sobota, 23 grudnia 2017

Rozdział sześćdziesiąty siódmy

Justin's POV:

  • Co kurwa? - krzyknąłem, oglądając jak Tyler obejmuje jej talię.
Odsunęła się od pocałunku, uśmiechając się w ten sposób, w jaki to zrobiła na spotkaniu rady.
  • Naprawdę myślałeś, że Cię oleję, Bieber? - uśmiechnął się cwaniacko i wtulił sędzię Reed.
Moje oczy powiększyły się. Czy on to cały czas planował?
  • Jak to zrobiłeś? - zapytałem.
Wiedziałem, że Tyler jest mądry, ale kurwa, jak on to zrobił? Brooke wyglądała, jakby znała już odpowiedź. Szeroko się uśmiechała i tuliła do mnie.
  • Cóż, wiedziałem, że dostaniesz szybszą rozprawę – zaśmiał się. - Musiałem tylko poczekać, a potem moja piękna dziewczyna, o tutaj, która jest sędzią, przejęła twoją sprawę. - Wyjaśnił po krótce.
Moje usta otworzył się i zamknęła, jak wyłowiona ryba.
Niemniej jednak rzuciłem się na niego, przytulając mocno. Zaśmiał się na to.
  • Przestań, Bieber. W końcu jesteś moim przyjacielem. Pozwoliłeś mi być w gangu, naprawdę myślałem, że nic bym nie zrobił?
Nie powiedziałem nic poza "dziękuję" i uśmiechnąłem się. Uratował mnie.
  • Zgaduję, że później pogadamy o gangu – kiwnął głową, przypominając mi, że mam Brooke dalej tu była. - Mamy kilka spraw do dokończenia.
  • Co na przykład?
  • Proszę cię – odkaszlnął. - Jakbyś nie korciło cię, żeby odegrać się na tych, przez których siedziałeś.
Nie mogłem sobie nawet przypomnieć, o kim mówił. Było tak wiele osób, którymi bym się zajął.
  • No nie wiem, Tyler. - Dopiero co wydostałem się z kłopotów, nie byłem jeszcze gotowy znowu pozbyć się wolności.
  • To będzie szybkie, jak za dawnych czasów.
Nie pracowaliśmy razem od lat, ale gdy już współpracowaliśmy, to była miazga. Oboje byliśmy w dobrzy w tym, co robiliśmy, jak duchy szukające wrogów.
Oblizałem usta.
  • Dołączę do ciebie – skusiłem się, to była ogromna pokusa.
  • Dobra. Jeszcze raz gratuluję – wysłał mi złowrogi uśmiech, ponieważ byliśmy oboje ogromnymi szczęściarzami, znając tak prestiżową panią sędzię.
  • Dzięki, Tyler i Nicole – uśmiechnąłem się do niej w podziękowaniu za wspólne morały.
Jednak głęboko w sercu wiedziałem, że żaden sędzia o zdrowym rozsądku nie wypuściłby mnie na wolność. Nieważne, czego bym nie powiedział, i tak każdy uważał mnie za oziębłego mordercę, który powoduje mnóstwo problemów.
  • Gratulacje, Justin – mama Brooke pojawiła się przede mną.
Mogłem wyczuć trochę zalu w jej głosie, ale od razu złagodniała, gdy spojrzała na rozpromienioną Brooke.
  • Ja, um, chciałabym was kiedyś zobaczyć u nas – próbowała dać nam szczery uśmiech, ale nie udało jej się.
  • Rozumiem, jakie to dla pani trudne, ale obiecuję, że jestem najlepszą rzeczą dla Brooke i ona dla mnie. Kocham ją bardziej niż siebie i nigdy nie pozwolę, żeby była smutna.
Jej mama musiała zrozumieć, że byliśmy razem idealni. W końcu w swoim towarzystwie stawaliśmy się najlepszą wersją siebie.
  • Powinnam już iść.
Serce stanęło mi, jako że nic mi nie odpowiedziała. Brooke szturchnęła mnie łokciem, mrucząc ciche "nie martw się", a potem chwyciła mamę i odprowadziła ją. Oglądałem je, jak odchodziły.
