, gdy tylko oddalimy się od tej drogi - powiedziałam. Kiera jęknęła głośno, ale przyspieszyła. 
Z daleka można było zobaczyć zarys wysokich budynków. 
- Kiera, spójrz! Już prawie jesteśmy na miejscu! - próbowałam brzmieć entuzjastycznie, ale w środku byłam równie zmęczona jak ona. 
Gdy moje stopy w końcu dotknęły normalnego chodnika, myślałam, że zemdleję. Nie czułam swoich nóg i miałam wrażenie, że zaraz wypluję płuca. 
- O mój Boże! W końcu! - wydyszała Kiera, wyrzucając ręce w górę. Kilka metrów od nas był hotel, ale nadal miałam wrażenie, że to było za daleko. Zaczęłam iść w jego kierunku. Automatyczne drzwi rozsunęły się, gdy tylko zbliżyłyśmy się na odpowiednią odległość. Gdy tylko zobaczyłam czarną kanapę, prawie się na nią rzuciłam. Kiera zrobiła dokładnie to samo, wzdychając z ulgą. 
- Um, przepraszam, czy zamierzają panie wynająć pokój?- Niska kobieta podeszła do nas, uśmiechając się do nas sympatycznie. Ani ja ani Kiera nie miałyśmy przy sobie pieniędzy, ale byłam prawie pewna, że w tym hotelu były książki telefoniczne. 
- Tak, w zasadzie, mój chłopak ma się tutaj ze mną spotkać, ale zgubiłam swoją komórkę, a nie pamiętam jego numeru telefonu. Czy macie może książkę telefoniczną, z której mogłabym skorzystać? - trzymałam kciuki, żeby powiedziała tak. 
- Oczywiście! Zaraz wrócę! - powiedziała, a następnie zostawiła nas, posyłając nam jeszcze jeden uśmiech. Czy będę szukała numeru Justina Biebera? Nie, oczywiście, że nie, jest jednym z najbardziej poszukiwanych kryminalistów! Jasona McCann'a? Ale przecież to nie było prawdziwe nazwisko. Czy naprawdę znajdę w tej książce jego numer telefonu?
- Proszę bardzo - brunetka podała mi grubą książkę i ponownie zostawiła nas same. Zaczęłam ją kartkować, chcąc jak najszybciej znaleźć nazwiska zaczynające się na literę "M".
- Cholera! Nie ma żadnego McCanna - zmarszczyłam brwi, odkładając książkę. Zauważyłam, że coraz więcej pracowników na nas patrzyło, więc uznałam, że najlepiej będzie po prostu opuścić hotel. Kiera momentalnie ruszyła za mną i znowu znalazłyśmy się na ruchliwej ulicy Manhattanu. 
- Nie wiem co dalej - przyznałam, siadając na wolnej ławce niedaleko latarni. Kiera nic nie mówiła i byłam jej za to wdzięczna. 
To oczywiste, że odczuwałam ulgę, w końcu udało nam się uciec od Paula i mojego ojca, ale z drugiej strony nie miałyśmy pojęcia, co ze sobą zrobić. Nie miałyśmy pieniędzy, schronienia, a szanse na skontaktowanie się z Justinem i Shaunem były niewielkie. Schowałam twarz w dłonie i pozwoliłam łzom swobodnie wypłynąć z moich oczu. 
Miałyśmy przejebane. 