Świat wyglądał inaczej w oczach wolnego człowieka. Bardziej przejrzyście, trawa wydawała się bardziej zielona, a niebo niebieskie. Słońce świeciło jaśniej, i kroki bardziej zachęcająco, jako że już nie musiałem się stresować państwowymi budynkami.
  • Hej.
Brooke nagle pojawiła się przede mną ze zmieszanym wyrazem twarzy.
  • Wróciłem, kochanie – uśmiechnąłem się do niej, po czym przytuliłem i podniosłem. Przycisnąłem swoje wargi do jej bez większego namysłu, delektując się uczuciem, które będę mógł teraz odczuwać, kiedy zechcę. Po chwili odsunąłem się od niej, mówiąc:
  • Twoja mama potrzebuje więcej przekonania.
Wiedziałam, że chciała, by jej mama zaakceptowała nasz związek i lubiła mnie i dla mnie jako faceta, którego wszyscy nienawidzą, wiedziałem, że będzie to trudne.
  • Przyzwyczai się. Wie, że jestem przy tobie szczęśliwa – ugryzła usta.
  • Prawda? - uśmiechnąłem się cwaniacko, oplatając jej talię i przyciągając do siebie.
Boże, tęskniłem za jej ciałem najbardziej ze wszystkiego, czego mi brakowało. Wiedziałem, że to nie prawda, ale nie chciałem niszczyć jej momentu.
  • Kocham cię – moje dwa ulubione słowa wyślizgnęły się z ust Brooke.
W tym momencie nie musiała mi nawet tego mówić, widziałem to po jej oczach. Patrzyła na mnie jakbym był jej całym światem. Ale nigdy bym jej nie powiedział, by przestała to mówić.
  • Kocham cię o wiele bardziej niż możesz to sobie wyobrazić – pocałowałem ją w policzek.
Może i mnie kochała, ale nigdy nie zrozumie, jak jej pragnąłem. Była moim światełkiem na końcu tunelu.
  • Napiszę znajomym, że jesteś wolny.
  • Nie obchodzi mnie nikt poza tobą – wywinąłem oczami. Gdyby tylko wiedziała, że wszyscy już wiedzą. Nic nie zniszczy tego dnia.
Wyrwałem swój telefon z jej dłoni, po czym wysłałem smsa do Andy, jednego z moich starych szaferów, żeby podrzucił jeden z moich samochodów. Zerknąłem na Brooke, która gapiła się na mnie.
  • Wyglądasz tak seksownie dzisiaj, kochanie. Specjalnie to zrobiłaś? - szepnąłem jej do ucha i pocałowałem jej delikatną skórę.
  • Justin – jęknęła cicho. Moją uwagę odwróciło czarne Lamborghini, które pojawiło się za oknem.
  • Gotowa na najlepszą noc w swoim życiu? - przynajmniej miałem nadzieję, że taka będzie.
Z rękoma przyczepionymi do mojej białek koszulki gorączkowo przytaknęła. Brooke ani razu nie odwróciła ode mnie uwagi i nie narzekałem na to. Czułam, że nie mogła uwierzyć, w to co widzi, że stoimy sobie na wolności bez żadnego fałszywego alibi.
  • Kicia, chodź – pospieszyłem ją, by mnie puściła i żebyśmy mogli opuścić budynek i zacząć nasz wieczór. - Nigdzie się nie wyberam. Obiecuję, że nigdy cię nie opuszczę. Możesz mnie puścić.
Widocznie moje słowa nic dla niej nie znaczyły, bo jedynie zacieśniła uchwyt.
  • Zgaduję, że straciłem cały autorytet, huh? - przedrzeźniałem się, po czym schyliłem i wziąłem na ręce. - Takie z ciebie dziecko – pocałowałem ją, zanim poszliśmy do Andy'iego.
Podziękowałem mu za otwarcie drzwi, po czym wpakowałem się z Brooke do samochodu.
  • Gdzie jedziemy? - w końcu przemówiła.
  • Mam dla ciebie niespodziankę, kochanie – szepnąłem, podążając drogą, którą zapamiętałem. Budynek ku mojego zdziwieniu znajdował się niedaleko od miasta. Na szczęście Brooke była skulona w moją klatkę piersiową, więc nie miała pojęcia, gdzie jechaliśmy. Zaufanie emanowało z naszego związku, zwłaszcza ze strony Brooke. Mogłem zawiązać jej oczy i wpakować ją do bagażnika, a i tak nie uznałaby tego za dziwne. Nigdy przy mnie się nie mrtwi i tak powinno być. Oczywiście ja też jej ufałem. Znam ją i wiem, że umiałaby dla mnie zabić (mimo że nie przyzna się do tego).
Mogłem już zobaczyć Shauna na podeście machającego jak nienormalny, jakby nie można było dostrzeć jego studziewięćdziesięcometrowej postury.
  • O mój Boże – krzyknęła. Gdy tylko się zatrzymałem, wybiegła z samochodu. - Jest tu Kiera?! - krzyknęła.
Shaun pokazał mi kciuka w górę na znak, że nasz plan się powiódł.
  • Tak, jest w Starbucksie, chodź. - Próbował złapać ją z nadgarstek, ale nie dała się. Spojrzała jednak na mnie z przerażonymi oczami. Od razu stałem się ostrożniejszy i podszedłem do niej.
  • Kochanie, co jest nie tak? - chwyciłem jej twarz dłońmi, ponieważ to ją uspokajajało.
  • A t-ty idziesz?
  • Kicia, proszę. Nic mi się nie stanie. Idź zobaczyć swoja siostrę. - Czułem się okropnie, mówiąc to, ale panikowałem też, że interweniuje w nasz plan. Starałem się wydawać na najłagodniejszego, jak mogłem. Na szczęście zadziałało.
  • Okej – przytaknęła.
Obserowawałem, jak idzie z Shaunem w stronę małej kawiarni. Gdy zniknęła mi z oczu, od razu pospieszyłem się i poszedłem w inną stronę.
  • Justin! - krzyknął Conrad w podekscytowaniu.
Uśmiechnąłem się i objąłem go. Dave, Kat, Zayn, Harry (byłem zmuszony do zaproszenia ich), Brandon i Jamie wszyscy na mnie czekali w środku i kończyli przystrajać sklep.
  • To wygląda super – prawie się zaksztusiłem, czując gulę w gardle.
    Imię Brooke było napisane literami z diamentów, a jej wszystkie ulubione albumy stały na półkach. Ściany pokryte były mnóstwem naszych wspólnych zdjęć, znalazły się też artykuły o nas. Popsikałem pomieszczenie zarówno moimi perfumami jak i jej, przez co zapach tworzył, cóż – nas.
  • Myślisz, że powie tak? - śmiał się Dave, wsadzając ulubione kwiaty Brooke do wazonów.
Założyłem elegancką białą koszulę na tshirt, czarny krawat i garnitur. Następnie upewniłem się, że wyglądam dobrze w kamerze telefonu.
  • Oczywiście, że tak! - wtrąciła się Kat.
Nagle mój telefon zaczął wibrować. To Shaun pisał mi, że idą.
  • Wszyscy mają się zamknąć! Conrad, zgaś te gówniane światła.
Czułem, że stałem tam rok, zanim otworzyły się drzwi.
  • Justin? - jej uroczy głos zawołał moje imię.
  • Brooke, jak się teraz czujesz? - pierwszy zajął ją Dave. Powiększyły jej się oczy w zdziwieniu.
  • Umm, dobrze?
Następnie Brandon i Jamie:
  • A co by polepszyło ten moment?
  • Justin? - zaśmiałą się.
  • W skali od jeden do dziesięciu, jak bardzo go kochasz? - wyskoczył Conrad, co wyglądało komicznie i prawie wybuchłęm śmiechem.
  • Dziesięć - jej oczy błyszczały.
Nagle zapaliły się światła, a ja pojawiłem się z tyłu. Nie wyjmowałem trzęsących się rąk z kieszeni, trzymając małe, czarne pudełeczko. Gdy tylko mnie zobaczyła, widziałem w jej oczach, że chciała do mnie po prostu podbiec.