Justin's POV:
- Czekaj, wszczepiłeś jej nadajnik, który teraz i tak nie działa? - Conrad zmarszczył brwi w konsternacji. - Przecież to niemożliwe! Czip, którego użyłeś jest mikroskopijny. Nie ma opcji żeby Paul był w stanie go znaleźć! 
- Sam zobacz, że nie działa - otworzyłem na moim telefonie aplikację do szukania Brooke i podałem mu go. 
- Ale... to przecież to działa? - powiedział Conrad. Zdziwiłem się i wyrwałem mu urządzenie z ręki. 
To było dziwne. Czerwony punkt wskazywał, że Brooke chodziła po ulicach Manhattanu. 
- Co jest kurwa?! Jeszcze trzy godziny temu to nie działało. 
Conrad wzruszył ramionami. Paul wydaje się być ogarnięty w tym całym elektronicznym gównie. Może to on coś zrobił? 
Czy to znaczy, że udało jej się uciec? Gwałtownie wciągnąłem powietrze, przybliżając czerwoną kropkę na mapie. 
Moja dziewczynka. 
Szybko zjechałem z autostrady i wjechałem na jedną z miejskich dróg. Ogromny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Byłem szczęśliwy, że Paul już jej nie torturował. Wszystko czego teraz chciałem, to znów trzymać ją w moich ramionach. Bardzo za nią tęskniłem. Ciężko było mi być z daleka od niej, nawet jeśli miał być to tylko jeden dzień. 
Nagle coś zrozumiałem. Ulice Manhattanu wcale nie były bezpieczne. Wszędzie kręcili się kryminaliści (nie tacy źli jak ja), którzy mogliby skrzywdzić moje maleństwo. Nacisnąłem mocniej na pedał gazu, znacznie przekraczając dozwoloną prędkość. Conrad otworzył, usta żeby coś powiedzieć, ale szybko je zamknął.
- Okej, więc gdzie mam jechać? - spytałem chłopaka, który teraz znów trzymał mój telefon. 
- Brooke powinna być przed hotelem przy Central Parku - powiedział, więc szybko skręciłem w następną ulicę. 
- Nie, nie, nie, czekaj! Poszła w kierunku Alei EveStone. 
- No kurwa! - Chyba jeszcze nigdy nie zawróciłem tak szybko. 
Zwolniłem, gdy tylko znalazłem się na odpowiedniej ulicy i wychyliłem się przez okno, próbując zauważyć gdzieś jej blond włosy. Na szczęście jasne włosy było znacznie łatwiej dostrzec w tłumie. 
- Według nadajnika powinna być w tej restauracji - Conrad wskazał na obskurny lokal na rogu ulicy. Zaparkowałem samochód i natychmiast z niego wyskoczyłem. Gdy otwierałem drzwi do restauracji moje serce biło w niesamowicie szybkim tempie. 
Rozglądałem się po pomieszczeniu, ale nigdzie nie mogłem zauważyć pięknej twarzy Brooke. Wyrwałem Conradowi mój telefon z ręki, gdy tylko wbiegł za mną do lokalu. Przybliżyłem obraz najbardziej, jak to było możliwe, dzięki czemu widziałem na ekranie rozkład pomieszczeń restauracji. 
Wyglądało na to, że była w łazience. 
Przekląłem na siebie za to, że byłem tak głupi i ruszyłem do damskiej toalety. 
- Przepraszam! Nie może pan tam wejść! - drobna kelnerka stanęła na mojej drodze, patrząc na mnie zszokowana. 
- Przesuń się do cholery! Tam jest moja dziewczyna i prosiła żebym do niej przyszedł - przewróciłem oczami, starając się ją ominąć. 
- Jeśli naprawdę cię potrzebuje to zaraz stamtąd wyjdzie - przewróciła na mnie swoimi brązowymi oczami. Suka. 
- Słuchaj dokładnie. Albo się przesuniesz, albo ci kurwa w tym pomogę - na mojej twarzy pojawił się grymas i mocno zacisnąłem pięści. 
Mój kotek był dokładnie dwa metry ode mnie, a ta głupia baba blokowała mi drogę.
Kelnerka gapiła się na mnie. Jej wzrok powędrował do moich ramion, a potem dalej, do moich zaciśniętych pięści. Czułem, że moje żyły stawały się widoczne, a twarz robiła się coraz bardziej czerwona. Przełknęła głośno ślinę, a potem się odsunęła. 
Natychmiast popchnąłem drzwi łazienki. 
- Brooke! - krzyknąłem, zamykając ją w mocnym uścisku. Czułem, że oplotła mnie ramionami, więc podniosłem ją wyżej. Oplotła mnie w pasie nogami. To było cholernie niesamowite trzymać ją znowu w swoich ramionach. - Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię i przepraszam. Myślałem, że żartowałaś. Tak bardzo, bardzo przepraszam!
Brooke schowała głowę w moim ramieniu. Jej łzy zaczęły moczyć moją koszulkę. 
- Też cię kocham i nie chcę cię zostawiać. Nigdy. 
- Nie masz pojęcia, jak długo czekałem, żeby w końcu usłyszeć te słowa - wymamrotałem. 
Odstawiłem ją na podłogę i delikatnie złapałem jej ramię. - Czy Paul coś zrobił? Dlaczego to nie działało na początku? 
- Nadajnik? - spytała.
- Tak, teraz jest okej, ale wcześniej nie działał - złapałem w dłonie jej policzki, ciesząc się dotykiem jej delikatnej skóry. 
- Nie skrzywdził mnie - wyszeptała, a ja zamknąłem oczy z ulgą. Dzięki Bogu! 
Kiedy otworzyłem oczy zauważyłem Kierę stojącą za Brooke. Wyglądała na smutną. Pewnie dlatego, że nie było tu Shauna. - Nie martw się, Kiera. Shaun szukał was ze mną, ale wygląda na to, że zamiast tutaj, pojechał do Paula. 
Kiera natychmiast się ożywiła. 
- Szukał mnie? - Zachichotałem. 
- Oczywiście, że cię szukał! Jesteś jego Claim, kocha cię! 
W momencie, w którym powiedziałem poczułem, że Brooke się spięła. 
- Co się stało, kotku?
- Um, Paul mi o czymś wspomniał - zaczęła powoli. Przełknąłem głośno ślinę. Błagam, niech to nie będzie nic złego. 
- C-co takiego powiedział? - przyciągnąłem ją bliżej do swojej klatki piersiowej. Na szczęście się nie odsunęła. 
- Powiedział, że Claim nie są prawdziwe. Powiedział, że tylko porywacie i nie ma czegoś takiego jak claiming, ponieważ jest to fizycznie niemożliwe. 
- Wciąż miała łzy w oczach, ale teraz można też dostrzec w nich złość i poczucie zdrady. 
O kurwa.
______________________
Tłumaczenie: @JukaPl
Spodziewaliście się tego? Napiszcie w komentarzach, czy podoba Wam się nowy rozdział! To bardzo motywuje :D 
Do następnej! 

8 komentarzy:

  1. omg cooooo
    Jak wywinie sie Justin!?
    @arianatorka

    OdpowiedzUsuń
  2. O jej jak sie ciesze ze ja znalazł!!!
    No ciekawe co bedzie dalej ❤️
    Czekam na mm rozdział! ����
    @damequeen

    OdpowiedzUsuń
  3. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  4. no wkońcu gsdgsadgs ale jestem ciekawa jak teraz Justin wybrnie

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślicie, ze to prawda? Kurczę tak bardzo potrzebuje kolejnego! 🙈

    OdpowiedzUsuń
  6. Uff znalazł je! Oby Sahaunowi nic się nie stało jak zajedzie pod dom Paula. .
    Uwielbiam to i nie mogę się doczekać nexta! < 33

    OdpowiedzUsuń
  7. wczoraj zaczęłam to czytać po obejrzeniu gali (BRAWO JUSTIN !) ok 23.30 i do 4 rano nad tym siedziałam hahahaha
    z jednej strony to wszystko jest takie tandetne, ale podoba i się, serio
    nie lubię jak ktoś ciągle mówi kocham Cię
    co do tłumaczenia to nie mam zastrzeżeń

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przez to ff nie nauczyłam się ani sowa na sprawdzian, którego dzięki Bogu nie było

      Usuń