  • Brooke, moja kicia – mruknąłem, zapominając o wszystkich obecnych osobach w tej sali. - Przepraszam, jeśli się pospieszyłem, ale nie mogłem więcej czekać. W momencie gdy cię zobaczyłem, chciałem się z tobą ożenić. Wniosłaś do mojego życia radość, której nigdy wcześniej nie czułem. Tak naprawdę nie chciałaś mnie, a ja kochałem cię każdą cząstką mojego ciała. Było w tobie coś czego nie widziałem w żadnej innej osobie. Byłem chujem, cholera, nadal nim jestem ale sprawiłem, że się we mnie zakochałaś. Dlatego wiem, że jesteśmy sobie pisani. Mimo wszystkich rzeczy, które musiałaś przeze mnie doświadczyć, nadal mnie kochasz. Sprawiłaś, że moje życie ma sens. Mój świat jest twoim, a twój jest moim. Nigdy cię nie zostawię, kochanie i mam nadzieję, że ty też nigdy tego nie zrobisz.
Uklęknąłem na jedno kolano co sprawiło, że w jej oczach pojawiły się łzy. – Chcę tylko ciebie do końca moich dni. Brooke, wyjdziesz za mnie?
Zaczęła szlochać i przybiegła do mnie. Szybko wstałem , żeby złapać ją w moje ramiona. Uniosłem ją i zacząłem się kręcić w zupełnym szczęściu.
- Zgaduję, że to znaczy „tak”! – ktoś zawołał, ale nawet nie byłem w stanie powiedzieć kto. Całe pomieszczenie wypełniły oklaski, ale nie zwracałem na nie uwagi. Jedyne co słyszałem była Brooke zanosząca się płaczem.
- Tak, milion razy tak – wyszeptała mi do ucha.
- Tak bardzo cię kocham – wymamrotałem i odstawiłem ją na podłogę. Wyjąłem pierścionek z pudełeczka i nałożyłem go na jej serdecznego palca w lewej dłoni. Był piękny i bardzo dobrze na niej wyglądał.
- Też cię kocham, Justin – przycisnęła usta do moich bez zastanowienia, a ja nie mogłem się nie uśmiechnąć. Pocałowałem ją kilka razy i przejechałem palcami przez jej miękkie włosy.
Gdy tylko się od siebie odsunęliśmy, wszyscy do nas podeszli i zaczęli nam gratulować, obsypywać pocałunkami i uściskami. Kat, Jamie i Kiera płakały i rozpływały się na widok pierścionka.
- Gratulacje, stary – Dave klepnął mnie w ramię. – Jestem z ciebie dumy.
Posłałem mu promienny uśmiech, - dzięki, stary. – Uścisnęliśmy się i zaraz Conrad zajął jego miejsce.
Koleś popadł w histerię, wyrzucał z siebie słowa, które zupełnie nie miały sensu. Żeby go uciszyć, przytuliłem go i wymamrotałem podziękowania, mimo że nie mam pojęcia co mówił. Odprowadziłem go wzrokiem do Brooke. Wciąż nie ochłonął.
Podczas gdy Brooke była nadal przez wszystkich okupowana, przechadzałem się po pomieszczeniu dziękując wszystkim ostatni raz, przed naszym wyjściem. To nie była ostatnia rzecz jaką dla niej zaplanowałem.
- Justin? – słyszałem jej głos. Szukała mnie. Natychmiast ruszyłem w jej kierunku, kiedy moja twarz była już w zasięgu jej wzroku, widocznie się zrelaksowała. Była bardzo płochliwa.
- Jestem tutaj, kochanie – powiedziałem gdy byłem obok niej i pogłaskałem ją po plecach. – Jesteś gotowa na następną niespodziankę?
- Kolejną? – zaciekawiła się podekscytowana.
Wyszczerzyłem się widząc ją taką.
Podziękowaliśmy wszystkim po raz milionowy zanim wyszliśmy. Brooke ściskała moją dłoń z taką siłą, że myślałem, że ją złamie. – Kotku, - zwróciłem jej uwagę. Spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi oczami na co się rozpłynąłem. – Wychodzi na to, że jesteś dzisiaj moją małą dziewczynką. – powiedziałem i uniosłem ją kolejny raz.
Wślizgnąłem się do auta z Brooke na moich kolanach. Było jedno miejsce w które chciałem ją zabrać zanim pojedziemy do domu. Czyli zanim kolejny raz posiądę jej ciało. Poczułem, że robi mi się ciasno w spodniach na myśl o tym, więc szybko opuściłem szybę i zacząłem wdychać świeże powietrze starając się nie myśleć o zupełnie nagim ciele Brooke.
Druga niespodzianka nie była niczym specjalnym. Spotkaliśmy się wszyscy w ulubionej restauracji Brooke na kilka drinków. Chciałem ją zabrać gdzieś daleko stąd, ale szeryf mi poradził, żebym został w mieście przez kilka tygodni zanim będę chciał opuścić kraj.
Wyłączyłem silnik wciąż trzymając Brooke blisko siebie. Nie narzekałem, wiedziałem, że lubiła być blisko mnie. W końcu byliśmy oficjalnie połączeni przez pierścionek widniejący na jej palcu.
Pojechałem dłuższą drogą, żeby wszyscy którzy byli w restauracji zdążyli przed nami. Paru starych przyjaciół Brooke ( których znalazła Kiera) też tu było.
„Gratulacje!” było najpopularniejszym słowem wieczoru i zauważyłem, że Brooke rozluźniła się trochę i zaczęła się ode mnie dystansować. Jednak nie spuszczę jej z oczu.
Brooke rozmawiała ze swoimi starymi przyjaciółmi, jednak najlepiej czuła się przy Christine i Jonem. Z tego co pamiętam były jej współlokatorkami. Christine była zasmucona tym, ze Brooke nie wróci do ich mieszkania, ale ucieszyła się, że nadal będzie kontynuowała szkołę. Pozwoliłem Brooke nadal się uczyć, cholera, nie jestem w stanie jej niczego odmówić.
- Więc, lubisz koszykówkę? – Jon spytał i podrapał się po karku. To było oczywiste, że czuł się prze mnie niekomfortowo i nie wiedział za bardzo co powiedzieć.
- Tak, myślałem właśnie o kupieniu drużyny. – powiedziałem mu. To była prawda, mój księgowy powiedział mi, że czas żebym inwestował w coś pieniądze jeśli nie chcę zostać z niczym.
- Serio? Powinieneś kupić Cavs.
- Myślałem, o drużynie nad którą trzeba popracować – zaśmiałem się. Ostatnie czego potrzebowałem był stres, że zrujnuje jedną z najlepszych drużyn w lidze.
Rozmawialiśmy o koszykówce przez kilka kolejnych minut dopóki Brooke nie owinęła swoich ramion wokół mnie. – Kochanie, jestem zmęczona – powiedziała.
- Ah te czułe przezwiska, używasz ich gdy tylko czegoś chcesz – uśmiechnąłem się pod nosem i odwróciłem się na krześle w jej stronę. – Pożegnałaś się ze swoimi przyjaciółmi, kotku?
Przytaknęła i oparła się o moje ramię. Pożegnałem się z Jonem i odsunąłem ją lekko od siebie. – Dasz radę wyjść o własnych siłach, mała? – trochę jej dokuczałem.
Przewróciła na mnie oczami i przygryzła wargę. – No dobra, dam radę. – odsunęła się ode mnie, ale szybko wkroczyłem do akcji i uniosłem ją.
- Nieważne. Lubię mieć cię w swoich ramionach – wymruczałem i złożyłem na jej policzku kilka pocałunków. Zachichotała i połączyła nasze usta w pocałunku. – Nie mogę się doczekać aż znajdziesz się w moim łóżku. – wymruczałem i przygryzłem jej dolną wargę. Próbowała to ukryć, ale usłyszałem jej cichy jęk.
To było dla mnie wystarczające. Nie pożegnałem się z nikim i wyszedłem pospiesznie w baru. Brooke się śmiała gdy biegłem do naszego samochodu.
Jechałem szybko opustoszałą drogą, gdy Brooke poświęcała mnóstwo uwagi mojej szyi. Jej biodra co jakiś czas spotykały się z moimi. Warknąłem ściskając jeden z jej pośladków, gdy drugą ręką wziąłem ostry zakręt w naszą ulicę.
- Mam nadzieje, że jesteś gotowa, kotku – warknąłem gdy znaleźliśmy się na naszym podjeździe. – Bo mam zamiar posiąść każdy milimetr ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz